
- Gdyby nie pani Ilona, byłoby zagrożone nie tylko życie pana Zbyszka, ale także i innych mieszkańców bloku – mówi ze wzruszeniem pan Włodzimierz, mieszkaniec drugiego piętra przy ulicy Przyjaznej 1.

– Wraz z żoną usłyszeliśmy pukanie do drzwi, za nimi stała drobna kobieta, która trzymała pod rękami naszego sąsiada. Proszę sobie wyobrazić, sama przetransportowała bezwładnego mężczyznę dwa piętra w dół! Pomogłem zanieść go do naszego mieszkania. Gdy leżał już na kanapie, pani Ilona wróciła na górę, by uratować żonę pana Zbyszka, która zdezorientowana całą sytuacją dalej szukała go w mieszkaniu.

Całą akcję przeprowadziła niezwykle szybko i profesjonalnie, zawiadomiła odpowiednie służby, które ekspresowo ugasiły pożar, po czym poinformowała rodzinę pokrzywdzonego o całym zdarzeniu. Zakończyła działania dopiero, gdy wszyscy byli już bezpieczni – dodaje.

- Ten pożar wczoraj był straszny! – krzyknął do pielęgniarki chłopiec bawiący się w okolicy ul. Przyjaznej 1, gdy spacerowałyśmy pod blokiem. Okna na klatce schodowej palącego się dzień wcześniej mieszkania dalej były otwarte, a na trawniku widniały ślady smoły, które powstały najprawdopodobniej podczas akcji straży pożarnej.