W ub. roku, w artykule "Tak się ginie w Rypinie", opisaliśmy jak to Marek Błaszkiewicz, burmistrz miasta i wpływowy wojewódzki działacz PO, rękami swego partyjnego kolegi wojewody Rafała Bruskiego, próbuje zdziesiątkować opozycję. Burmistrz na potęgę usiłował wyprzedawać mienie komunalne, by zdobyć środki na inwestycje. Polityka ta budziła sprzeciw nie tylko opozycji, ale i klubu PO, który dysponował przewagą zaledwie jednego głosu.
Już w kwietniu ub. roku mecenas Andrzej Rakowicz, radca prawny urzędu i sejmiku, który razem z burmistrzem zasiada w Radzie Regionalnej PO, ostrzegł radnych opozycyjnego klubu PiS Pawła Grzybowskiego i Dariusza Kędzierskiego, że grozi im strata mandatu. Potem podobny zarzut postawiono radnym PiS Januszowi Tyburskiemu i Jarosławowi Sochackiemu, a także Januszowi Chojnackiemu, który na znak protestu przeciw polityce burmistrza wystąpił z klubu PO.
W październiku rypińska rada prawie jednomyślnie postanowiła nie rozpatrywać wniosku wojewody, by pozbawić Grzybowskiego i Kędzierskiego mandatów. Przede wszystkim dlatego, że nie dano im żadnego prawa do obrony. Sochacki został przez wojewodę uniewinniony, a nad Tyburskim i Chojnackim wciąż zastanawiali się prawnicy.
Zarzuty wyssane z palca
Po przeszło półrocznych debatach do Rypina dotarł werdykt wojewody: Tyburski i Chojnacki są niewinni. Doniesienie w ich sprawie osobiście złożył wojewodzie sam burmistrz. Dosłownie w parę dni po tym, jak Chojnacki wystąpił z jego klubu, a Tyburski zaatakował go na sesji o prywatyzację
Chojnackiego oskarżono, że zasiada w zarządzie sportowego klubu "Lech", który czerpie dochody z majątku miasta. Bezpodstawnie, bo to klub PO, za aprobatą samego burmistrza, delegował go tam wyłącznie w roli obserwatora, by śledził, jak wydawane są miejskie dotacje.
Z kolei Tyburskiemu zarzucono, że przez póltora miesiąca, jako szef powiatowego zespołu doradztwa rolniczego, podnajmował pokoik od Związku Emerytów. Ponieważ mieścił się on w gmachu należącym do miasta, oskarżono radnego, że prowadzi zakazaną działalność z wykorzystaniem mienia komunalnego. I tym razem trafiono kulą w płot, m.in. dlatego, że lokal wynajął nie Tyburski, ale jego dyrektor.
Przewodniczący ich przeprosi...
- Bardzo się cieszymy, że to już koniec tej wyssanej z palca afery. Kosztowała nas wiele nerwów, naraziła na utratę zaufania ze strony wyborców - mówi Janusz Tyburski. Nie kryje też zdziwienia, że urzędnicy wojewody, nie pofatygowali się, by oprócz szefa rady zawiadomić też o werdykcie obu radnych.
- Na najbliższej sesji osobiście przeproszę obu radnych za to całe zamieszanie - zapowiada szef rypińskiej rady, dr Piotr Gałkowski. - Od początku byłem pewien, że to się tak skończy. Stawiane im zarzuty były bowiem mocno naciągane.
Na werdykt wojewody wciąż czeka szef klubu PiS Paweł Grzybowski. Zarzucono mu, że do ub. roku kierował sportowym klubem "Lech", czerpiąc dochody z majątku miasta. Radny kategorycznie zaprzecza i przedstawia na swą obronę liczne dokumenty. Prawnicy wojewody dopiero pod koniec ub. roku zdecydowali się wystąpić o ich nadesłanie.
Już od 10 miesięcy czeka też na werdykt drugi radny PiS Dariusz Kędzierski. Wszczęte przez burmistrza śledztwo ujawniło, że zasiadał rzekomo w zarządzie "Lecha". Faktycznie radny, zaraz po wyborach, złożył rezygnację z tej funkcji.