Wicepremier i minister obrony narodowej Tomasz Siemoniak, w piątek wizytował bydgoski kompleks koszarowy.
Zadaniem powstającej w Bydgoszczy jednostki będzie koordynowanie działań tzw. szpicy - kilkutysięcznego NATO-wskiego oddziału natychmiastowego reagowania. - Od poniedziałku rozpoczniemy przygotowania pomieszczeń, by w połowie kwietnia rozpocząć konkretne działania - mówił minister.
"Szpica" rusza w czerwcu
Tomasz Siemoniak zapowiedział, że nie będzie żadnego startu honorowego: - Będzie start ostry, bo planujemy ćwiczenia już w czerwcu z użyciem wojsk. Będą to pierwsze manewry "szpicy" Noble Jump. Bydgoska jednostka musi działać na pełnych obrotach. Uważamy to zadanie za priorytetowe dla bezpieczeństwa Polski. Naszą ambicją jest, by siły natychmiastowego reagowania były gotowe na czas warszawskiego szczytu NATO, zaplanowanego na połowę 2016 roku.
Dotąd MON nie rozwiązało problemu regulacji stacjonowania wojska NATO w Polsce. A w najbliższych miesiącach i latach należy się spodziewać kolejnych jednostek NATO, które przebywać będą w kraju nie tylko na manewrach. - Porządkujemy legislację dotyczącą przebywania obcych wojsk - wyjaśniał minister Tomasz Siemoniak. - To m.in. wynika z umowy o instalacji tarczy antyrakietowej w Redzikowie. W przyszłym roku rusza budowa bazy, która ma się zakończyć w 2018 roku.
Siły NATO z naszymi oddziałami ćwiczą także na terenie naszego kraju szybki przerzut rakiet Patriot z Europy Zachodniej.
Minister Siemoniak podkreślił, że w ubiegłym roku ćwiczyło w Polsce 7 tysięcy żołnierzy NATO, w tym już około 10 tysięcy. Ćwiczą u nas wojska pancerne, spadochroniarze i siły powietrzne.
- Właściwie nie ma miesiąca, by nie ukazywały się rozporządzenia na temat prawnych aspektów pobytu sojuszniczych wojsk w Polsce. Rząd uregulował również kwestie dotyczące pobytu naszych żołnierzy za granicą.
Jednocześnie szef MON zapowiedział, że manewry wojsk Sojuszu w Polsce nie będą - jak dotąd - planowane z kilkuletnim wyprzedzeniem. - Ćwiczymy opierając się na zasadzie: szybka decyzja, szybkie wykonanie.
Po kilkunastu latach przerwy MON przygotowuje wielkie ćwiczenia "Kraj 2015" - manewry kryzysowe, z udziałem najwyższych władz państwowych.
Duże zainteresowanie opinii publicznej wzbudziła informacja o planowanym zakupie kilkudziesięciu pocisków samosterujących dla okrętów podwodnych.
Wicepremier Siemoniak potwierdził, że jest projekt kupna przez Polskę okrętów podwodnych nowego typu uzbrojonych w amerykańskie pociski manewrujące tomahawk.
Wydaje się, że uzbrojenie nowoczesnych jednostek podwodnych w amerykańskie pociski manewrujące tomahawk jest w zasadzie przesądzone. Problem w tym, że Polska nie ogłosiła jeszcze przetargu na kupno okrętów podwodnych. W grę wchodzą europejscy producenci.
Nie ma też jasnej deklaracji dwóch producentów pocisków samosterujących o ich sprzedaży, bo nie każdy kraj może je kupić. Tomasz Siemoniak powiedział, że jeden z producentów pocisków wyraził zgodę. Trzeba jednak pamiętać, że jeden tomahawk dla okrętu podwodnego to koszt ponad milion dolarów! Na ile to realne?
Minister Siemoniak nie ma wątpliwości: - Te prognozy są konkretne, realne i osadzone w naszych planach finansowych modernizacji technicznej armii. Pod koniec tego roku rozpoczniemy rozmowy.
Jednocześnie szef MON pochwalił się, że w ubiegłym roku błyskawicznie przeprowadził rozmowy o zakupie 40 pocisków manewrujących JASSM dla polskich samolotów F-16. Minister Siemoniak nie ukrywał jednak, że sprawa zakupu tomahawków dla okrętów podwodnych jest o wiele trudniejsza.
Czytaj e-wydanie »