O problemach związanych z byłym Zachemem mówiła na konferencji prasowej Anna Bańkowska, posłanka SLD. Sprawę komentował też Rafał Bruski, prezydent Bydgoszczy i zastępca Grażyna Ciemniak.
Sporo zamieszania na początku października wywołał raport przygotowany przez naukowców z Politechniki Gdańskiej, a zaprezentowany przez Romana Jasiakiewicza, przewodniczącego bydgoskiej Rady Miasta. Naukowcy oceniali jakość wód gruntowych na pozachemowskich terenach, w pobliżu składowiska przy ul. Lisiej, gdzie gromadzono niebezpieczne odpady, na przykład pofenolowy siarczan. Mogło ich być nawet 18o tysięcy ton.
Jasiakiewicz skrytykował też wtedy działania bydgoskich władz, a zwłaszcza wiceprezydent Grażyny Ciemniak. - W przypadku ochrony środowiska nie wystarczy wysłać pisma i uznać sprawę za odfajkowaną - mówił Roman Jasiakiewicz.
W poniedziałek wiceprezydent Ciemniak zapewniała, że kwestią skażonych terenów miasto zaczęło interesować się w momencie, kiedy okazało się, że Zachem upadnie, czyli pod koniec 2012 roku. - Natomiast na początku stycznia 2013 roku skierowaliśmy pisma do regionalnych instytucji ochrony środowiska, by zabezpieczyć teren i poddać go rekultywacji- mówiła Grażyna Ciemniak. Wymieniła też szereg działań, m.in. pisma do ministra ochrony środowiska czy skarbu, jakie później podejmowało miasto. Jedno z ostatnich to wystąpienie przez Rafała Bruskiego do regionalnego dyrektora ochrony środowiska o zgłoszenie szkody w środowisku.
Grażyna Ciemniak podkreślała, że rekultywacja pozachemowskich terenów to zadanie właściciela, czyli syndyka. - Taka jest zasada, że to zanieczyszczający płaci. My robimy wszystko, by teren po byłym Zachemie znów nadawał się do wykorzystania - dodała.
Anna Bańkowska wysłała z kolei list do syndyka. - Pytam w nim, czy ma pieniądze na utylizację szkodliwych dla środowiska substancji, czy możliwe jest utworzenie funduszu likwidacyjnego niebezpieczne składowiska i rekultywacja terenów? Chcę też wiedzieć, czy można na to przeznaczyć pieniądze pochodzące ze sprzedaży pozachemowskich działek czy też wszystkie środki przeznaczane są dla zaspokojenia roszczeń wierzycieli - wyjaśniała.
Zdaniem parlamentarzystki miasta nie stać na kosztowną operację. Powinno ją sfinansować województwo, a może instytucje rządowe, przy wsparciu funduszy unijnych. Joanna Sobczak, specjalista ds. logistyki, zaproponowała wykorzystanie terenów pozachemowskich na wielofunkcyjny parking dla samochodów ciężarowych, zwłaszcza powyżej 16 ton masy własnej oraz przewożących niebezpieczne substancje.
Okazuje się jednak, że skażony teren to tylko jeden z wielu problemów po byłym Zachemie. Kłopot z funkcjonowaniem ma Bydgoski Park Przemysłowy, graniczący z terenami pozachemowskimi. Syndyk zamknął jedną z bram, którą przedsiębiorcy dojeżdżali do swoich zakładów. - To niezgodne z umowami, jakie podpisaliśmy kilka lat temu - mówił Andrzej Półgrabski, prezes parku. - Wystąpiliśmy więc na drogę sądową.
Bliska rozwiązania jest natomiast sprawa mieszkańców Łęgnowa, którym woda była dostarczana za darmo, ze względu na skażenie terenu przez Zachem. Syndyk chciał odłączyć mieszkańców od tego ujęcia. - Jest szansa, że jeśli zgodzi się na to Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, miasto zapłaci za nowe przyłącza wodociągowe - mówił Rafał Bruski.
Z Grzegorzem Floryszakiem, syndykiem Infrastruktury Kapuściska, nie udało nam się skontaktować.
