Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Były dwa wypadki kombajnistów pod liniami wysokiego napięcia, ale ta w Nowem będzie znacznie wyższa

Agnieszka Romanowicz
Agnieszka Romanowicz
Wykonawca  podkreśla, że Linia Grudziądz - Pelplin - Gdańsk Przyjaźń jest konieczna, bo używamy coraz więcej sprzętu na prąd.
Wykonawca podkreśla, że Linia Grudziądz - Pelplin - Gdańsk Przyjaźń jest konieczna, bo używamy coraz więcej sprzętu na prąd. fot. jard_jard /sxc.hu
- Żeby zyskać więcej pieniędzy, rolnicy wywierają na nas presję, a my jej po prostu nie ulegamy.

Jacek Miciński z Forward Public Relations, firmy obsługującej budowę linii energetycznej 400 kV, która przetnie gminę Nowe, odnosi się do uwag właścicieli gruntów zajmowanych pod tę inwestycję. Opublikowaliśmy je 2 lutego.

Odszkodowania są za niskie
- Kwoty odszkodowań są ustalane na podstawie operatów szacunkowych. Przy tego typu inwestycjach (blisko tysiąca działek) zawsze jest grupa, która oczekuje kwot dużo wyższych. Dlatego każdy ma prawo sporządzić własny operat, jesteśmy gotowi za niego zapłacić. Nie może być jednak tak, że sprzeciw czy inna forma nacisku spowodują, że dla grupy właścicieli zastosuje się inne kryteria niż dla pozostałych.

Kombajnista zginął pod linią wysokiego napięcia
- Znane są nam dwa takie wypadki. Dotyczą innych linii, gdzie przewody znajdują się ok. 5-6 metrów (odpowiednio dla linii 15kV i 110kV) nad ziemią. Linia 400 kV to konstrukcja szczególna. Pokazywaliśmy rolnikom, że w najniższym punkcie odległość od ziemi wynosić będzie co najmniej 11 metrów. Zapas dla sprzętu rolniczego jest więc ogromny. W gminie Nowe od ponad pół wieku stoi linia 220 kV, przewody są niżej niż na projektowanej konstrukcji, a pola są normalnie uprawiane.

Pracownicy energetyki mogą pracować przy liniach maksymalnie przez dwie godziny i to w specjalnym sprzęcie, a rolnicy będą w pobliżu cały dzień
- To nieprawda, co wielokrotnie wyjaśnialiśmy. Polskie normy nie odnoszą się do liczby godzin, w czasie których dopuszcza się przebywanie pod linią, ale określają poziom natężenia pola elektromagnetycznego, który nie może być przekroczony w miejscach dostępnych dla ludzi.

Lekceważą opnie światowych ekspertów o szkodliwości pola elektromagnetycznego, które przytaczają rolnicy
- To przepisy i rozporządzenia są źródłem prawa w Polsce i na świecie. Niezależnie od tego, na spotkanie z rolnikami wykonawca zaprosił eksperta Politechniki Wrocławskiej, który jest biegłym sądowym i zawodowo zajmuje się oddziaływaniem pól elektromagnetycznych. Rozmowa z rolnikami trwała dwie godziny, była życzliwa i rzeczowa.

Rolnikom ciężko się czegokolwiek dowiedzieć, bo do podpisania umów skłania ich psycholog a nie energetyk
- Rzeczywiście jestem psychologiem, do tego ze specjalizacją międzykulturową, bez jakiejkolwiek praktyki klinicznej. Jestem przede wszystkim specjalistą od konsultacji społecznych. Moja rola polega na zadbaniu o to, żeby rolnicy dostali wszelkie informacje o projekcie. Dlatego spędziliśmy dziesiątki godzin na rozmowach o słupach, odszkodowaniach, zagadnieniach prawnych. Nikt nikogo nie przekonuje do podpisywania umów. Wyjaśniamy kryteria wyceny, pytamy o podstawę roszczeń rolników.

Nikogo nie obchodzi, jak rolnicy będą uprawiać ziemię
- Pytamy o wysokość sprzętu stosowanego przez rolników, wykonujemy wizualizacje linii dla konkretnych odcinków, pokazujemy modele kombajnów na tle linii, mówimy o zasadach dotyczących stosowania deszczownic.

Pole elektromagnetyczne wypala uprawy pod linią, dlatego nie ma sensu tam siać
- Sugerowaliśmy rolnikom wizytę na polach, gdzie od lat takie linie istnieją, choćby w gminie Nowe. Pokazaliśmy zdjęcia z analogicznych inwestycji. Niektóre ich argumenty mają na celu jedynie budowanie na nas presji finansowej, a my jej po prostu nie ulegamy.

Co z uprawami powyżej czterech metrów?
- Rzeczywiście pod linią nie mogą rosnąć drzewa i uprawy wyższe niż cztery metry. Dotyczy to tak zwanego pasa technologicznego o szerokości 2 x 35 metrów. Szkoda, że informacje o wysokich uprawach przekazywane są nam poprzez prasę. Nie wiemy, czy problem faktycznie jest, czy to kolejny sposób na wywieranie presji negocjacyjnej. Dlatego zachęcam do kontaktu z nami konkretnych właścicieli.

Pod linią nie będzie można korzystać z deszczowni?
- Nie spotkaliśmy się z tym w Polsce. O tym czy zachowane są bezpieczne odległości do linii od wykorzystywanych w uprawach urządzeń decyduje między innymi ich rodzaj i typ. Przewody linii będą w najniższym punkcie zawieszone na wspomnianych 11 metrach. Jeśli ktoś ma jednak wątpliwości co do zastosowania konkretnego sprzętu, prosimy o kontakt.

Słupy komplikują uprawy
- Dlatego rolnicy otrzymują dodatkowe odszkodowanie. Odległość między słupami wynosi około 400-450 metrów. Staramy się je tak lokalizować, żeby do minimum ograniczyć konieczność ich omijania.

Operaty są o połowę niższe niż zlecane przez rolników
- Wiemy, że operat zlecił jeden rolnik i nie pokazał go nam, a kwoty odszkodowań wyszły dużo niższe. Rolnicy doskonale znają ceny ziemi, niektórzy z nich zajmują się obrotem działkami. Jeśli ktoś ma operat, pokaże go nam i będzie on sporządzony zgodnie z zasadami sztuki, otrzyma wynikające z operatu odszkodowanie.

Na gminę nie ma co liczyć, bo dostanie 700 tys. zł co rok
- Pieniądze te będą spożytkowane na potrzeby gminy, czyli jej mieszkańców. Władze gminy Nowe okazały się jednym z najbardziej wymagających samorządów. Oprócz spotkań informacyjnych organizowanych przez wykonawcę, burmistrz zapraszał nas na spotkania sołeckie. Oczekiwał i oczekuje nadal reakcji na każdy głos lokalnej społeczności. Budujemy linie w dziesiątkach gmin i prawdę mówiąc rzadko spotyka się samorządy, które w tak rzetelny sposób dbają o swoich mieszkańców.

Minimalna wysokość linii zmienia się z każdym spotkaniem
- W fazie konsultacji nie ma projektu linii. Podajemy więc najmniejszą możliwą odległość przewodów od ziemi. Teraz, kiedy mamy gotowy projekt, jesteśmy w stanie podać dokładną odległość dla każdego miejsca na danej działce.

Zastraszają ludzi
- To zarzut, który boli nas osobiście, jako ludzi, którzy wykonują swoją pracę najlepiej jak potrafią. Zastraszanie jest dla nas nie do pomyślenia. Cała nasza praca, proces konsultacji, gotowość do rozmowy przeczą tej krzywdzącej ocenie. Czy mamy przed nimi ukrywać, że to inwestycja celu publicznego, że chodzi o bezpieczeństwo regionu i że w związku z tym istnieją procedury administracyjne, które - jeśli nie uda nam się porozumieć - mogą zostać wdrożone? Czy to jest definicja zastraszania?
Do sprawy wrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska