https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Były jakie były, ale żywiły. Dokładnie 20 lat temu zlikwidowano Państwowe Gospodarstwa Rolne

Rozmawiał ADAM WILLMA [email protected]
- Za czasów PGR ludzie dawali sobie radę - mówią z żalem
- Za czasów PGR ludzie dawali sobie radę - mówią z żalem
Rozmowa z Anną i Tomaszem Streckerami, zootechniczką i dyrektorem z PGR Zegartowice.

- Niewielki ten ogródek.
T.S. - Całe 40 metrów! Z perspektywy 5 tys. hektarów, na których pracowałem, rzeczywiście niewielki [śmiech].

- Nie miał pan oporów, aby gospodarować, pracować na "rozkułaczonej" ziemi?
T.S. - PGR-y nie były dla nas młodych, szczytem marzeń. Skończyliśmy studia rolnicze i z przyczyn rodzinnych musieliśmy szukać pracy w powiecie chełmińskim. A co do rozkułaczenia - z 11 dawnych gospodarstw, z których złożono PGR Zegartowice, tylko dwa należały przed wojną do Polaków. Pozostałe były poniemieckie. Gdy byłem dyrektorem kupiliśmy 300-400 hektarów od rolników indywidualnych.

A.S. - Prywatne gospodarstwa miały coś, o czym my mogliśmy pomarzyć - względną swobodę produkcji. Nam narzucano plany, zmuszano do konkretnych zasiewów, bo państwowe gospodarstwa uznawane były za zaplecze interwencyjne kraju. W ten sposób sterowano gospodarką na 10 proc. ziem uprawnych w Polsce - PGR-y dysponowały aż 2 mln hektarów. Tylko w dawnym województwie bydgoskim było z początku 400 PGR-ów, 180 tys. hektarów.

- To niestety widać. Nic tak nie zepsuło krajobrazu polskiej wsi jak bloki pośród pół uprawnych.
T.S. - Ale nie była to bynajmniej radosna twórczość. Bloki były wynikiem rygorystycznej polityki ochrony ziemi ornej. Nie było zgody na inne budownictwo. To oczywiście było absurdalne, bo jeśli obrabialiśmy 5 tys. hektarów, jakie znaczenie miał taki kawałek ziemi?

A.S. - Ludziom z PGR-ów perspektywa mieszkania w bloku na ogół bardzo odpowiadała, bo to upodabniało ich standard życia do standardów miejskich. Trzeba pamiętać, z jakich warunków ludzie się do nich przenosili. To była zmiana na o niebo lepsze warunki.

- Ale i całkowite uzależnienie od PGR-u.
A.S.:- Wtedy - dość wygodne. Nasze 5-tysięczne gospodarstwo składało się z 11 osiedli, 5 przedszkoli i stołówek, były boiska, kluby.

- Idealizuje pani trochę.
A.S. - Staram się tylko pokazać, że nie było jednego obrazu PGR-u w Polsce. To były różne gospodarstwa, różnie zarządzane i z różnym potencjałem. Dziś obraz PGR-ów kształtuje film "Arizona", a to obraz specyficznego gospodarstwa, a na dodatek przedstawiony w krzywym zwierciadle. Nie można 2 milionów ludzi, którzy zawodowo i rodzinnie związani byli za państwowymi gospodarstwami ustawiać w jednym szeregu i równać w dół.

- Kim byli ludzie z pana PGR-u?
A.S. - Nas początku większość to byli pracownicy z tych gospodarstw sprzed wojny, ludzie dobrze znający swój zawód. Później przyszło pokolenie ich dzieci. Do tego ludzie z zewnątrz, również z okolicznych miast. Obsada była bardzo zróżnicowana w różnych gospodarstwach. Dziś kojarzy się PGR-y z patologiami społecznymi, co jest częścią prawdy.

T.S. - Demoralizacja szła z góry - pracownik wyrzucony za pijaństwo szedł na skargę do komitetu partii i następnego dnia dostawaliśmy nakaz przyjęcia go do pracy. Jak w takiej sytuacji utrzymać dyscyplinę? Dopiero któreś z kolei zwolnienie pozwalało pozbyć się pijaka. Ale i tak zostawał w środowisku.

- Ile mógł zarobić w PGR?
T.S. - Żałośnie mało. Zarobki były bardzo niskie, ale rekompensowane deputatami. Każdy pracownik miał prawo do 25-arowego poletka na ziemniaki, ogródka przydomowego, mógł utrzymywać swoją trzodę i kury, każda rodzina dostawała codziennie mleko.

- Lata 70. wielu rolników wspomina jako złote czasy.
A.S. - Ktoś wtedy poszedł po rozum do głowy i doszedł do wniosku, że najważniejsze jest, aby ziemia wyżywiła swoich obywateli, niezależnie od tego, kto dostarczy żywność.

T.S. - My w pewnym momencie wzrost produkcji mieliśmy tak wielki, że fundusz premiowy dorównywał rocznym zarobkom. Ludzie przychodzili po premię z koszykami i workami foliowymi. Kupowali meble, motocykle, samochody. Ten okres trwał jakieś trzy lata, dopóki władza nie zorientowała się, że mamy za dobrze.

- Wróciła państwowa norma?
T.S. - To ręczne sterowanie skutecznie nas blokowało. Pamiętam plenum z udziałem Kazimierza Barcikowskiego, sekretarza partii do spraw rolnictwa. Wypchnięto mnie wówczas na mównicę, więc powiedziałem, co leżało mi na sercu - że gdybyśmy dostali lepszy sprzęt, plony wzrosłyby nawet dwukrotnie. Ale po mnie głos zabrał jakiś działacz, który zaapelował, żeby "przyjrzeć się towarzyszowi z Zegartowic, temu jak użytkuje sprzęt, który mu kupiła Polska Ludowa".

Wszystko to pachniało absurdem, zwłaszcza gdy widzieliśmy rolnictwo na Zachodzie. Widok gospodarstwa w Austrii był dla nas porażający. Tak sterylnego gospodarstwa nie widziałem w życiu. We Francji zobaczyliśmy obracalne pługi i nawodnione pola obrabiane przez zakonników w habitach. To była przepaść, choć my mieliśmy, do dyspozycji samolot.

- Samolot?
A.S. - Wyczarterowany z Olsztyna. Używaliśmy go do rozsiewania nawozów i przeglądu pól. Można było zobaczyć nawet, w których miejscach niedosiany był groch przez wadliwą redlicę, kopce kreta, niedooraną glebę.

- Kiedy zorientował się pan, że nad PGR-ami wiszą czarne chmury?
T.S. - Do końca nie wiedzieliśmy. Ale już w latach 80. zaczęły się problemy. Wiele PGR-ów wpadło w pułapkę kredytową - zobowiązane przez władzę do budowy kolejnych osiedli i inwestowania musiały brać kredyty, których później nie były w stanie spłacić. Najbardziej obłąkańczym pomysłem były gigantyczne farmy byków - pomysł przywieziony z Włoch, który wówczas zupełnie się u nas nie sprawdzał, a kosztował miliony. Już nie było stać nas na podwyżki dla pracowników.
Nasz PGR był w o tyle dobrej sytuacji, że miał zgodę na konto dewizowe. Więc gdy pojawiły się poważne problemy ze spłatą długów, spłaciliśmy je dzięki dolarom z eksportu. Ale większość nie miała takich kont, więc w przełom 1989 roku wchodziła zadłużona.

- W jaki sposób pożegnał się pan z pegeerem?
T.S. - Sytuacja była skomplikowana, rosła inflacja, a nas nie stać było na podwyżki. Ludzie się skarżyli, ale była realna szansa, że po okresie zaciskania pasa wyjdziemy na prostą. Odwołał mnie wojewoda Muchliński, przez kilka miesięcy byłem bez- robotny. Działacze Solidarności próbowali założyć spółkę pracowniczą, kilka razy przyjeżdżali do mnie, z prośbą, żebym wrócił, ale ja byłem już zbyt pokiereszowany tą sytuacją. Ostatecznie majątek wydzierżawił pan z Warszawy. Dziś większa część ziemi jest dzierżawiona przez szkocką firmę, która sprowadziła nowoczesne maszyny, ale stosuje gospodarkę bezinwentarzową, w oparciu o nawozy, ale bez obornika. To niestety zmienia strukturę gleby.

- Kiedy pan odchodził, w kraju trwało wielkie "uwłaszczanie" PGR-ów. Wielu byłych dyrektorów stało się posiadaczami ziemskimi.
T.S. - Zauważyłem pewną prawidłowość - tam, gdzie majątkiem PGR-ów zarządzają byli dyrektorzy, gospodarstwa istnieją i mają się dość dobrze.

- Co by to zmieniło, gdyby pozostawiono najlepsze PGR-y jako graczy w wolnorynkowej rozgrywce?
A.S. - Czesi i Węgrzy pozostawili sztandarowe gospodarstwa zajmujące się hodowlą zwierząt i uprawą roślin i dziś to oni obsługują wielkie kontrakty na dostawy. W Polsce nie ma na tyle dużej jednostki gospodarczej, która mogłaby przygotować całe jednolite transporty. Co gorsza, rozwalone zostały Stacje Hodowli Roślin i efekt jest taki, że materiał hodowlany sprowadzamy dziś z zagranicy.

T.S. - Największą stratą są zboża-elity. Chodzi o zboże z najlepszymi cechami gatunkowymi. W PGR-ach ten materiał był reprodukowany, a później sprzedawany przez Centralę Nasienną rolnikom. Podobnie było z owcami i trzoda chlewną. Mogliśmy być całkowicie niezależni.

A.S. - Mam tutaj wycinek z "Pomorskiej" o naszej byłej gminie. Byłam wstrząśnięta, gdy go przeczytałam: "W gminie jest 14 wsi, osiem z nich to wsie popegeerowskie. Z różnych form pomocy korzysta 300 rodzin. Od dwóch lat gmina przygotowuje świąteczne upominki dla najuboższych mieszkańców popegeerowskich wsi". Kupili szynki, wędliny, słodycze... Serce mnie boli, bo wiem, że gdyby PGR pozostał, takiego artykułu nikt by nie napisał.

Czytaj e-wydanie »
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Rolnictwo

Komentarze 2

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

M
Marta
Przepraszam bardzo, ale w jakim celu Pan to napisał? Jakie są wnioski?
A
Alex
Państwowe Gospodarstwa Rolne za czasów PRL-u przechodziły w czasie istnienia ciągłej restrukturyzacji. Np. w latach 1950-tych były to nie duże gospodarstwa rolne podlegające Inspektorom PGR. W latach 1960-tych Inspektoraty były likwidowane, a gospodarstwa rolne łączyły się w większe obszarowe Przedsiębiorstwa, następnie w Kombinaty PGR.
Zajmowały się one nie tylko produkcją roślinną i zwierzęcą, ale również produkcją przemysłową posiadały w swej działalności suszarnie produkujące susz z zielonek, przetwórnie pasz treściwych, rzeźnie itd. Posiadały zakłady mechaniczne, zakłady budowlane. Prowadziły na dość dużą skalę sprzedaż inwentarza żywego na eksport, jednocześnie zaspokajając rynek krajowy. Szeroką prowadziły działalność socjalną. Dla młodzieży szkolnej prowadzone były kolonie letni trzytygodniowe oraz ferie zimowe dwutygodniowe. Z tych wyjazdów korzystała młodzież nie tylko z rodzin pracujących w PGR, ale również z rodzin innych (np. pracujących w Urzędach Gminy, Ośrodkach Zdrowia itd.) Wyjazdy były płatne częściowo przez rodziców, a częściowo dofinansowane z funduszu socjalnego. Kierownikami kolonii byli zazwyczaj nauczyciele szkół. Prowadzono wymianę kolonijną z zaprzyjaźnionymi przedsiębiorstwami rolnymi z dawniejszą Czechosłowacją i Niemiecką Republikę Demokratyczną. Jednocześnie z tymi krajami prowadzono wymianę doświadczeń fachowych z zakresu agrotechniki i hodowli zwierząt poprzez przyjazd pracowników zainteresowanych tymi tematami.
W każdym gospodarstwie istniały przedszkola dla dzieci rodzin pracowników PGR, ale nie tylko, chodziły również dzieci rolników indywidualnych. Za pobyt dzieci i wyżywienie ( śniadania, obiady) pobierana była opłata. Obsługa była fachowa, a nadzór bezpośredni miało Kuratorium Oświaty, który kontrolował wykonanie programu nauczania.
Prowadzona przez Państwowe Gospodarstwa Rolne rzeźnie i sklepy zaopatrywały wszystkich pracowników gospodarstw w artykuły mięsne i wędliniarskie. W wyroby mięsne i wędliniarskie zaopatrywały się również społeczeństwo miejscowe. Receptury wyrobów obowiązywały jak dla każdej innej rzeźni. Rzeźnia była pod stałą kontrolą Wojewódzkiego Inspektora Weterynarii oraz Sanepid. Należy również wspomnieć dużą współpracę Państwowych Gospodarstw Rolnych z rolnikami indywidualnymi. Dotyczyła ona uprawy nowych odmian roślin, nawożenia oraz pielęgnacji. Prowadzona była kooperacja w zakresie chowu zwierząt gospodarskich, kiedy PGR kupowały warchlaki lub młody żywiec bydła i dotuczały je do prawidłowej wagi oraz sprzedawały na rynek krajowy. W okresie żniw Państwowe Gospodarstwa Rolne pomagały indywidualnym w sprzęcie płodów rolnych, oczywiście kiedy o taka pomoc się zwrócili. W latach deszczowych zboże rolników indywidualnych o wyższej wilgotności suszone były w suszarni PGR. Cała ta współpraca był dokładnie rozliczana finansowo zgodnie z obowiązującymi cennikami.
Jednym słowem można stwierdzić dużą współpracę Państwowych Gospodarstw Rolnych z gospodarstwami rolników indywidualnych.
Nie wszystkie jednak PGR-y prosperowały pod względem ekonomicznym równo, były takie które gospodarowały na bardzo słabych ziemiach jak i takie, które prowadziły gospodarkę na żyznych dobrych ziemiach. Jedne zamykały rok gospodarczy deficytem inne zyskiem. I tu można przypomnieć polskie górnictwo węglowe w tych latach, gdzie sprawa ekonomiczna kopalni była podobna. Słaba jakość węgla i wysoki koszt wydobycia powodował deficyt finansowy i odwrotnie dobra jakość węgla i niski koszt wydobycia węgla to kopalnia wypracowywała zysk.
Polecane oferty
* Najniższa cena z ostatnich 30 dniMateriały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska