https://pomorska.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Były właściciel bydgoskich gazet oskarżony jest o liczne przekręty na ponad milion złotych!

Maciej Myga [email protected] tel. 052 326 31 51
W domu, który podobno przejął Zbigniew S. przywitał nas jedynie pies
W domu, który podobno przejął Zbigniew S. przywitał nas jedynie pies fot. Agata Kozicka
Zbigniew S., jeden z najsłynniejszych bydgoskich aferzystów lat dziewięćdziesiątych, nadal jest aktywny. Jego była partnerka oskarża go o znęcanie się nad nią i jej dzieckiem oraz podstępne zagarnięcie domu w Białych Błotach.

Bydgoski król oszustów był za kratkami tylko dwadzieścia miesięcy. Wyszedł m.in. z powodu kłopotów zdrowotnych.

Tymczasem do naszej redakcji po pomoc zwróciła się Elżbieta G., była partnerka S.

Betonowe buty
- Przez lata znęcał się nade mną i naszą córką, a teraz jeszcze wyrzucił mnie z mojego własnego domu. Kiedy wróciłam tam pewnego dnia z córką, nie mogłyśmy otworzyć drzwi, bo zmienił zamki. Sfałszował umowę użytkowania domu i okazało się, że bezprawnie się w nim zameldował. A przecież zostawiłam w urzędzie w Białych Błotach pismo, w którym zastrzegłam, żeby nikogo bez mojej obecności nie meldowali - opowiada roztrzęsiona Elżbieta G.

Kobieta boi się o córkę. 12-letnia Magda mówiła ostatnio o samobójstwie. - Mnie potrafił pobić i grozić przy świadkach "betonowymi butami", ale nie wierzyłam w to, co córka opowiadała mi o ojcu.

Przekonałam się, kiedy zaczął się nad nią psychicznie znęcać w mojej obecności. Wszystko nagrałam i przekazałam prokuraturze - dodaje G., która rozeszła się ze Zbigniewem S. sześć lat temu. Dlaczego pozwoliła, żeby się do niej znowu wprowadził? Nie potrafi odpowiedzieć.

Skończyć to wszystko
Z opinii pedagogicznej o Magdalenie G.: "Magda jest dziewczynką cichą, dość zamkniętą w sobie, w trakcie spotkań sprawia wrażenie osoby wyraźnie smutnej i przygaszonej, nie ma w niej typowej dla nastolatek radości życia. Ośmielona opowiada ze szczegółami o niewłaściwym zachowaniu ojca względem niej i mamy, a także o strachu i zdenerwowaniu, które przeżywa właściwie przy każdym, bezpośrednim kontakcie z ojcem. (....) W gabinecie przyznała się, że myślała o tym "żeby skończyć z tym wszystkim, skończyć ze sobą, bo i tak nic się nie zmieni, dopóki ojciec przebywa na wolności".

A Zbigniew S. ma przebywać na wolności do października. Wtedy kończy się warunkowe zwolnienie. Wróci do więzienia, o ile pozwoli mu na to zdrowie.

Nikogo nie wpuszczać
Przyjeżdżam do domu Elżbiety G. Przed wejściem do jednorodzinnego domku wisi już tabliczka z nazwiskiem jej byłego konkubenta. Do bramy podbiega sympatyczny owczarek niemiecki. Nie jest agresywny, można wejść. Na drzwiach nie ma dzwonka, pukam. Nikt nie otwiera, chociaż w garażu stoi samochód.

Przez okno w pokoju widać okulary i stertę papierów na stole. W końcu zauważam kobietę, krzątającą się w kuchni. Pukam w szybę. Ktoś podchodzi do drzwi i przekręca klucz w zamku. Ale nie po to, żeby mi otworzyć.

Prokuratura Rejonowa Bydgoszcz-Południe prowadzi trzy śledztwa ze zgłoszenia Elżbiety G. - W jednym potrzebna jest dodatkowa analiza grafometryczna, bo za mało było próbek pisma. Dwa pozostałe też są w toku. Myślę, że potrzebujemy jeszcze miesiąca, dwóch, żeby je zakończyć - informuje Leon Bojarski, szef "Południa".

Wezwijcie ślusarza
Dochodzenia dotyczą znęcania się, pobicia Elżbiety G. na parkingu pod "Realem" (wtedy interweniował ochroniarz, który jest świadkiem w sprawie), podrabiania dokumentów i kradzieży prądu oraz pieniędzy za wynajem mieszkania w Fordonie, należącego do kobiety. Ona sama ukrywa się przed Zbigniewem S. u koleżanki. - Nawet policja nie potrafi mi pomóc. Kiedy wezwałam ich do swojego domu, to stwierdzili, że mogę zawołać ślusarza, bo oni drzwi nie wyważą - mówi G.

Policja tłumaczy, że takie są procedury. - To może sprawiać dziwne wrażenie, ale takie jest prawo. Nie możemy wedrzeć się do czyjegoś domu. Możemy asystować jeśli pani G. będzie chciała wejść do domu, a obawia się o swoje bezpieczeństwo. Policjanci pouczyli ją, że może złożyć kolejne doniesienie o popełnieniu przestępstwa - wyjaśnia komisarz Maciej Daszkiewicz, rzecznik bydgoskich mundurowych.

Znany był w gazetach
Nazwisko S. kilkanaście lat temu nie schodziło ze szpalt gazet. Oczywiście tych, których nie był akurat właścicielem. Na przełomie lat 80. i 90. Zbigniew S. wszedł w posiadanie dwóch tytułów: "Ilustrowanego Kuriera Polskiego" i "Dziennika Wieczornego". Narobił sporo szumu wokół siebie - dziennikarzom obiecywał, że na reportaże będą latać helikopterem. Ten nigdy nie przyleciał. Później były już same afery, wśród których najgłośniejsza to wyłudzenie pieniędzy od klientów para-banku, nazwanego dla niepoznaki "Loan Banc". Pieniądze straciło wtedy 165 osób. Straty obliczono na 600 tysięcy.

S. został skazany także za oszustwa podczas przejmowania akcji Bydgoskiego Banku Komunalnego i wyłudzanie kredytów z Pomorskiego Banku Kredytowego. Zarzucono mu też przemysłową produkcję nielegalnego alkoholu, m.in. wódki z politury do mebli. Później o Zbigniewie S. ucichło, bo trafił do więzienia.

Zbigniew S. ma w tej chwili kłopoty. Wydaje się, że nie reaguje na nie jego sądowa kurator. Jest na urlopie. Pani, która ją zastępuje nie chciała odpowiedzieć na pytania. Na wrzesień wyznaczono kolejny termin procesu o próbę wyłudzeń kredytów, leasingów, groźby karalne i płacenie czekami bez pokrycia. Wszystkie kwoty z trzynastu punktów aktu oskarżenia sięgają 1 mln zł.

Elżbieta G. przyniosła do redakcji kopertę. Odbiła na niej pieczątki, którymi jej zdaniem posługuje się Zbigniew S. To pieczątki sześciu firm i banku oraz kilka z napisem "prezes zarządu" i "likwidator".

Komentarze 7

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

p
przypadkowy gość
......Oczywiście "ŻONA" napisałem z grzeczności.
p
przypadkowy gość
Mam jedno pytanie: w jaki sposób żona pana "S" posiadła dom w B.B.Czyżby został wybudowany z pieniędzy "zarobionych" przez byłego męża? CIEKAWE. Z artykułu nie można się nic dowiedzieć na ten temat.
o
obserwator
Skorumpowany kraj, skorumpowani ludzie, przykro mi o tym pisac ale taka prawda i nie wieze ze nie mozna tego stannu rzeczy zmienic, trzeba tylko troche dobrej woli. Z dobra wola u nas to zawsze bylo na bakier jesli chodzi o wlasny interes.
t
temida3
Pamiętacie, Kogo wtedy "powieszono" za bezprzykładną prawą postawę!?
Nawet sam Premier miał do tego Kogoś(...) anse i zamiast skierowac I sze kroki do Jego Urzędu(...) skierował( podobno- tak prasa pisała)do " bohatera" art.
G
Gość
Niestety sędziowie w naszym kraju są poza wszelką kontrolą!!!Nie wiadomo jak to zmienić!!!
G
Gość
Proces sędziego znowu się nie rozpoczął, bo oskarżony choruje
Wojciech Malicki Proces Zbigniewa J., emerytowanego sędziego Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu, znowu się nie zaczął. Powód? Oskarżony znowu trafił do szpitala. Sąd Rejonowy w Staszowie, który ma osądzić Zbigniewa J. za jazdę po pijanemu, już cztery raz wyznaczał rozpoczęcie procesu. Bez skutku. Bo emerytowany sędzia Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu choruje i zamiast stawić się na sali rozpraw, przesyła zaświadczenia lekarskie - informujące o tym, że przebywa w szpitalu.
A właściwie w szpitalach, bo zmienia lecznice. Ostatnio leczył się w Sandomierzu, dlatego w środę był nieobecny w sądzie. Efekt jest taki, że sędzia wciąż nie poniósł żadnych konsekwencji karnych za to, że w grudniu 2006 roku, na trasie Tarnobrzeg-Stalowa Wola prowadził auto kompletnie pijany (2,36 prom.), uciekał policji wyzywającej go do zatrzymania się, spowodował kolizję i był agresywny wobec interweniujących policjantów, a na dodatek nie miał prawa jazdy, bo zabrano mu je za... jazdę po pijanemu w sierpniu 2005 r. Za pierwszą wpadkę alkoholową - choć wkrótce minie cztery lata - też nie został prawomocnie skazany, bo odwołał się od wyroku, a sprawa apelacyjna utknęła w Sądzie Okręgowym w Lublinie.
Sędzia Zbigniew J. przeszedł w 2007 r. w stan spoczynku. Nie pracuje, ale zarabia ok. 4 tys. zł miesięcznie. Sąd Dyscyplinarny, który może go pozbawić emerytury, zawiesił wydanie kary do czasu zakończenia spraw karnych.
R
Rycho
Ok- i znów nic z tego nie będzie -jak zwykle w tym kraju.Jeszcze sie nie przekonaliście, że tu prawo nie działa?
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska