Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Były wojewoda toruński Stanisław Rakowicz: Nie musieliśmy pójść tą drogą

Roman Laudański
Dr Stanisław Rakowicz - wojewoda toruński, były dyrektor zakładów w Toruniu i w Bydgoszczy, honorowy konsul Peru
Dr Stanisław Rakowicz - wojewoda toruński, były dyrektor zakładów w Toruniu i w Bydgoszczy, honorowy konsul Peru Roman Laudański
Rozmowa z doktorem Stanisławem Rakowiczem, byłym wojewodą toruńskim, byłym dyrektorem zakładów w Toruniu i w Bydgoszczy, honorowym konsulem Peru.

- Pod koniec PRL-u członkowie PZPR bali się nowego?

- Dominowało raczej przekonanie, że coś się musi zmienić. Reformy z okresu Jaruzelskiego były pozoracją.

- Pamiętam, kiedy gen. Jaruzelski przekonywał mnie, że robili co mogli.

- Generał miał dobre intencje, ale nie znał się na ekonomii. Przyszedł rząd Rakowskiego z niedawno zmarłym ministrem Mieczysławem Wilczkiem. Mam żal do mediów, które szukają ludzi wolności, a nie sięgają do czasów przed Solidarnością. Wilczek był większym człowiekiem wolności niż min. Syryjczyk, który przejął po nim ministerstwo. Za Rakowskiego panowało już przekonanie, że zmiany wyjdą poza dogmat gospodarki centralnie planowanej. Nikt jeszcze nie myślał, że to będzie kapitalizm. Bardziej gospodarka rynkowa, może podobna do jugosłowiańskiej, ale pod szyldem socjalizmu.

Czytaj też: Jerzy Urban: Polską można rządzić tchórzliwie albo oddać władzę nacjonalistycznej sekcie

- Co stało się z reformami Wilczka? Dlaczego system został tak skomplikowany? Dziś często się słyszy, że to nie system jest dla przedsiębiorców, ale oni dla systemu.

- Rząd premiera Mazowieckiego był bezinteresowny, patriotyczny, a później zaczęły się układanki z koalicyjnych partii. I zabrakło im determinacji w trzymaniu steru, bo zarządzanie można porównać do sterowania statkiem. Można żeglować nawet pod wiatr, ale trzeba wiedzieć, jak to robić. Późniejszym rządom koalicyjnym zabrakło jasnej strategii. Wyznaczenia celu. I ustawę Wilczka nowelizowano ponad dwadzieścia razy. Parodia.

- Rocznica 25-lecia jest okazją do wyznaczenia drogi i celu?

- Tak być powinno, ale nie widzę chęci dyskusji na ten temat. Gdyby tak było, to zgodzilibyśmy się, że udało się nam bardzo dużo, ale nie wszystko. Straciliśmy ogromną ilość przemysłu. To co z tym zrobić? Budować rodzimą konkurencję. To nic niemożliwego. Robią to Francuzi, Amerykanie.

- W PRL-u, kiedy kierował pan zakładami w Toruniu, Bydgoszczy i w Kielcach. Pomagała przynależność partyjna, znajomości?

- Przynależność partyjna była wtedy prawie obowiązkowa. Będąc wicedyrektorem bydgoskiego Stomilu wprowadzaliśmy zmiany, przez co powołano mnie na dyrektora Bydgoskiej Fabryki Kabli, która akurat wtedy - siadła. Z Kabli zrobiliśmy najlepszy zakład kombinatu, a dziś jest to jedna z największych kablowni energetycznych w Europie. Ten sukces spowodował, że sięgnięto po mnie, kiedy zginął tragicznie dyrektor Kombinatu Łożysk Tocznych w Kielcach. W ciągu dwóch tygodni przeprowadziłem się do Kielc. Pomagały mi zawodowe osiągnięcia menedżerskie.

- W głębokim PRL-u?

- Polska wyróżniała się wśród krajów socjalistycznych w zarządzaniu. Byliśmy jedynym krajem, w którym taki wydział był na Uniwersytecie Warszawskim, a katedry zarządzania uczyły studentów nie tylko ekonomicznych, ale i technicznych uczelni. Były książki i artykuły tłumaczone z języka angielskiego. Dziesiątki naukowców korzystały ze stypendiów amerykańskich. Sukces bydgoskich Kabli polegał m.in. na wprowadzeniu metody zarządzania przez cele.

- Przywołuje pan Kable, a mi przypomina się bitwa o fabrykę Kabli w Ożarowie. Kiedy zapadła decyzja o zamknięciu zakładu, robotnicy, wspierani przez mieszkańców bronili firmy, z której wywożone były maszyny do Bydgoszczy.

- Sprzedaż Telekomunikacji Polskiej Francuzom spowodował upadek Fabryki Kabli w Ożarowie. Francuzi mieli swoje fabryki, a "Tepsa" (Telekomunikacja Polska) brała 80 proc. kabli z Ożarowa.

- Po wielu bydgoskich zakładach nie ma dziś śladu. Musiały upaść?

- W procesie transformacji ulegliśmy dogmatyzmowi podobnemu do stalinowskiego. Poszliśmy po bandzie dogmatyczno - neoliberalnego podejścia do gospodarki i mamy efekty. Wyprzedaliśmy się z przemysłu, z banków, sieci handlowych. Pozbawiliśmy się źródeł przychodu do budżetu państwa. Ogromny błąd.

- Nie było trzeciej drogi?

- Była. W 1989 roku grupa wybitnych ekonomistów wyjechała do krajów skandynawskich. Po powrocie sugerowali premierowi Mazowieckiemu przyjęcie modelu kapitalizmu skandynawskiego. Kapitalizm amerykański to jeden z gorszych modeli, choć najbardziej efektywny. Skandynawowie łączą zalety gospodarki rynkowej z koniecznością regulowania przez państwo procesów gospodarczych, bo rynek jest ślepy, bezwzględny i zorientowany na maksymalizację zysku, a ludzkość nie może być zorientowana tylko na zysk, ale także na rozwój. Trzeba dbać o oświatę, kulturę, ludzi wykluczonych.

- Ten model można było wprowadzić w Polsce?

- Prof. Jeffrey Sachs, który zresztą zmienił kompletnie swoje poglądy, zwracał chyba niezbyt mocno uwagę rządowi na społeczne koszty transformacji, ale to nie znajdowało zrozumienia. Premier, nie zgłębiając się w sprawy ekonomii, polegał wyłącznie na wicepremierze Balcerowiczu.

- Brakowało nam wtedy kapitału.

- Najważniejszym kapitałem w gospodarce są kadry, a z nimi nie było kłopotu. W tamtych czasach w rezerwach NBP były spore zasoby. Pod te rezerwy można było uruchamiać w polskich bankach kredyty typu hipotecznego. Jak wykupiona została bydgoska PESA? Kilka osób wzięło kredyt. A jak powstały toruńskie Opatrunki - dziś największa firma w naszym województwie? Nie pozwolili się sprywatyzować przez obcy kapitał, który zrobiłby zapewne w tym miejscu hurtownię pampersów. Podobnie rozwinął się Apator jako polska spółka pracowniczo-menedżerska.

- Dlaczego nie uratowano innych zakładów?

- Wtedy obowiązywała zasada, że wszystko trzeba sprywatyzować, nawet za złotówkę. Przepraszam, Elanę sprzedano prawie za wartość portierni i ogrodzenia. I dziś jej nie ma. Takich zakładów się nie likwiduje, bo chemia rozwija się przez dziesiątki lat wykorzystując całą infrastrukturę techniczną.

- Nie najlepszy przykład z uwagi na Zachem, w którym też pan pracował.

- Zachem był obarczony wielką wadą - budowany był jako "zbrojeniówka" na ogromnym terenie i z kosztowną infrastrukturą. Przy produkcji zbrojeniowej koszty się nie liczą, ale cywilnej - tak, choć to do końca nie wyjaśnia przyczyn upadku Zachemu. Część wydziałów mogła dalej pracować.

- Życiorys w połowie bydgoski, a połowie toruński, choć wojewodą był pan toruńskim. Jak z takiej perspektywy wyglądają bydgosko - toruńskie animozje?

- Praźródłem była walka o województwo. Wtedy koledzy z Bydgoszczy zrobili błąd walcząc o urząd wojewody. Później zabrakło refleksji, czy w Toruniu trzeba budować coś, co już jest w Bydgoszczy i odwrotnie. Należało lepiej połączyć oba miasta rezygnując ze słabszych projektów. Dwupasmowa "osiemdziesiątka" spowodowałaby przyrastanie do siebie obu miast. Komunikacja jest podstawą. Wspólne projekty gwarantowałoby więcej korzyści.

- A może to województwo jest niepotrzebne. Toruń niech idzie do Gdańska, a Bydgoszcz do Wielkopolski.

- Uratowanie województw było fantastycznym osiągnięciem obu środowisk. Gdyby Toruń trafił do województwa pomorskiego, to zostałby zupełnie zmarginalizowany, o czym świadczy przykład Chojnic. Bydgoszcz spotkałby podobny los. Jesteśmy ze sobą naturalnie powiązani.

- Wydawało się, że podtoruński Cristal Park ściągnie do siebie bezrobotnych nawet z dalszych gmin. Ruszyło. I się skończyło.

- Trochę w tym sukcesu, trochę porażki. W czasach, kiedy byłem wojewodą, Toruń chciał być trzecim, po Warszawie i Wrocławiu centrum przemysłu elektronicznego. Były w Toruniu cztery zakłady elektroniczne, koncepcja utworzenia piątego, na UMK ruszył kierunek fizyczne podstawy mikroelektroniki. Japończycy musieli o tym wiedzieć. Podobno chcieli też w Łysomicach zbudować wysoki biurowiec, co mogłoby świadczyć o planach stworzenia ośrodka badawczo-rozwojowego. Coś, oprócz kryzysu, musiało się zmienić, że nie nastąpił dalszy rozwój. Była gwarancja zatrudnienia 10,5 tys. ludzi. Skończyło się na 5 tys., a później coraz mniej.

- Jesteśmy w stanie wygenerować w regionie duże firmy, które stworzyłyby miejsca pracy?

- Na przykładzie PES-y, Opatrunków, Apatora i mniejszych firm można powiedzieć, że gdybyśmy prowadzili przez ostatnie 25 lat racjonalną politykę przemysłową popierającą rozwój polskich branż, bo mamy intelektualny potencjał, to powstałoby więcej dużych firm. Mamy zaplecze: Uniwersytet Technologiczno - Przemysłowy, UKW, UMK z trzema kierunkami technicznymi. Wielkie firmy nie powstają z dnia na dzień. Może małe spółki i firmy rodzinne - tak. Czy sukcesy Volkswagena byłyby możliwe bez decyzji niemieckich rządów? Nie mówię o sytuacji przed- i wojennej, ale powojennej. Land Saksonii ma w nim swoje udziały. My na szczęście mamy jeszcze Bank Gospodarki Krajowej i ponad 500 banków spółdzielczych. Jest możliwość odzyskania bankowości przez Polskę. Jeśli niemiecka firma korzysta z rządowych dotacji, to musi mieć konto w niemieckim banku. Dlaczego nasze samorządy nie mogą lokować pieniędzy w polskim banku spółdzielczym? Bo muszą ogłosić przetarg!

- Pomysł nacjonalizacji banków i firm nie brzmi zbyt politycznie?

- Nie mówię o przejmowaniu, tylko stworzeniu tak mocnej konkurencji, by tamte banki ograniczyłyby swoją działalność do finansowania kapitału pochodzącego głównie z ich krajów. Tak jest na świecie. Skoro mamy sieć spółdzielczej bankowości, to potrzebne są decyzje rządowe i samorządowe. Przedsiębiorcy są ludźmi zorientowanymi na otoczenie, w którym są: klienci, dostawcy, bank i władze. Idźmy jak Niemcy drogą patriotyzmu gospodarczego. Czy niemieccy politycy jeżdżą japońskimi samochodami?

- Nie mamy polskiego auta.

- Racja. Szukajmy innych możliwości rozwojowych. Skoro PESA była kiedyś upadającym ZNTK-a, to czy nie moglibyśmy jeszcze odbudować - w mniejszym tonażu - przemysłu stoczniowego? Mamy przecież fantastyczny rozwój stoczni jachtowych w kraju. Znaleźliśmy rynkową niszę. Ciągle mamy jakieś możliwości.

- Z badań TNS Polska wynika, że po 25 latach zmian 39 proc. Polaków uważa, że zmiany poszły w złym kierunku, w 38 proc., ze w dobrym.

- Coraz bardziej bolą nas popełnione błędy. One stworzyły 39 proc. niezadowolonych. Jedna trzecia absolwentów nie ma pracy, dwa miliony musiały wyjechać z kraju. Gdyby zostali - sondaże byłyby jeszcze gorsze. Prawie każdy powie, że zmiany przeciętnego, indywidualnego Polaka są korzystne, a na poziomie państwa - są problemy. Państwo nie radzi sobie z emeryturami, przyrostem naturalnym, przemysłem. Dlaczego nie opodatkować wielkich sieci handlowe, które wykazują w sprawozdaniach, że nic nie zarabiają? Jak nie zarabiają, to niech się likwidują. Czujemy brak bezpieczeństwa socjalnego, ustawowych regulacji, ale także zdrowego rozsądku. Włożę jeszcze kij w mrowisko: prowadzimy rankingi bogatych przedsiębiorców, ale zróbmy kiedyś ranking płacących w Polsce podatki. Kto zapłacił największe? Wyszłoby, że niektórzy najbogatsi przez 25 lat nie zapłacili grosza podatku dochodowego!

- Może powinniśmy 25 lat temu przeprowadzić lustrację i dekomunizację? Otworzyć archiwa jak w NRD.

- Odpowiada mi model po odejściu gen. Franco w Hiszpanii - nie rozgrzebywali życiorysów. Skupili się na budowie demokratycznej Hiszpanii. Indywidualne ludzkie losy, motywacje są zbyt skomplikowane - nie mieszczą się w kategorii czarno - białej. Czy dekomunizacja nie byłaby zastąpieniem jednego totalitaryzmu przez drugi?

- A sprawiedliwość dziejowa? Za komuny jednym było łatwiej, drugim - gorzej.

- Sprawiedliwość dziejowa powinna się rozstrzygać na poziomie wielkich zbiorowości społecznych. W PRL-u byłem krytycznie nastawiony w końcówce rządów Gomułki, później - jak wielu - powitałem z nadziejami Gierka, który zawiódł nas po kilku latach. Wtedy ukułem dewizę życiową: sam nie zmienię systemu podpisanego w Jałcie. Ale każdy z nas może ostre brzegi systemu jeszcze bardziej zaostrzyć lub stępić. Całe życie stępiałem, żeby jak najmniej raniły, ale najważniejsze jest budowanie, tworzenie. Trzeba zostawić po sobie choćby maleńki ślad.

Rozmawiał Roman Laudański

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska