Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cała prawda o historii Araba, który zastrzelił żonę Polkę

adam willma [email protected] tel. 56 61 99 924
sxc.hu
Teresa Antczak słyszała ten huk. "Jakby spadł kawał ciężkiej blachy" - pomyślała. Skojarzyła dopiero, gdy zawyła syrena pogotowia 24 i usłyszała głośny płacz.

To Monika i Sylwia, dziewczyny z sąsiedztwa. Monika zadzwoniła do cioci, która właśnie jechała do nich w odwiedziny.

Że tato postrzelił mamę.

"Wołynianka" napisała na blogu: "W niedzielę dotarła do mnie tragiczna wiadomość o śmierci przyjaciółki z lat dziecięcych mojej młodszej córki. Dowiedziałam się, że w sobotę mąż jej Libijczyk, były milioner, z zimną krwią, na oczach dwóch córek, 13 letniej Sary i 18 letniej Magdy, przyłożył jej do głowy pistolet i strzelił. W mojej pamięci pozostanie jako śliczna blondyneczka o lekko kręconych włosach, zawsze roześmiana, miła, grzeczna."

Abdul z Dobrego

W zielonym paszporcie wystawionym przez Wielką Socjalistyczną Libijską Arabską Dżamahirijję Ludowo-Demokratyczną figuruje imię Abdelatif, ale w Dobrem wszyscy mówili Abdul.
Sąsiadce Antczakowej podobało się, że Abdul z Renatą spacerował pod rękę. Ci, którzy zeznawali w śledztwie, wspominają, że grzeczny i uprzejmy. Ukłonił się, zagadał. Owszem czasem wypił, ale nie tak, żeby się zataczać. Awantur sąsiedzi nie słyszeli. Spokojna rodzina, żadnych interwencji policyjnych.
I nagle ten huk.

Do Polski Abdul przyjechał w 1988 roku, turystycznie. Milionerem nigdy nie był. W tamtym czasie dolar bił złotego na głowę, więc zabawa w Polsce wychodziła tanio. A u ojca Abdula, w Bengazi, drugim co do wielkości mieście w Libii, dolarów nie brakowało - niewielka firma transportowa pozwalała mu utrzymać i wykształcić ośmioro dzieci. Młodość Abdul wspomina sielsko - zapamiętał dobrą, kochającą się rodzinę, ulubione partie szachów i mecze hokeja na trawie.

"Wołynianka" widziała to tak: "Na jej nieszczęście jeden z nich (Arabów) zaimponował Renaci. Przypuszczam, że się w nim zakochała, po raz pierwszy mogła dysponować większą sumą pieniędzy, co dla niej było ważne."

Wycieczka do Torunia

Gdy pojawił się w Polsce, Abdul miał już za sobą studia inżynierskie. Wyspecjalizował się w klimatyzacji.
W Toruniu miłość wybuchła tak gwałtownie, że do Libii pojechał tylko pozałatwiać formalności. I wrócił na ślub. Zamieszkali najpierw na Wrzosach, później przenieśli się na Rubinkowo, a w 1992 do Dobrego, gdzie mieszkali rodzice Renaty. Na świat przyszły dwie córki.

Psycholog sądowy: - Dobrze się zaadoptował, akceptował odmienność religii, tradycji i zwyczajów codziennego życia. Żona mu w tym pomogła.
Choć polskiego nie opanował biegle, Abdul dał się lubić. Znalazł robotę w dziewiarni, później na stacji benzynowej. W końcu próbował nawet rozkręcić własny sklepik spożywczy, ale nic z tego nie wyszło. Wylądował na bezrobociu.

I tak od dziesięciu lat. Przypałętała się choroba, więc tylko od czasu do czasu chodził pomagać Renacie przy obieraniu cebuli.

Świnia

Ale pieniędzy było mało. Tym bardziej że dziewczyny już duże - Monia w technikum, Sylwia w gimnazjum. Gdy Monice stuknęła osiemnastka, matka pozwoliła, żeby do domu wprowadził się jej chłopak, Łukasz.
Abdul trochę się burzył, mówił że się nie godzi, aby dziewczyna mieszkała z chłopakiem przed ślubem, ale do gadania miał niewiele. Zwłaszcza, gdy po śmierci ojca w Libii wysechł strumyczek z dolarami.

Jedynym przywilejem pana domu, jaki mu pozostał, było ucinanie drobniaków z reszty po zakupach. Kupował za nie małpkę wódki, którą wypijał zwykle sam, zamknięty w łazience. Renacie działało to na nerwy. Tym bardziej że nie było z czego odłożyć. Praca przy cebuli pozwalała żyć ledwie na styk, od pierwszego do pierwszego.
I tak żyli. Coraz dalej od siebie. Abdul skarżył się koledze z Dobrego, że żona traktuje go jak powietrze w obecności innych, że ma go za nic. Nawet nie to, że mówiła "wracaj do Libii". Bardziej odczuł, gdy nazwała go świnią. Wiedziała, co to znaczy dla Araba.

Ziemniaki i kotlet

Tamtego dnia zaczęło się od rana. Abdul poszedł na zakupy po chleb i kiełbasę. Dołożył do tego małą butelkę wódki. Renata się wściekła. Usmażyła kotlety mielone, ostrugała ziemniaki. Ale tylko tyle, żeby wystarczyło dla dziewczyn i Łukasza.
- A ty jesteś wypity - rzuciła do Abdula. Dzieciom kazała zjeść w swoim pokoju, żeby nie słyszały nadciągającej kłótni.
Ale Abdul nie zamierzał się kłócić. Trzasnął drzwiami i zszedł do piwnicy. Gdy wrócić, podszedł do Renaty, która stała odwrócona do zlewu.
- Zobacz, co mam w ręce.
Ale ona nawet się nie odwróciła.

Policyjny fotograf uwieczni później kałużę wody, ślady krwi, kosz z cebulą i popielniczkę z czterema petami i połyskujący chromem rewolwer. W pokoju dziewczyn wyplakatowanym Ka$hą i Eminemem - talerze z niedojedzonym obiadem, piżamę Moniki, w misie, zabrudzoną od krwi.

Ale teraz Abdul stoi ze srebrnym rewolwerem. Może i pociągnąłby za spust, gdyby nie zapłakana Monika, która całuje go po dłoni: - Jeszcze ty nas nie zostawiaj - łka. - Pomóż mamie.

- Już nic nie pomoże.
Tylko Łukasz zachował zimną krew. Zadzwonił po policję, szmatką ze zlewu otarł krew z głowy Renaty.
Pierwszy na miejscu pojawił się policjant z Osięcin:
- Abdul, nie będziesz robił głupot?
- Nie.
- Wiesz, co narobiłeś?
- Wiem, ale nie mogłem już wytrzymać.
Najgłupsza rzecz w życiu
W domu przy ul. Powstańców policjanci znaleźli jeszcze dwa pistolety. Jeden startowy, drugi straszak do przepędzania bezpańskich psów. Ten trzeci - rewolwer Bohemia, kaliber 9 mm, przerobiony na ostre naboje, Abdul miał znaleźć 10 lat temu, w porzuconej reklamówce na Stadionie Dziesięciolecia. Przynajmniej tak powiedział policji.

Niedługo później był zamach na WTC, więc Abdul schował pistolety głęboko w piwnicy, żeby ktoś nie wziął go za arabskiego terrorystę. Nigdy go nie używał.
- Kiedyś mówił, że w Libii każdy mężczyzna może mieć karabin, a nawet miecz - wspomina sąsiad z Dobrego.
Podczas drugiego przesłuchania starsza córka mówiła o ojcu już bez tego współczucia, które miała z początku. Przedstawiła Abdula jako tyrana, który chciał rządzić domowymi pieniędzmi i trwonił je na wódę.
- Mówił, że jest panem domu i nikt mu nie podskoczy. Wiele razy po pijanemu groził matce, że ją zabije - zeznawała dziewczyna. Może to prawda, a może tylko część prawdy, wyolbrzymiona po śmierci matki. Lekarze ze Szpitala Wojewódzkiego wyjęli kulę z czaszki, ale śmierć powstrzymali ledwie na trzy dni.
Tabloidy wszystko pokręciły. Napisały, że Libańczyk z Radzymina zabił, bo żona za mało zarabiała. Internauci dopisali: "ukamienować Araba."

Abdul tego nie czytał, bo do tej pory z czytaniem po polsku nie idzie mu dobrze. Mówi, że sam nie wie, dlaczego nacisnął cyngiel. Chciał tylko przestraszyć: - Gdy stałem nad żoną z pistoletem w dłoni, wiedziałem, że zrobiłem najgłupszą rzecz w życiu. Ona była dla mnie wszystkim - wyznał prokuratorowi.
Może to tylko obrona. Albo nie.

Może byłby bohaterem

- Gdyby nie wystrzelił, może byłby dziś w Libii, bo tam wszystko się zmienia - rozmyśla głośno Edmund Krajewski z Dobrego, który do niedawna każdego dnia odkłaniał się Abdulowi na ulicy. - Może byłby bohaterem albo jakimś konsulem. A tak - do końca życia pozostanie łotrem i Arabem. Chociaż zabił po pijanemu, jak Polak.

PS. Z uwagi na toczące się postępowanie personalia osób występujących w tekście zostały zmienione.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska