- Jaki ja głupi byłem - załamuje ręce nasz rozmówca z Sypniewa. Nazwiska nie powie, tylko do wiadomości redakcji, bo za swoją głupotę wstydzi się i to bardzo. - Poszedłem do Banku Spółdzielczego, wypłaciłem pieniądze - opowiada. - Wpłaciłem do Banku Pocztowego i kasa poszła z wiatrem.
Czytelnik pokazuje dokumenty potwierdzające wpłatę. - Jak widzę reklamy Banku Pocztowego, to mnie szlag trafia - mówi. - Taki stary, a dałem się złapać.
Zygmunt S. z Sypniewa przez 30 lat pracował na poczcie i miał opinię bardzo uczciwego oraz uczynnego człowieka. Oferował też pomoc w lokowaniu pieniędzy - jednym normalną lokatę w Banku Pocztowym, a innym na specjalne konto, aż na 20 proc. W tym przypadku na kartce dawał potwierdzenie wpłaty.
Fałszywy agent ubezpieczeniowy nadal działa na terenie Chojnic
- Skarżył się, że żona choruje, o on nie dostaje żadnych nagród i premii - mówi Czytelnik. - Pomyślałem sobie - czy ja mam pieniądze w Banku Spółdzielczym, czy Pocztowym, wszystko mi jedno.
Mieszkaniec Sypniewa wpłacił na pocztę najpierw 40 tys. zł, a później jeszcze 20 tys. zł. - Dostałem dokumenty, ale później okazało się, że on sobie numerki na umowach z głowy wymyślał - mówi. - Skąd ja to mogłem wiedzieć?
Pieniądze, które wpłacali mieszkańcy, znikły. Ludzie mówią, że przegrał je prawdopodobnie w totolotka. Policji Zygmunt S. tłumaczył, że to mafia kazała mu zabierać mieszkańcom Sypniewa pieniądze, bo w inaczej zabiją jego i jego rodzinę.
- On wypłacał procenty - mówi Czytelnik. - Jak się rozeszło, że można mieć 20 proc od wpłaconej sumy, to każdy do niego leciał. I tak to szło - jednym dawał, ale innym zabierał, żeby wypłacić i nie tracić wiarygodności.
Sprawa wyszła na jaw, a Zygmunt S. trafił za kratki. Dziś zaczyna się jego proces, a ludzie od kilku miesięcy starają się odzyskać swoje pieniądze. - Trzy razy pisałem do Pocztowego, za każdym razem dostawałem odpowiedź, że trwa postępowanie. Nie mam już siły na to wszystko - mówi Czytelnik. - Nie jestem sam, ludzie grube tysiące wpłacali. I też płaczą. Proces w Bydgoszczy potrwa 10 lat, a ja teraz nie mam na węgiel. Żona ciężko choruje i dobrze, że leki są dotowane. Na groby nam chyba je położą, jak to tak potrwa.
W Banku Pocztowym tłumaczą, że w sprawie podejrzenia popełnienia przestępstwa w Urzędzie Pocztowym w Sypnie-wie, toczy się postępowanie sądowe, a bank bardzo wnikliwie tę sprawę zbadał.
- Od samego początku dążymy do jak najszybszego jej wyjaśnienia - zapewnia Magdalena Ossowska-Krasoń, rzeczniczka Banku Pocztowego. - Bank, jako instytucja finansowa, musi działać zgodnie z obowiązującym prawem i dbać o interesy depozytariuszy. Jednak w tym przypadku, biorąc pod uwagę sytuację poszkodowanych przez nieuczciwego pracownika Poczty, postanowiliśmy zrobić odstępstwo od panujących zasad i zwróciliśmy środki w przypadkach niepozostawiających wątpliwości co do słuszności reklamacji - np. w sytuacjach, gdy klienci przedstawili dokumenty potwierdzające wpłatę środków na rachunek bankowy, a pieniądze te nigdy faktycznie do banku nie wpłynęły.
W banku twierdzą, że niektóre przypadki wymagają decyzji sądu, gdyż nie jest w stanie w sposób bezsprzeczny potwierdzić prawdziwości przedstawionych dowodów - chodzi tu np. o badanie autentyczności podpisów na potwierdzeniach wypłat z rachunków. - I właśnie takie przypadki do tej pory pozostają nierozwiązane pomimo woli ze strony Banku - informuje Ossowska-Krasoń. - Dodam jeszcze, iż niestety spotkaliśmy się również z ewidentnymi próbami wyłudzenia od Banku pieniędzy przez osoby udające poszkodowanych - a w naszych działaniach musimy mieć na względzie bezpieczeństwo środków powierzonych nam przez klientów.
Rzeczniczka zapewnia, że bank - po rozstrzygnięciu wątpliwości prawo - zwróci pieniądze odsetkami.
Teraz poszkodowani muszą więc liczyć na to, że sprawa będzie miała szybki finał.
Czytaj e-wydanie »Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje