Jeszcze III Rzesza nie skapitulowała, gdy Jerzy Gadzinowski uczeń Gimnazjum im. Ziemi Kujawskiej we Włocławku rozpoczął działalność konspiracyjną. Nie mógł wtedy wiedzieć, że w krótkim czasie uda mu się stworzyć jeden z największych zbrojnych oddziałów, przed którym drżeli funkcjonariusze UB i MO na Kujawach.
Mistyczna wiara w Polskę prawdziwą
Nie wiemy, czy gdy w kwietniu 1945 r. Jurek organizował w gimnazjum jedną z komórek konspiracyjnych, które tworzyły szkolne oddziały "Pułku Ziemi Kujawskiej AK" miał już informacje o aresztowaniu przez Sowietów 16 przywódców polskiego podziemia. Wiemy natomiast, że takich jak on - niepokornych, niepogodzonych z rzeczywistością, buntujących się przeciwko "ludowej władzy" wspieranej przez jej sowieckich mocodawców było wielu.
W końcu kwietnia 1945 r. delegat rządu na kraj Stefan Korboński pisał: "Nie możemy opanować żywiołowego ruchu do lasu. Przyczyna: z jednej strony masowe aresztowania i pobór do wojska, z drugiej - mistyczna wiara ludności, że przeżywany okres jest przejściowym, i że wkrótce będzie Polska prawdziwie niepodległa. Ten okres młodzież chce przeczekać w lesie, przynajmniej do zimy".
Razem z Jurkiem do konspiracji wstąpili jego szkolni koledzy - Norbert Michalski "Grom" i Leszek Maciejewski "Miniu". Z założenia PZK miał zajmować się działalnością dywersyjną, w rzeczywistości gromadził broń i werbował członków.
Taki był początek drogi, która zaprowadziła Jurka w szeregi "żołnierzy wyklętych".
W patriotycznym duchu wychowany
Urodził się 9 grudnia 1927 r. w Rybnie (pow. włocławski). Jego rodzice, Mieczysław i Weronika Gadzinowscy od 1924 r. zarządzali majątkiem ziemskim (ponad 50 hektarów).
- Pochodzę z rodziny patriotycznej. Moi przodkowie byli w powstaniu styczniowym. Więc nie bez przyczyny Jurek walczył. On w takim duchu został wychowany. Jego ojciec brał udział w wojnie polsko-bolszewickiej - opowiada Jerzy Gadzinowski, bratanek "Szarego", który nosi to samo imię co stryj. (- Bo tak postanowili moi rodzice - tłumaczy).
Wojnę Gadzinowscy przeżyli w Drzewicy k. Opoczna, dokąd w lutym 1940 r. wysiedlili ich Niemcy. Latem 1942 r. niespełna 15-letni Jurek rozpoczął pracę na kolei jako pomocnik maszynisty. Dwa lata później wraz z bratem wstąpił do oddziału AK. Ranny w walce z Niemcami w okolicach Końskich do grudnia przebywał na rehabilitacji. Do oddziału już nie wrócił.
Posłuszny rodzicom wiosną 1945 rozpoczął naukę we włocławskim gimnazjum. Jednak lepiej czuł się w mundurze żołnierza niż mundurku gimnazjalisty. Więc zamiast do szkoły poszedł do lasu. Przyjął pseudonim "Szary" i zaczął gromadzić wokół siebie coraz więcej ludzi.
Zabierali pieniądze, dawali pokwitowanie
Już w kwietniu 1945 r. w okolicy Chrostowa rozbroił dwóch milicjantów, zabierając im karabiny i płaszcz. W tym samym miesiącu, grożąc użyciem broni naczelnikowi poczty w Przedczu odebrał mu 2000 zł, a sekretarzowi urzędu gminy 6000 zł. Co musieli myśleć przerażeni urzędnicy, kiedy na odchodnym "Szary" wręczył im pokwitowanie z informacją, że zabrane pieniądze będą przeznaczone na działalność AK...
Od czerwca 1945 r. Gadzinowski współpracował z Janem Wiśniewskim "Szreniawą, dowódcą placówki PZK w gm. Lubraniec (to Wiśniewskiemu Jurek przekazywał odebrane w różnych instytucjach i zakładach pieniądze).
Przez kolejne miesiące, aż do aresztowania w listopadzie 1945 r., "Szary" wraz ze swoim oddziałem, który w najlepszym okresie liczył ponad 60 członków, dokonywał rekwizycji broni i żywności, rozbrajał posterunki MO, wykonywał wyroki na funkcjonariuszach UB, konfidentach i gorliwych partyjnych aktywistach. W sarnowskim lesie Gadzinowski zastrzelił sowieckiego żołnierza grabiącego miejscową ludność. Ludzie "Szarego" rozprawiali się także z członkami band rabunkowych, które podszywały się pod Armię Krajową, psując jej dobre imię.
"Szaremu" pomagali nawet milicjanci
Mimo młodego wieku pod dowództwo "Szarego" trafiło wielu starszych i bardziej doświadczonych partyzantów, a szefowie innych grup konspiracyjnych, działających na Kujawach traktowali go jako równorzędnego partnera.
Oddział Gadzinowskiego poruszał się po dobrze znanym sobie terenie. I to stanowiło o jego specyfice. Partyzanci mogli liczyć na pomoc miejscowej ludności, a nawet... milicjantów.
- Funkcjonariusze MO nie meldowali swoim przełożonym o akcjach dokonywanych przez oddział Gadzinowskiego. "Szary" współpracował z milicjantami z posterunków w Babiaku, Izbicy Kujawskiej, Lubrańcu, Piotrkowie Kujawskim oraz Topólce. Zdarzało się, że komendant posterunku w swoim domu kwaterował oddział, nie meldując o tym swoim zwierzchnikom - mówi dr Paczoska-Hauke.
A Jerzy Gadzinowski dodaje: - "Szaremu" pomagali księża i bogaci gospodarze. Jego ludzie robili rekwizycje w gorzelniach, młynach, cukrowniach. Jak chcieli zdobyć broń, to podchodzili pod komisariat i zaskoczonym funkcjonariuszom kazali położyć karabiny na progu.
Ubecja długo nie mogła sobie poradzić z oddziałem Gadzinowskiego. Dlaczego?
W ocenie kpt. Hipolita Duljasza, kierownika Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Bydgoszczy podległe mu kadry "były zgangrenowane, a gangrena doszła do samego korzenia".
"Reakcja na tyle opanowała urząd, że zamordowała naszych dwóch ludzi, którzy po-szli na bandę "Szarego". (...)Wychodzi trzydziestu ludzi z Bezpieczeństwa wraz z wojskami wewnętrznymi na obławę za "Szarym". W terenie napotykają wóz pełen ludzi. Zatrzymują ich, rozmawiają z nimi i okazuje się, że jeden z pracowników na tym wozie poznaje "Szarego". Krzyczy, że to "Szary"! "Szary" ucieka - ludzie nie strzelają. Jeżeli mój aparat wojewódzki tak by postąpił, ja - jako kierownik urzędu, strzeliłbym sobie w łeb! Czy wy zdajecie sobie sprawę do czego to doszło" - grzmiał Duljasz na odprawie kierowników PUBP, która odbyła się 3 listopada 1945 r.
Tajemnicze zabójstwo na konto podziemia
Zdaniem prof. Zbigniewa Biegańskiego, historyka z UKW cieniem na oddziale Jerzego Gadzinowskiego kładzie się akcja likwidacji trzech mieszkańców Piotrkowa Kujawskiego, którzy przyczynili się do aresztowania członków podziemia. Doszło do niej w październiku 1945 r.
Wykonując rozkaz Wiśniewskiego "Szary" wraz z sześcioma kolegami wykonał wyrok na wójcie Wincentym Wypychu oraz urzędniku Władysławie Wasilewskim. Trzecią osobą wyznaczoną do likwidacji był sekretarz komitetu gminnego PPR Zygmunt Czeladziński (został ranny, zdołał zbiec, po dwóch dniach zmarł w szpitalu. Nie wiadomo dlaczego zginęła także żona wójta Waleria Wypych (podobno rozpoznała jednego z członków oddziału). Czyżby w oddziale był prowokator?
Zdaniem prof. Biegańskiego nigdy nie została wyjaśniona rola niejakiego Wrzesińskiego (podczas rozprawy przed sądem w Bydgoszczy o tej postaci nawet nie wspomniano).
W sumie członkom oddziału "Szarego" przypisuje się śmierć 16 osób.
Pokazowy proces w kinie
Oddział ostatecznie został rozbity 13 listopada 1945 r. Tego dnia w Łodzi, u zbiegu ulic Kaliskiej i Nawrata ubecja zorganizowała zasadzkę, w którą wpadł nie tylko Gadzinowski.
Procesowi, który odbywał się w Bydgoszczy władze nadały szczególny, propagandowy wymiar. Rozprawę przeniesiono do budynku kina "Pomorzanin", a ludzie mogli kupować bilety i uczestniczyć w tym nietypowym seansie.
Władzy wtórowała ówczesna prasa. "Trybuna Pomorska" pisała, że ludzie "Szarego" mordowali bez litości. Przytaczając słowa prokuratora z drugiego dnia rozprawy gazeta donosiła: "Zbrodniarze ci byli bez serca i sumienia. Mordowali ludzi nawet we śnie".
Ani wojskowi prokuratorzy, ani sąd, a także "kochający swój lud prezydent Bierut" nie mieli litości (Jurek prosił o ułaskawienie). Zapadło siedem wyroków śmierci. Tyleż wykonano.
Gdy 29 maja 1946 r. Jerzy Gadzinowski stanął przed plutonem egzekucyjnym nie miał jeszcze 19 lat.
W PRL długo trwała czarna legenda "Szarego". Przypisywano mu zbrodnie, których nie popełnił, bo doszło do nich wtedy, gdy oddział jeszcze nie istniał, albo Gadzinowskiego już nie było wśród żywych.
Cierpiała także rodzina. - Po rozprawie stryja mój ojciec był nękany przez UB. Przyjeżdżali do naszego domu, zabierali go z ganku i wypuszczali po dwóch tygodniach. Robili rewizję w domu. Inwigilowano nas jeszcze w latach 60-tych. Całe szczęście, że stryj teraz jest bohaterem, a nie bandytą - mówi bratanek.
Na "Murze Pamięci" przy ul. Kcyńskiej w Bydgoszczy wisi symboliczna tabliczka z nazwiskiem Jerzego Gadzinowskiego. Jego grobu do dziś nie udało się odnaleźć.
Czytaj e-wydanie »