Krystyna Manikowska, córka Erwina Schmidta, od wielu lat dokumentuje rodzinną miłość do barek. W zbiorach ma akt urodzenia Antona Schmidta z 12 stycznia 1832 roku. - Zapisano w nim, że był on synem Martina i Franciszki z domu Burnickiej. Można też przeczytać, że Martin był szyprem i właścicielem statku. To pierwsza udokumentowana wzmianka na ten temat. Jednak podejrzewam, że barkę mógł przejąć od swojego ojca, a ten od swojego.... - mówi.
Berlinka w testamencie
Jak było naprawdę - tego nie wiadomo. Na pewno Anton ożenił się Pauliną Schöenknecht. Z tego związku na świat przyszła Amanda. Z kolei ona urodziła Edwarda w 1901 roku. W 1910 roku wyszła ponownie za mąż za Juliana Drążkowskiego. - Był właścicielem żelaznej berlinki z płaskim, drewnianym dachem i drewnianym pokładem. Miała ponad 40 metrów długości, niecałe 5 metrów szerokości, a jej wyporność wynosiła 251 ton. Nazywała się "Martha", ale w latach trzydziestych nazwę spolszczono. Wiadomo, że barka została zbudowana w 1902 roku w stoczni mistrza Loberinga w Marienwerder. Julian Drążkowski w testamencie zapisał barkę swojej żonie, a ta następnie przekazała ją synowi Edwardowi. Barka była dobrą lokatą kapitału. W połowie lat trzydziestych była warta około 5 tysięcy złotych, a to była pokaźna suma - przekonuje pani Krystyna.
Wieźniowie na pokładzie
Edward Schmidt schodzi z barki "Marta" - 1966 rok
Na berlince można też było nieźle zarobić. "Marta" pływała nie tylko po polskich wodach, ale także zawijała do portów w Hamburgu i Berlinie. Najdalej dopłynęła do Brunschwigu nad Kanałem Śródlądowym.
Co transportowała? M.in.: zboże, cukier, mąkę, węgiel, brykiety, cegły, kamienie i faszynę, czyli witki do regulacji brzegów. - W czasie wojny, pod przymusem, dziadek przewoził też więźniów do obozu koncentracyjnego w Stutthofie - opowiada Krystyna Manikowska.
Interes na "wietnamkach"
Natomiast po wojnie opłacało się transportować barką: meble, rowery, samochody i maszyny rolnicze. Jednak najlepszy interes można było zrobić na przewożeniu konstrukcji barek rzecznych w częściach. Potocznie nazywało się je "wietnamkami", bo szły na eksport do Wietnamu. Barkarze dowozili je z Płocka do Gdańska i stamtąd były pakowane na statki.
Schmidtom zdarzały się też niespodziewane przygody. Któregoś roku, podczas świąt Wielkiejnocy, ogromna kra rozbiła dziób barki. Ponieważ była ona załadowana cukrem, nie można było dopuścić, by została zalana. Cały dzień trwała walka z wodą. Na szczęście nity i bolce awaryjne pomogły.
Już na swoim
Mała Krysia na rękach u taty. Obok siedzą Jadwiga i Klara.
W 1932 roku Edward Schmidt ożenił się z Klarą Cieślicką. - Z tego związku na świat przyszedł mój tata Erwin. Razem z rodzicami pływał na "Marcie" do 1955 roku. Potem jako szyper przeszedł na kanałówkę "Ż 2026", a następnie na berlinkę "Ż 3044". Gdy tata ożenił się z mamą Jadwigą, przenieśli się na barkę "Ż 5006", która wcześniej nosiła nazwę "Klara". Natomiast ich ostatnią berlinką była "Ż 2117", czyli eks "Prowidencja". Niestety, tata pływał na niej tylko trzy lata. W 1978 roku zmarł nagle - mówi pani Krystyna.
Złomowana w Chełmnie
Co się stało z barką "Marta"? W 1951 roku przeszła pod przymusowy zarząd "Żeglugi na Wiśle". W 1954 roku ją upaństwowiono. Wtedy otrzymała numer "Ż 2087". - W 1955 roku wyremontowano ją w Chełmnie. W 1960 roku dziadkowie kupili działkę na Miedzyniu. Babcia przeszła na emeryturę i została na lądzie. Natomiast dziadek pływał do 1966 roku. Zszedł z barki koło śluzy Czyżkówko. Naszą rodzinną berlinkę objął inny szyper. Pływał na niej niemal dwadzieścia lat. W 1983 lub 1984 roku została odstawiona do stoczni w Chełmnie i tam ją złomowano - opowiada Krystyna Schmidt.