Celina Jankowska z Elbląga od ponad dziesięciu lat szyje poduszki - przytulanki. Ale to nie jest zwykłe szycie. Poduszki trafiają do chorych dzieci w hospicjach w całej Polsce, a materiały do ich uszycia napływają między innymi z Niemiec, Szkocji i Stanów Zjednoczonych.
- Pomysł narodził się z zupełnie prostej przyczyny - w Polsce jest bardzo wiele chorych, niepełnosprawnych, potrzebujących dzieci, którym trzeba dać znać, że nie są same - opowiada pani Celina. - Nasze poduszki powstają z potrzeby serca i po to, by umilić im pobyt w placówkach leczniczych.
Wczoraj po południu w City Hotelu w Bydgoszczy pani Celina przekazała dzieciom z hospicjum domowego stowarzyszenia im. Sue Ryder ponad 70 poduszeczek z liskami, żółwikami, samochodami, lalkami i kwiatkami wyszytymi na poszewkach. - Małych podopiecznych bydgoskiego hospicjum jest 43 - mówi Jankowska. - Ale przygotowaliśmy poduszki również dla rodzeństwa tych maluchów.
Jak wygląda szycie tych niezwykłych przytulanek? To nie jest żadne przemysłowe działanie. - Raz na jakiś czas organizuję spotkania "Szyjemy celinki dla chłopca i dziewczynki", na które zapraszam te osoby, które mają ochotę poszyć razem z nami - opowiada Jankowska. - Siadamy i szyjemy. Zwykle na te spotkania przychodzi około dziesięciu, może piętnastu osób - każda ze swoją maszyną do szycia i materiałami. Poduszki są haftowane i tworzone metodą patchworkową.
- Spotkania organizuję w różnych zakątkach Polski. Najczęściej w Elblągu, ale mamy za sobą również spotkania w Gdańsku i Poznaniu - mówi dalej pomysłodawczyni akcji. - Niedawno dostałyśmy też zaproszenie, by przyjechać szyć do Wrocławia. Pojedziemy!
Jak podkreśla pani Celina, wszystko robione jest własnym sumptem. - Nie jesteśmy stowarzyszeniem, ani fundacją, nie mamy postaci prawnej. Dlatego nie możemy występować o dotacje i dofinansowania. Wszystkie koszty pokrywamy ze swoich pieniędzy.