- Na galę plebiscytową przyjechała pani praktycznie w podróży z jednego zgrupowania na drugie. To potwierdzenie tezy, że los sportowca wcale nie jest łatwy, jak niektórym się wydaje.
- Zgadza się. Już jestem na walizkach i dzień po gali wylatuję wraz z trenerem Marianem Nowakowskim na zgrupowanie do RPA, a do domu wracam dopiero 6 marca. Wystartuję jeszcze gdzieś kontrolnie w przełajach i 16 marca na mistrzostwach Polski w biegach przełajowych. Potem znowu do RPA, a po zakończeniu kolejnego zgrupowania już starty w sezonie letnim.
- Spodziewała się pani, że w naszym plebiscycie założy pani koronę najpopularniejszego sportowca już po raz drugi?
- Przyznam, że po cichu liczyłam na powtórkę sprzed dwóch lat. Wiedziałam, że zawsze w plebiscycie "Pomorskiej“ głosuje bardzo dużo kibiców z Włocławka. Tym razem jednak mocnymi kandydatami byli Michał Rosiak czy Andrzej Pluta, więc do końca nie byłam pewna zwycięstwa. Bardzo wszystkim dziękuję, jest mi naprawdę miło. Lekkoatletyka - nie wiem dlaczego - nie jest w Polsce bardzo popularna, tym bardziej jestem szczęśliwa z takiego rozstrzygnięcia plebiscytu. Być może dzieje się tak, że nie mamy stadionów z prawdziwego zdarzenia. Takich, na których można rozgrywać mistrzostwa świata czy Europy. To również nasz problem we Włocławku.
- To dlatego ciągle musi uciekać pani z Polski i trenować za granicą.
- Niestety, to konieczność. Teraz wybrałam RPA, bo panują tam odpowiednie warunki klimatyczne. Będę trenować na wysokości 1400 m, a tamtejsze obiekty spełniają wszystkie wymagania.
- Pani rekord życiowy na 3000 m z przeszkodami to 9.39,40, który jest jednocześnie rekordem Polski do lat 23. Na ile jest pani w stanie poprawić wynik w tym roku?
- Problem w tym, że nigdy tego nie można przewidzieć do końca. Tak było na przykład w ubiegłorocznych mistrzostwach świata seniorów w Osace. Wydawało się, że wszystko idzie dobrze, a tymczasem pobiegłam zaledwie w 9.58,74 i nie awansowałam do finału. Sama do teraz nie wiem, co się stało. Ale w sporcie czasami trafia się słabszy dzień i wiele czynników decyduje o słabszym występie. Z drugiej strony, do Osaki jechałam jako debiutantka na tak wielkiej imprezie i przede wszystkim, aby zbierać doświadczenie. Zupełnie nie przejmuję się tamtym występem i na pewno wyciągnięte wnioski będą procentować.
- Oby tak stało się na igrzyskach w Pekinie, bo to pani cel numer jeden w tym sezonie.
- Rzeczywiście. Mój nadrzędny cel na Pekin to awans do finału. Wiem, będzie ciężko, lecz wierzę w swoje możliwości. Mam plan, jeśli chodzi o konkretny wynik, ale nie chcę teraz go zdradzić. Niech to będzie miła niespodzianka dla kibiców i czytelników "Gazety Pomorskiej“.