Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chemik truciciel na UTP? Ktoś rozpylił śmiertelnie groźną rtęć

Maciej Czerniak, [email protected]
Policja wyjaśnia, kto i dlaczego rozpylił śmiertelnie groźną rtęć w laboratorium wydziału chemii bydgoskiego UTP.
Policja wyjaśnia, kto i dlaczego rozpylił śmiertelnie groźną rtęć w laboratorium wydziału chemii bydgoskiego UTP. sxc.hu
W sali chemicznej Uniwersytetu Techniczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy rozpylono śmiertelnie groźną rtęć . Pracownicy uczelni podejrzewają, że to nie studencki wybryk, a sprawka kogoś spośród nich.

Drzwi laboratorium nr 22 w zakładzie chemii organicznej przy ulicy Seminaryjnej 3 są szczelnie zamknięte. U dołu widać próg obsypany żółtą substancją. To siarka. Posypano nią też całe pomieszczenie tak, by związała toksyczne drobinki rtęci.

Przeczytaj także:Pracownicy zatruci tlenkiem węgla w Kwidzynie trafili do szpitala w Grudziądzu

- Przy Seminaryjnej interweniowaliśmy w środę, krótko przed godziną 16 - mówi st. bryg. Tomasz Płaczkowski, zastępca komendanta miejskiego bydgoskiej PSP. - Na miejsce wysłany został specjalistyczny wóz ratownictwa chemicznego.

- Ile było tej rtęci? - pytam strażaka.

- Niewiele - pada krótka odpowiedź.

Z nieoficjalnych informacji, jakie uzyskaliśmy, wynika, że na podłodze laboratorium mogło zostać rozpylone 13 gramów toksycznej substancji. Przy czym pracownicy naukowi UTP zaznaczają, że śmiertelne może być już nawet wdychanie setnych części grama utlenionej rtęci. Na uczelni panuje psychoza strachu.

Zawiść, a może kawał

- To nie był przypadek - twierdzi nasz informator, który dobrze zna środowisko chemików UTP. Chce pozostać anonimowy. - Moim zdaniem była to próba podtrucia, a może nawet zabójstwa jednego z pracowników tego wydziału.

Nie dowierzając tym rewelacjom, pytamy o motyw działania domniemanego zamachowca. - W naukowym gronie jest duża rywalizacja. W moim odczuciu była to próba wyeliminowania pewnego zdolnego pracownika, który szybko awansował, osiągnął naukowy sukces - odpowiada informator.

Przez dziurkę od klucza

Tych domniemań nie można było pozostawić bez komentarza pracowników uczelni.

- Wie pan, ja też słyszałem różne fantastyczne przypuszczenia, w które obrosła ta historia z rtęcią - opowiada prof. Edwin Makarewicz, dziekan wydziału technologii i inżynierii chemicznej UTP. - To równie dobrze mógł być studencki wybryk. Ktoś najwyraźniej wstrzyknął rtęć do laboratorium przez dziurkę od klucza.

Czy faktycznie sprawcą mógł być jakiś zawistny pracownik naukowy? Prof. Makarewicz rozkłada ręce: - Trudno powiedzieć. Wiele rzeczy mogło się wydarzyć. Pracownica, która ma pod opieką właśnie to laboratorium nr 22, jest teraz na urlopie z powodu choroby dziecka. Nie było jej na miejscu, gdy znaleziono rtęć w pomieszczeniu.

- To możliwe, by komuś zależało na tym, by wykazać jej niekompetencję? - pytamy.

- Nie mnie oceniać. Sprawą zajmuje się policja - ucina naukowiec.
Płynny metal na podłodze laboratorium zauważyła dr Katarzyna Jurek, adiunkt w zakładzie chemii koordynacyjnej.

Przeczytaj:Prokuratura bada sprawę słodyczy. Firma wycofuje produkty z rynku

- To musiało się stać krótko po tym, gdy wyszłam z sali. Była wtedy ze mną jedna ze studentek - wyjaśnia dr Jurek. - Gdy wróciłam, zaraz zawiadomiłam o tym innych pracowników.

"Tu się dzieją dziwne rzeczy"

- To raczej nie mógł być wybryk studenta - twierdzi dr Jurek. - Student mógłby co najwyżej dosypać do kawy środek na przeczyszczenie. Nie dopuściłby się czegoś takiego. Poza tym studenci nie mają łatwego dostępu do odczynników. Rtęć jest silnie toksyczna i przechowywana w zamknięciu. Wdychanie jej oparów grozi nawet śmiercią. Gdyby w porę nie zauważono tych drobinek na podłodze, rtęć by się rozpuściła w powietrzu. A już setne części grama na metr sześcienny są silnie trujące.

Katarzyna Jurek podkreśla, że to nie pierwszy niezwykły przypadek na tym wydziale.

- W ostatnich latach doszło tu do kilku dziwnych, przedwczesnych zgonów pracowników naukowych. To straszne, ale mamy wrażenie, że ktoś mógł celowo próbować kogoś otruć. Doszło do tego, że boimy się słodzić herbatę, bo nie wiadomo, czy cukier jest czysty. Człowiek myśli, czy nie stanie się kolejną ofiarą.

Policjanci przesłuchują świadków tego zdarzenia. - Sprawdzamy, czy mogło dojść do przestępstwa - mówi Maciej Daszkiewicz z zespołu prasowego bydgoskiej KWP. - Niezależnie jednak od tych ustaleń materiały zostaną przekazane prokuratorowi. I to on zdecyduje o kontynuowaniu, bądź umorzeniu postępowania w tej sprawie.

Wiadomości z Bydgoszczy

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska