Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chłopcy z jednej ulicy

DARIUSZ KNAPIK [email protected]
Rys. Tomasz Wilczkiewicz
Przez zwykłą kaczkę burmistrz Aleksandrowa może pożegnać się z ratuszem. Na własne życzenie.

W całym aleksandrowskim powiecie aż huczy, jak to w biały dzień, przed ratuszem burmistrz Michał Włoszek pozbawił kierowcę Miejskiego Centrum Kultury kaczki na niedzielny obiad. Ale ptak stanął zaborcy kością w gardle. Być może jeszcze w tym tygodniu aleksandrowska policja skieruje do sądu akt oskarżenia przeciw pierwszemu obywatelowi tego miasta. O kradzież patroszonej kaczki wartości 25 złotych.
W Aleksandrowie jest publiczną tajemnicą, że Włoszek polował na znacznie grubszą zwierzynę niż marny ptak. Na swego głównego rywala w wyborczej walce o fotel burmistrza, dyrektora Miejskiego Centrum Kultury w Aleksandrowie Mariusza Trojanowskiego.
Między obydwoma panami toczy się od kilku lat bezpardonowa wojna. Jej mimowolną ofiarą padł m.in. kierowca MCK i zarazem były właściciel kaczki. A także sama kaczka.

Chłopcy z jednej ulicy

Jeszcze jako chłopcy, Troja nowski i Włoszek mieszkali na tej samej ulicy. Razem bawili się, grali w piłkę. W 1998 roku Włoszek, skromny szef laboratorium w stacji sanepidu został niespodziewanie burmistrzem Aleksandrowa.
W tym czasie Trojanowski już od pięciu lat kierował MCK. Sporo inwestował, rozkręcił wiele regionalnych i ogólnopolskich imprez. Stosunki z nowym burmistrzem od początku były chłodne, potem zaczęły iskrzyć. Wreszcie, w 2003 roku burmistrz oskarżył dyrektora, że w godzinach pracy zatrudniał czterech podwładnych na budowie swego domu i zwolnił go dyscyplinarnie z pracy.
Wojewoda uchylił tę decyzję z powodu rażącego naruszenia prawa, a gdy burmistrz spróbował jeszcze raz, ponownie wydał identyczny werdykt. Włoszek odwołał się do sądu i przegrał z kretesem. Po stronie dyrektora opowiedziała się większość radnych.
Po wyborach w 2002 roku popierające Włoszka ugrupowanie nie zdobyło bowiem większości. Rządząca koalicja uznała, że należy zapewnić dyrektorowi MCK ochronę przed dalszym nękaniem ze strony burmistrza. Został zarządcą na kontrakcie i odtąd podlegał bezpośrednio radzie.

Dyrektor ćwiczy w sądzie

Burmistrz miał jednak wiele sposobów, by obrzydzić zarządcy życie. Budżet MCK podlegał ciągłym cięciom i ograniczeniom. Trojanowski nie pozostawał dłużny. Po licencjacie został magistrem administracji, a równolegle zaczął studiować prawo. Wiedzę zdobywał nie tylko w teorii.
Gdy Włoszek publicznie oświadczył, że dyrektor aż osiem lat zdobywał tytuł magistra, wytoczył mu z prywatnego oskarżenia sprawę o zniesławienie. Trojanowski dowiódł m.in, że burmistrz działał z premedytacją. Miał bowiem w ratuszu komplet jego akt osobowych, także dotyczących studiów. Dobrze wiedział więc, że wszystkie egzaminy zdawał w terminie, a średnia jego ocen wyniosła 4,8.
Jesienią ub. roku zapadł prawomocny wyrok. Burmistrza uznano winnym, ale umorzono postępowanie na roczny okres próby. Kończy się on 17 listopada tego roku.
Już trzeci rok trwa proces karny wytoczony burmistrzowi przez dyrektora za pomówienia dotyczące m.in. zatrudniania w godzinach pracy podwładnych przy budowie domu. Ciągnie się tak, bo burmistrza lub jego adwokata trapią liczne choroby.
Jednym ze świadków powołanych przez Trojanowskiego jest kierowca MCK, ten od kaczki. Wcześniej burmistrz zarzucił mu publicznie, że razem z dyrektorem pojechali sobie służbowym autem na obóz.
Według oskarżonego zarzuty wyssane są z palca. Na obóz zaprosiła go komendantka. Ponieważ były tam m.in. dzieci ze świetlicy MCK pojechał też dyrektor.
W obawie przed czujnym okiem burmistrza załatwiono wszystko od strony formalnej. Kierowca złożył przed wyjazdem podanie o zgodę na wynajęcie samochodu do celów prywatnych i został obciążony kosztami paliwa oraz amortyzacji. Zapłacił co do grosza.

Tropiciel z ratusza

Kierowca ma wiele innych, nieprzyjemnych wspomnień związanych z burmistrzem. Kiedyś pojechał po szefa do domu. Gdy wracali nagle zajechało im drogę jakieś auto. Wysiadł z niego Włoszek i oświadczył: - Coś za często jeździcie tą drogą. Trojanowski odparł, że właśnie przewodniczący rady miasta chciał się z nim pilnie spotkać.
Co najmniej dwa razy, jadąc po mieście służbowym autem, kierowca zauważył, jak burmistrz robi mu zdjęcia. Innym razem oskarżył go, że wykorzystał samochód do wyjazdu na grzybobranie.
- A ja zwyczajnie wiozłem krzesła z MCK do naprawy i to naprawdę nie moja wina, że droga do warsztatu wiodła przez las uczęszczany przez grzybiarzy - mówi.

Naczelnik z reklamówką

W minionym tygodniu kolejny raz z rzędu przecięły się drogi burmistrza i kierowcy. Pisaliśmy już o tym.
Dyrektor MCK wysłał go wtedy, by kupił kasety. Po drodze kierowca nabył patroszoną kaczkę, na niedzielny obiad dla rodziny. Włożył zakup do bagażnika, gdy do zaparkowanego przed ratuszem auta zakradł się od tyłu Włoszek. Zarekwirował kaczkę i mimo protestów właściciela, zniknął za drzwiami ratusza. Zamiast szarpać się z pierwszym obywatelem miasta, kierowca zawiadomił policję o kradzieży.
W pół godziny później, gdy składał jeszcze zeznania na komendzie, pani naczelnik wydziału organizacyjnego w ratuszu podrzuciła sekretarce MCK biurko reklamówkę z kaczką. Stwierdziła , że pan burmistrz przesyła to kierowcy i spiesznie odeszła.
Przed godz. 15.00 Włoszek dostarczył Trojanowskiemu pismo, żądając natychmiastowego wyjaśnienia, jakim prawem wykorzystuje się służbowe auto do przewozu prywatnej kaczki.

Zostały im kotlety

Wydaje się, że te zabawy w szeryfa będą burmistrza słono kosztować. Powiatowy komendant aleksandrowskiej policji podinspektor Grzegorz Grochowski oświadczył nam, że lada dzień do sądu skierowany zostanie przeciw Michałowi Włoszkowi akt oskarżenia o kradzież kaczki. Ale to jeszcze nie wszystko.
Nad burmistrzem cały czas ciąży bowiem wyznaczony przez sąd okres próby za zniesławienie dyrektora MCK. Jeśli w tym okresie wejdzie w jakikolwiek konflikt z prawem, sąd wznawia automatycznie zawieszone postępowanie.
Na domiar złego nad Włosz kiem ciąży jeszcze trzeci proces. Niedawno sąd I instancji skazał go na 1,6 tys złotych grzywny za notoryczne łamanie ustawy o dostępie do informacji publicznej. Lada dzień ma zapaść wyrok w sprawie wniesionej przez burmistrza apelacji. Jeśli utrzymany zostanie w mocy, będzie to przysłowiowy gwóźdź do trumny. Kadencja Włoszka już się kończy, ale każda z tych spraw może mu skutecznie zamknąć drogę do ponownego kandydowania na urząd.
Najmniejszym może z grzechów burmistrza jest fakt, że za jego sprawą pewna rodzina zamiast pieczystego z kaczki miała na niedzielny obiad zwykłe kotlety. Kierowca nie kryje bowiem, że z burmistrzem, na wszelki wypadek, woli uważać.
I tak kaczka dostała się psu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska