Andrzej Dolny twierdzi, że to nie jest pierwszy raz. Studzienki wybijają, a fekalia zanieczyszczają teren. Radny za pomocą specjalnej aparatury odkrył w nich bakterie coli.
- Ludzie uprawiają tu warzywa i owoce - alarmuje Dolny. Woda spływa do rowu, a tam dalej jest jeziorko, gdzie niektórzy łowią ryby. Tam też jest stężenie coli. A potem ludzie te ryby jedzą... Jeśli dojdzie do czegoś takiego ponownie, na pewno powiadomię sanepid...Bo przecież trzeba coś z tym zrobić.
Burmistrz Arseniusz Finster odpowiadał na sesji, że zgłosi natychmiast do sanepidu prośbę o przebadanie jeziorka i zleci zajęcie się tym wydziałowi komunalnemu.
Zapytaliśmy więc Jarosława Rekowskiego, dyrektora wydziału komunalnego, co zrobił w tej sprawie. - To nie jest nasza infrastruktura - twierdzi Rekowski. - Wiem, że faktycznie w czasie ulew robi się tam kłopot, ale sieć jest w gestii Miejskich Wodociągów...My się tym nie zajmujemy.
Rekowski mówi też, że jak dotąd miasto nie złożyło zawiadomienia do sanepidu.
A co na to Miejskie Wodociągi?
Tomasz Klemann, prezes miejskiej spółki twierdzi, że nie ma co wpadać w panikę. - Na pewno nie ma tam zagrożenia epidemią - mówi. - Z bakteriami obcuję od lat, więc wiem, co mówię. Ale faktycznie mamy problem w tej części miasta, zresztą nie tylko w tej.
Jak wyjaśnia, wszystkiemu winne podłączenia deszczówki do kanalizacji sanitarnej. Jak dochodzi do ulewy, to studzienki wybijają, bo kolektor nie jest w stanie utrzymać nadmiaru wody.
- Będziemy ograniczać wpływ wód deszczowych do kanalizacji sanitarnej - twierdzi Klemann. - Teraz działamy na Grunowie. Będziemy tropić nielegalne przyłącza, mimo że właściwie nie mamy sankcji prawnych. Ale za każdym razem zgłosimy ten fakt na policję. I wtedy ci, którzy to robią, będą mieli kłopoty.
Zarówno Rekowski, jak i Klemann podają w wątpliwość naukowe metody badania osadu przez radnego Dolnego. - Systemem domowym nie da się wykryć bakterii coli - mówią.