Potem na dodatek zobaczyły niemieckich żołnierzy. Ale to nie był na szczęście żaden niemiecki desant, tylko fragment inscenizacji historycznej, która miała przypomnieć wydarzenia z 31 stycznia 1920 r.
Po raz pierwszy w Chojnicach postanowiono na chwilę przywołać klimat tamtych dni, gdy Chojnice po latach zaborów wróciły do Polski. Pomysł Urzędu Miejskiego okazał się trafiony w dziesiątkę. Na rynku najpierw chojniczanie zobaczyli wycofujących się z miasta niemieckich żołnierzy, by potem witać wojsko polskie. Zniknęły obce flagi, zamiast nich pojawiły się polskie.
Kajdany zrzucone
A na rynku polski starosta Stanisław Sikorski, grany przez Eugeniusza Mikołajczyka, i polski burmistrz Alojzy Sobierajczyk, w tej roli Bogdan Kuffel, przejęli władanie nad Chojnicami, zaś podpułkownik Stanisław Wrzaliński - dobra rola dyrektora UM Roberta Wajlonisa, wygłosił słynne zdanie o tym, że odtąd już Chojnice po wsze czasy będą cząstką Polski.
Były konie, wiwaty, kwiaty dla żołnierzy od najmłodszych, na balkonie ratuszowym zaśpiewała "Lutnia" i nawet odegrano tam symboliczną scenę zrzucania kajdan, co miała uczynić Bronisława Stammowa. Nie zabrakło scenograficznych detali, jak bramy triumfalne na wejście "naszych" czy tabliczki, raz niemieckie, raz polskie na ratuszu.
Ale widowisko nie miało dobrego tempa i zdecydowanie za słabe nagłośnienie, a komentujący przebieg wydarzeń nie potrafił zainteresować tym, co mówił. - Wszystko da się poprawić - komentował na gorąco Zbigniew Buława, inicjator imprezy. - Pierwsze koty za płoty, następnym razem będzie lepiej.
Szyki popsuła też pogoda, było przeraźliwie zimno, przez co tłumów na rynku nie można było uświadczyć. Za to pofatygował się sam wojewoda Roman Zaborowski, który dzielnie wytrzymał do samego końca inscenizacji na rynku.
Piknik ubożuchny
W rekonstrukcji wzięli udział członkowie 3 Bastionu Grolman z Poznania i Stowarzyszenia Miłośników Kawalerii "Hubal" z Wierzchowa Człuchowskiego, wspomagani przez aktorów z Chojnickiego Domu Kultury, która to instytucja walnie przyczyniła się do przeniesienia zebranych w dawne czasy.
Uroczystą oprawę miała msza w bazylice, a na część rozrywkową zapraszano do fosy miejskiej. Ale skończyło się na grochówce z kotła i przejażdżce najmłodszych na konikach. Bo mimo precyzyjnego scenariusza wolnością można było się tak zachłysnąć, że aż zapomnieć, iż miały być jeszcze inne atrakcje.
Ale za rok następne podejście.