- To skandal i granda, że tak długo musieliście Państwo stać w kolejce po niesamowicie drogie bilety - dowcipkował Grzegorz Szlanga, reżyser przedstawienia.
A bilety były jedynie po 6 zł, bo przedsięwzięcie dofinansował Urząd Miejski.
To już ostatnia realizacja Chojnickiego Studia Rapsodycznego przed wakacjami, a tym ciekawsza, że jest to powrót do tekstu, który zespół przygotował przed sześciu laty. I obsada prawie taka sama - główne role przypadły Marcie Kurzak, obecnie studentce szkoły teatralnej w Warszawie, i Łukaszowi Sajnajowi, oboje są wychowankami Studia. Zadebiutowały w roli Matki Anna Buchwald, w roli Peggy Blue - Anna Król.
Na prawie pustej scenie, w półmroku rozgrywa się umierania Oskara, który w niedługim czasie, jaki pozostał mu do końca życia, przeżywa przyspieszone etapy dojrzewania aż do starości. Z chorego na raka dziecka, rozkapryszonego bachora staje się świadomym swego istnienia człowiekiem, który wie, że śmierć to jeden z niezbędnych składników bytu. Jego medium jest pani Róża, której dzwoneczek odmierza czas. A sam Oskar co jakiś czas dotyka krawędzi sceny, tak jakby dotykał wieka trumny. Marta Kurzak bardzo ładnie prowadzi swoją rolę mentorki Oskara, trochę psychoterapeutki, a czasami prawie wcielenia Śmierci. Łukaszowi Sajnajowi udało się pokazać przemianę bohatera, a w końcówce jego monolog jest poruszający.
Spektakl zaczyna się bardzo dynamicznie, od sceny symbolicznego mocowania się Oskara i pani Róży, i kończy się jakby klamrą. Po drodze gdzieś siada jednak napięcie, nie podnosi go pojawienie się nowych postaci na scenie, a powinno.
W sumie - ciekawe doświadczenie, tak dla aktorów, jak i dla widowni. Czy za sześć lat będzie repeta?
Wkrótce rozmowa z Martą Kurzak.