Peryferie Chojnic. Przy al. Matki Bożej Fatimskiej stoi niski budynek. Do niedawna modlili się tu wierni. Dziś msze odbywają się w sąsiednim, nieukończonym sanktuarium. Zaś na dawnej kaplicy pyszni się duży czerwony napis "Części samochodowe".
- Proboszcz handluje w świątyni?! - oburzają się niektórzy chojniczanie. - My tam na msze chodziliśmy. Ludzie się pobierali.
To nie ksiądz handluje, a członkowie Chojnickiej Spółdzielni Socjalnej. To pierwsze tego typu przedsięwzięcie w mieście. Kilka miesięcy temu spółdzielnię założyło 13 niepełnosprawnych. Części sprzedają od maja.
- Nie chodziłam na msze do tej kaplicy, więc nie pamiętam, jak tu wcześniej wyglądało - mówi Ewa Nierzwicka, prezeska spółdzielni.
W budynku nie ma śladu po świątyni. Jedno duże pomieszczenie podzielono na kilka. Remont to zasługa chojnickiego starostwa.
Byłaby pusta
- To my wyszliśmy z inicjatywą, aby stworzyć spółdzielnię socjalną. Chcieliśmy pomóc niepełnosprawnym w znalezieniu pracy - zapewnia Stanisław Skaja, starosta chojnicki. - Wsparliśmy ich przy organizacji, pozyskaliśmy pieniądze i dołożyliśmy z własnego budżetu.
Własnego, czyli powiatu chojnickiego. - Nie muszę tłumaczyć, na co wydajemy pieniądze. Skoro mogliśmy komuś pomóc. Przecież na lokalnym rynku brakuje miejsc pracy dla niepełnosprawnych - denerwuje się Skaja. - Remont kosztował niecałe 700 tys. zł. Połowa pieniędzy pochodziła z naszego budżetu, a reszta z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Ksiądz Wiesław Madziąg, proboszcz parafii Matki Boskiej Fatimskiej, która za 5 tys. zł brutto miesięcznie wynajęła spółdzielni budynek po kaplicy, nie widzi nic złego w tym, że części samochodowe można kupić tam, gdzie dawniej modlili się wierni. - Świątynia stałaby pusta, a tak służy dobremu celowi. To starostwo zaproponowało taką lokalizację spółdzielni - dodaje duchowny. - Spółdzielnia działa w dawnej kaplicy od zimy, ale za dzierżawę ma zapłacić dopiero od maja.
- O wysokości opłaty za wynajem zdecydowały kuria i chojnickie starostwo - twierdzi ks. Madziąg.
Dostali dotacje
Każdy z członków-założycieli spółdzielni otrzymał z Powiatowego Urzędu Pracy w Chojnicach dotację. Pieniądze były wpłatą założycielską. - W sumie - jak podaje Ewa Nierzwicka - z pośredniaka spółdzielnia dostała ok. 180 tys. zł. Za pozyskaną gotówkę kupiła m.in. części samochodowe, meble i wyposażenie siedziby.
Niepełnosprawni siedzą przy długim stole. Kompletują i wkładają do pudełek rurki termokurczliwe. To drugi profil działalności spółdzielni.
- Pracujemy tak samo dobrze, gdybyśmy byli zatrudnieni w jakiejś firmie. Tyle, że wiemy, że ta jest nasza - mówi chojniczanka Julita Cieślińska. Z ponad 20-letnim doświadczeniem na stanowisku bibliotekarki w spółdzielni jest koordynatorem produkcji. Dla Zdzisława Zawitkowskiego z Chojnic i Piotra Niemczyka z Ogorzelin - jest to pierwsza praca w życiu.
- Mieliśmy wcześniej praktyki w sklepie - mówią, nie przerywając wkładać rurek do pudełek.
- Staramy się, aby nasz zakład się utrzymał. Bo gdzie my znajdziemy pracę? - dodaje Julita Cieślińska.
Nie można odmówić niepełnosprawnym zapału do pracy i nie życzyć im powodzenia w biznesie. Nie można też nie przyznać, że starostwo wykazało się dużą chęcią pomocy. Ale czy powiat powinien wydawać 350 tys. zł z publicznych pieniędzy na remont budynku należącego do Kościoła? W dodatku umożliwiając tym samym parafii, aby czerpała zyski z dzierżawy dawnej kaplicy?