Chciała pokazać mamie i tacie, czego się nauczyła i jak wygląda jej dyscyplina artystyczna, która ma sporo wspólnego ze zwykłym tańcem, ale jeszcze więcej z powietrzną akrobatyką. Sobie chciała udowodnić, że może osiągnąć sukces, występując przed kilkumilionową widownią. Udało się!
Aleksandra Kiedrowicz w dzisiejszym finale "Mam talent" zdobyła największą sympatię widzów i to ona wyszła z telewizyjnego studia z czekiem na 300 tys. zł. Jej efektowny program, pełen napięcia i dramatyzmu, ale też mistrzowsko wykonany najpierw jurorzy przyjęli owacją na stojąco, nie szczędząc Oli ciepłych słów i podkreślając nie tylko jej profesjonalizm, ale też to, że potrafi budować nastrój i budzić dobre emocje.
Wszystko było jednak w rękach widzów. To oni zadecydowali, że tancerka z Chojnic, która debiutowała jako nastolatka w programie "Teraz ja" w swoim rodzinnym mieście, teraz cieszy się ze zwycięstwa. Zobaczyliśmy na ekranie, jak Ola przeżywa swój występ, gdy słuchała opinii jurorów, i jak cieszy się z wygranej.
- Skromna, wrażliwa, a jednocześnie dojrzała artystka - podsumowała Agnieszka Chylińska.
Tańca uczyła się w Chojnickim Domu Kultury, a z akrobatyką powietrzną miała kontakt we Wrocławiu. Jak przyznaje, odpowiadało jej to, że podniebne występy wiążą się z dodatkową adrenaliną i z tym, że wymagają wyjątkowej precyzji i mistrzostwa. Występowała już niemal na całym świecie, teraz marzy o zawojowaniu Polski. Wszystko przed nią, bo jak podkreślali jurorzy programu "Mam talent" wielka scena powinna stać przed nią otworem.