Ma brązowe, mądre oczy i sympatyczne usposobienie. Widać, że na terenie szpitala czuje się świetnie, choć od dziś ma ograniczoną wolność. Zamknięto ją w dużym kojcu. Bo nieproszonym gościem jest suka. Przyjazna, ufna wobec ludzi. Nie wiadomo, skąd przyszła. Po prostu pojawiła się kiedyś w porze śniadania, ktoś dał jeść, ktoś dał pić. Spodobało się zwierzakowi.
- Kuracjusze dokarmiali ją i tak się nauczyła, że przychodziła w porze śniadania, obiadu i kolacji. A właściwie leżała pod bramą. Co ją usunęliśmy, to jakimś sposobem wracała - opowiadają Roman Śmieszny i Piotr Mrozowski z firmy ochraniającej sanatorium. - Dziś umieściliśmy ją w kojcu, który kiedyś służył naszemu psu - mówi Piotr Mrozowski. Kojec jest przestronny, ma drewnianą budę obok której rozłożonono duży koc.
Dla dyrekcji 22. Wojskowego Szpitala Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjnego biegający po terenie pies to nie lada problem.
- Nie wolno tu wprowadzać psów, mamy jasne przepisy sanitarne. Musimy ją gdzie oddać, może do schroniska? - zastanawia się płk lek. med. Ireneusz Lelwic, dyrektor placówki.
Nie weźmie suki także firma ochroniarska, choć kiedyś był tu jej pies do pilnowania. Nie jest taki wartownik potrzebny. Zresztą trudno tę sukę wyobrazić w takiej roli.
Schronisko dla Zwierząt w Toruniu odmówiło jej przyjęcia, bo - jak nam powiedziano w szpitalu - miasto Ciechocinek nie ma podpisanej umowy z żadnym schroniskim.
W sanatorium podejrzewają, że zwierzę po prostu zostało wyrzucone z samochodu i zabłądziło do 22. Wojskowego Szpitala Uzdrowiskowo-Rehabilitacyjnego, a że kuracjusze głaskali i dokarmiali, zadomowiło się na dobre. Po zachowaniu suki widać, że żyła wśród ludzi.
A może ktoś z naszych Czytelników chciałby zaopiekować się psiakiem, którego pokazujemy na zdjęciu. Niestety, nie udało się namówić go na pozowanie na stojąco. Wszelkie próby skuszenia do wstania ta sympatyczna suczka kwitowała jedynie przyjaznym merdaniem ogona.