- Nie wiem, czy się dobrze zachowałam. Działałam instynktownie. Ratowałam życie - tłumaczy Kamila Stefaniak i opowiada, co przydarzyło się jej na początku lutego.
Wracała z koleżanką do domu. Była niedziela, około godz. 15. Na drodze z Tanowa do Szczecina jechały ostrożnie. Za nimi sznur samochodów, przed nimi z naprzeciwka drugi sznur aut. „Kątem” oka zauważyła, że na drogę wylatuje dzik. Krzyknęła do koleżanki, aby ta hamowała. Stanęły. Auto, które jechało z naprzeciwka, nie zdążyło zahamować. Uderzyło w dzika. Dzik zdołał uciec zaledwie kilkanaście metrów i upadł. Gdy Kamila podeszła do niego, już nie żył.
Czytaj też: Szakale w lasach powiatu kwidzyńskiego. Widzieli je leśnicy i myśliwi
- Postanowiłam je ratować. Z tego, który wypadł z brzucha maciory, usunęłam worek płodowy i kawałek łożyska - opowiada dalej. - Wytarłam mu pyszczek, aby mógł oddychać. Otuliłam i przekazałam jednemu z kierowców, który pobiegł za mną. Zaczęłam wyciągać z lochy pozostałe. Dlaczego to zrobiłam? Do dziś sama nie wiem. Pewnie gdzieś w głowie zaświtała mi myśl, że trzeba dać szanse tym małym na życie. Wyciągnęłam trzy maluchy, dwóm udało się złapać oddech. Trzeci nie oddychał. Mieliśmy więc trzy żyjące warchlaki.
Czytaj całą historię: Jak Kamila uratowała życie trzech małych dzików
Bogna Skarul, gs24.pl