Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ciężkie lata na wygnaniu - to Niemcy zgotowali im taki los...

Hanka Sowińska [email protected] tel. 52 326 31 33
Chmielew, rok 1941. Anna iStefan Waźbińscy z synami - najmłodszym Józefem, Apolinarym, Henrykiem i Zygmuntem. - Za Józiem stoi wujek Jan, brat ojca - mówi pan Henryk.
Chmielew, rok 1941. Anna iStefan Waźbińscy z synami - najmłodszym Józefem, Apolinarym, Henrykiem i Zygmuntem. - Za Józiem stoi wujek Jan, brat ojca - mówi pan Henryk. zbiory Henryka Waźbińskiego
Sześć tysięcy - tylko z samej Bydgoszczy i okolic, głównie z Fordonu. Na tyle szacowana jest liczba ofiar niemieckich deportacji. A ilu Polaków z sąsiednich powiatów spotkały tego rodzaju represje?
Czyżkówko, rok 1931. Przed domem na ul. Chmurnej (obecnie ul.Siedlecka) są członkowie dwóch rodzin: Fabjanowiczów i Ostrowskich. - Na progu przysiadły
Czyżkówko, rok 1931. Przed domem na ul. Chmurnej (obecnie ul.Siedlecka) są członkowie dwóch rodzin: Fabjanowiczów i Ostrowskich. - Na progu przysiadły siostry Fabjanowiczówny - po lewej najstarsza Zofia, w środku najmłodsza Maria, obok, z grubym warkoczem, Czesia czyli moja mama - mówi Maria Janowska. - Wyżej siedzą: Leokadia (po prawej) i Melchior Fabjanowiczowie, moi dziadkowie, z lewej Helena Ostrowska. U góry widzimy: Eugeniusza Ostrowskiego (pierwszy z lewej), Janinę Ostrowską z d. Fabjanowicz z mężem Zygmuntem, Stanisława Ostrowskiego oraz Helenę i Stanisława Fabjanowiczów zbiory Marii Janowskiej

Czyżkówko, rok 1931. Przed domem na ul. Chmurnej (obecnie ul.Siedlecka) są członkowie dwóch rodzin: Fabjanowiczów i Ostrowskich. - Na progu przysiadły siostry Fabjanowiczówny - po lewej najstarsza Zofia, w środku najmłodsza Maria, obok, z grubym warkoczem, Czesia czyli moja mama - mówi Maria Janowska. - Wyżej siedzą: Leokadia (po prawej) i Melchior Fabjanowiczowie, moi dziadkowie, z lewej Helena Ostrowska. U góry widzimy: Eugeniusza Ostrowskiego (pierwszy z lewej), Janinę Ostrowską z d. Fabjanowicz z mężem Zygmuntem, Stanisława Ostrowskiego oraz Helenę i Stanisława Fabjanowiczów
(fot. zbiory Marii Janowskiej)

Przybywa nazwisk na liście ofiar niemieckich deportacji. Ten niezwykły spis powstaje po apelu, jaki zamieściliśmy na początku roku. Dziś kolejne dramatyczne historie, dotyczące nie tylko bydgoszczan.

Rodzina Waźbińskich ze Żnina została deportowana już w grudniu 1939 r. - Miałem wtedy cztery lata, Zygmunt sześć, a Apolinary zaledwie dwa. Niemcy dali rodzicom godzinę na spakowanie i ubranie trójki dzieci - opowiada Henryk Waźbiński, syn Anny z Rogackich i Stefana.

Waźbińscy mieli 20-hektarowe gospodarstwo rolne, usytuowane przy ul. 1 stycznia 8. - Zostaliśmy, podobnie jak kilka innych rodzin z tej samej ulicy oraz z okolicznych miejscowości wywiezieni pierwszym transportem - wspomina pan Henryk.

Anna była w siódmym miesiącu ciąży (Józef urodził się już na wygnaniu, w lutym 1940 r.), ale to nie było "okolicznością łagodzącą". - Było bardzo zimno. Te ekstremalne warunki musieliśmy wytrzymać także w czasie podróży. Jechaliśmy bez jedzenia i picia.

Mińsk Mazowiecki - tam początkowo trafiły rodziny rolników. Umieszczono ich w zimnym baraku, gdzie mieszkali kilka tygodni. Potem Waźbińskich - wraz z inną deportowaną rodziną - przewieziono do wsi Świebodzice. Do dyspozycji dziesięciu osób oddano jedną izbę. Trzeci etap deportacji to wieś Chmielew. - Rodzice byli zmuszeni wykonywać różne prace na rzecz okupanta, które wyznaczał sołtys. Ojca kierowali na lotnisko w Mińsku Mazowieckim, gdzie wykonywał zazwyczaj prace ziemne i porządkowe. Mama dostała nakaz pracy w kuchni na tymże lotnisku, oprócz tego sprzątała cały obiekt.

Melchior Fabjanowicz zmarł na wygnaniu
Melchior Fabjanowicz zmarł na wygnaniu archiwum Marii Janowskiej

Melchior Fabjanowicz zmarł na wygnaniu
(fot. archiwum Marii Janowskiej)

Kiedy Anna była w pracy, chłopcami zajmował się najstarszy z rodzeństwa. Bywało, że matka zabierała synów ze sobą na lotnisko. - Zmorą były warty nocne, wyznaczone do pilnowania torów kolejowych. Ojciec nie miał wyjścia - musiał stawiać się za każdym razem. Wysadzenie przez partyzantów pociągu, zwłaszcza wojskowego było traktowane przez Niemców jako niedopełnienie obowiązków i karane śmiercią. Gdy ojciec był niezdrów, na wartę musiała iść mama - opowiada syn.

Waźbińscy przeżyli zsyłkę i szczęśliwie wrócili doŻnina. Niestety, dom i budynki gospodarcze zastali doszczętnie ograbione.

Przeczytaj również: Nie pozwolili wziąć "jaśka"... Wspomnienia bydgoszczan deportowanych do GG

Razem z rodziną pana Henryka na poniewierkę Niemcy skazali także rodzinę Ignacego Mnichowskiego, Mariannę i Ludwika Łanieckich. - Oni byli naszymi sąsiadami - dodaje pan Henryk.

Z Sulinowa koło Żnina deportowano dwie rodziny: Łysów - Kazimierę i Wojciecha oraz Józefę i Józefa Bocianów. Z Murczynka wywieziono Franciszka Sommera, z Ustaszewa Majchrowiczów. Wszyscy spotkali się we wsi Chmielew.

W ramach wewnętrznych wysiedleń domu pozbawieni zostali Helena i Józef Gocowie ze Żnina. - Na zdjęciu zrobionym w Chmielewie jest brat mojego ojca Jan Waźbiński. Przez krótki czas ukrywał się u nas pod przybranym nazwiskiem, bo był ścigany przez Niemców jako sołtys wsi Czek (woj. poznańskie). Wujek wstąpił do Armii Krajowej i przeniósł się do Warszawy. Brał udział w powstaniu warszawskim. Po wojnie wrócił do swojej wsi - mówi pan Henryk.

***

Rodzina Fabjanowiczów - Leokadia i Melchior oraz pięcioro ich dzieci (Zofia, Janina, Czesława, Maria i Stanisław) - zamieszkała w Bydgoszczy na początku lat 20.

Maria Janowska, wnuczka Melchiora i Leokadii, córka Czesławy, po mężu Nowak, sporo wie na temat wojennych losów swoich najbliższych. - Jesienią 1940 roku dziadkowie z ciocią Zofią zostali deportowani do Generalnego Gubernatorstwa. Wywieziono ich do Rogowa koło Koluszek. Zamieszkali, podobnie jak inni deportowani, u miejscowych rodzin, a pracować musieli w niemieckich majątkach. Dziadkowie mieli szczęście - trafili do bardzo porządnej rodziny Glapsiów, z którą się zaprzyjaźnili.

W rodzinnym domu na Czyżkówku pozostała Czesława Nowak. Spodziewała się dziecka, być może dlatego nie została wywieziona... - Ani ciąża, ani połóg nie były dla okupanta przeszkodą w stosowaniu szykan. Krótko po urodzeniu mojego brata Janka, w domu zjawiło się gestapo. Szukano rzekomo zakopanej w ogródku broni. Ktoś miał donieść na policję, że widział, jak Nowakowie coś ukrywali w obejściu. Mamę przed aresztowaniem uratował sąsiad. To był bydgoski Niemiec, który na Chmurnej miał gospodarstwo. Nazywał się Gustaw Ziegenhagen - mówi pani Maria.

Po ataku Niemiec na ZSRR (czerwiec 1941 r.) Stanisław Nowak, jako robotnik, trafił w okolice Smoleńska. - Tato przeżył wojnę i szczęśliwie wrócił do domu - dodaje córka.

Nastał rok 1945. Do wolnej od niemieckiego okupanta Bydgoszczy wróciła także Leokadia z córką Zofią. - Dziadek umarł w Rogowie w lutym 1945 r. Nie miał jeszcze 70 lat. Babcia zmarła w 1948 roku. Jest pochowana w Bydgoszczy.

Tragedia spotkała Stanisława - jedynego syna Leokadii i Melchiora. Został aresztowany jesienią 1939 roku i przepadł bez wieści.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska