Pani Krystyna mieszkająca w kamienicy na Bydgoskim Przedmieściu w Toruniu zadzwoniła zrozpaczona: - Chyba będę musiała poszukać jakiegoś innego mieszkania, bo tak dalej się nie da. Co druga noc awantury do późnej nocy. Nie, nie chodzi o pijaństwo, ale małżeńskie sprzeczki. Wszyscy mieszkańcy już na wylot znają ich problemy, ale nic nie skutkuje. Co robić?
"Powinna być jakaś cisza nocna"
Sąsiedzi pani Krystyny wielokrotnie interweniowali w sprawie hałasu u administratora kamienicy, ale okazało się to bezskuteczne, bo uciążliwi lokatorzy są daleką rodziną właściciela. Sąsiedzi poprosili więc o pomoc straż miejską, a później policję. Również na próżno.
Przyjechał właściciel z awanturą, że nie życzy sobie wzywania służb, bo przecież nikt niczego nie niszczy. Ale na nasze argumenty pozostaje głuchy. Dlatego zaczęliśmy już nawet myśleć o przeprowadzce, ale nie chcielibyśmy tego robić, bo czynsz nie jest wygórowany i mieszkamy tu od wielu lat. Przez dwadzieścia lat było tu spokojnie, a w ciągu roku kamienica zamieniła się w piekło. Przecież powinna obowiązywać jakaś cisza nocna?
Deficyt ciszy staje się dziś coraz poważniejszym problemem, choćby z tego względu, że wymóg stawienia się w pracy w dobrej kondycji jest coraz poważniej egzekwowany przez pracodawców. Z drugiej strony bezsenność urosła do rangi jednej z chorób cywilizacyjnych.
Tylko w ubiegłym roku na terenie powiatu toruńskiego policjanci musieli interweniować aż 2883 razy w sprawie zakłócenia spoczynku nocnego. Z kolei do sądu trafiło z tego powodu 15 spraw. Jeszcze częściej sprawy o zakłócenie spoczynku rozpatrują sądy w Bydgoszczy, co których tylko w tym roku trafiło już 55 wniosków o ukaranie.
Cisza nocna ta sama, godziny różne
Problem w tym, że "ciszy nocnej", wbrew powszechnym przekonaniom, na próżno szukać w polskim prawie. Nie istnieje przepis, który jednoznacznie definiowałby ciszę nocną. Nie znajdziemy go nawet nawet w kodeksie wykroczeń.
Zwykle uznaje się, że cisza obowiązuje od 22:00 do 6:00. To jednak tylko zwyczajowe. W Kodeksie pracy mowa o 21:00 do 7:00. Trzeba jednak pamiętać, że spółdzielnie mieszkaniowe, wspólnoty albo prywatni właściciele mogą wytyczać w regulaminach inne ramy czasowe. Nie mogą jednak znieść prawa do odpoczynku w spokoju.
W praktyce regulaminy ustalające godziny ciszy nocnej mogą spowodować jedynie konsekwencje wobec mieszkańca, ale sprawią, że sąsiad z okolicznego domu ukarany zostanie mandatem.
Cisza nocna w polskim prawie - są paragrafy na hałaśliwych
Istnieje co najmniej kilka przepisów, które można wykorzystać w przypadku zakłócania spokoju. Najważniejsze z nich znajdziemy w Kodeksie wykroczeń, Kodeksie cywilnym oraz w ustawie o własności lokali.
Artykuł 51 Kodeksu wykroczeń głosi, że osoba, „która krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny lub spoczynek nocny, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny”.
Co ważne, zakłócenie spokoju może być również zgłoszone w ciągu dnia, jeśli sytuacja wykracza poza dopuszczalne normy.
Do dyspozycji mamy również art. 144 kodeksu cywilnego, mówiący o tzw. immisji. Narzuca on na właściciela nieruchomości obowiązek powstrzymania się od działań, które zakłócają korzystanie z sąsiednich nieruchomości ponad przeciętną miarę.
Aby zastosować w praktyce ten zapis, musimy jednak mieć w garści analizę hałasu i jego wpływu na otoczenie. Co więcej, musi to być hałas oceniony w kontekście lokalnych warunków (np. poziom akceptowalny w mieście może być nie do przyjęcia na na wsi)
Wspólnota mieszkaniowa może również zastosować "opcję atomową" wobec sąsiadów, którzy uporczywie zakłócają porządek.
Art. 16 ustawy o własności lokali głosi, że jeśli właściciel lokalu swoim rażącym zachowaniem utrudnia korzystanie z innych lokali lub części wspólnych nieruchomości, wspólnota mieszkaniowa może na drodze sądowej żądać sprzedaży lokalu w trybie licytacji.
To jednak opcja, którą można zastosować w jedynie w przypadku długotrwałego łamania norm współżycia sąsiedzkiego.
Za hałas grozi nawet kara ograniczenia wolności
Za celowe zakłócanie spokoju nocnego, w oparciu o kodeks wykroczeń, grozi grzywna od 20 zł do nawet 5000 zł, a w najcięższych przypadkach kara aresztu od 5 do 30 dni lub ograniczenia wolności do jednego miesiąca.
W praktyce, przy pierwszym zgłoszeniu zwykle kończy się na upomnieniu lub co najwyżej mandacie. Dopiero w przypadku nagminnych naruszeń może dojść do nałożenia grzywny lub skierowania sprawy do sądu.
W przypadku świąt takich jak Sylwester, choć przepisy nie przestają obowiązywać, funkcjonariusze zwykle ograniczają interwencje do najbardziej rażących przypadków.
Aby zgłosić problem bez wychodzenia z domu można również skorzystać z Krajowej Mapy Zagrożeń Bezpieczeństwa. W praktyce najlepiej działają jednak zwykle rozwiązania polubownie - podkreślają stróże prawa.
