Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co włocławski starosta robi nocą? [pełna wersja artykułu]

Dariusz Knapik
starosta Jan Ambrożewicz
starosta Jan Ambrożewicz fot: Wojciech Alabrudziński
Czasem już po godz. 12.00 włocławski starosta wyjeżdża do Czerniewic. Tam nadzoruje ... ubój świń. Prowadzi też usługi weterynaryjne i duże gospodarstwo rolne. Przy tylu obowiązkach nie ma głowy, by zajmować się jeszcze urzędem.

Już na pierwszym spotkaniu koalicji rządzącej włocławskim powiatem, przyszły starosta Jan Ambrożewicz zażądał podwyżki. Jego poprzednik zarabiał ok. 9 tysięcy złotych. Postanowiono więc dołożyć mu jeszcze tysiąc.

Teraz, przed ostatnią sesją zarząd powiatu wystąpił do radnych by podnieśli staroście tę pensję o 6 procent. Koalicja z opozycją solidarnie odrzuciły jednak ten wniosek. - I to jest chyba najlepszy przykład, jak oceniamy pracę pana starosty - mówi jeden z rajców.

"Samoobrona" stawia na weterynarzy

Jan Ambrożewicz wziął się z PSL. Jako działacz ludowców na początku lat dziewięćdziesiątych został burmistrzem Chodcza. Już wtedy zasłynął w okolicy jako wzięty weterynarz. Jego konkurenci po fachu bombardowali ówczesną radę skargami. Przewodnicząca Halina Krajewska musiała stoczyć istną batalię, by burmistrz zawiesił swoją praktykę na czas sprawowania urzędu.

W 2002 roku, po pierwszych bezpośrednich wyborach na burmistrza, Ambrożewicz musiał pożegnać się z fotelem. Wrócił do weterynarii, ale w cztery lata później znów wystartował w wyborach. Bój o powrót do ratusza skończył się sromotną klęską. Równolegle Ambrożewicz walczył o mandat w radzie powiatu. W barwach popularnej wówczas "Samoobrony", dla której zdradził PSL. Do rady dostał się jednak kandydujący z tej listy weterynarz z sąsiedniego Lubienia Zygmunt Wierzowiecki.

Zawiązała się koalicja "Wspólnoty Samorządowej", PiS i "Samoobrony". Ta ostatnia postawiła tylko jeden warunek: starostą musi zostać niedoszły radny Jan Ambrożewicz. I choć zdobyła zaledwie 3 mandaty, nie było wyjścia. "Samoobrona" stanowiła bowiem przysłowiowy języczek u wagi, decydujący o całej koalicji.

Na wagary do... rzeźni

Już po kilku miesiącach po urzędzie zaczęto opowiadać, jak to pan starosta dorabia sobie w największej we Włocławskiem rzeźni, Zakładach Mięsnych "MAT" w Czerniewicach. Jak ustaliliśmy, faktycznie jest on zatrudniony na umowę zlecenia przez powiatowego inspektora weterynarii. Z jego upoważnienia nadzoruje tam ubój zwierząt. W minionym roku zarobił na tym interesie ponad 30 tysięcy.

Starosta kursuje do Czerniewic dwa razy w tygodniu, w soboty i wtorki. W te ostatnie dni teoretycznie zaczyna tam pracę po godz. 16.00. Ponieważ firma jest duża, ubój dość często kończy się w nocy. Nie zawsze jednak musi tak harować. Jak ustaliliśmy, we wtorek 11 sierpnia starosta bardzo wcześnie urwał się z urzędu i był w Czerniewicach już o godz. 13.00. W tydzień później przyjechał na godz. 12.00, podobnie - w kolejny wtorek, 25 sierpnia.

Ambrożewicz pracuje też na kawałek etatu w gabinecie weterynaryjnym, którego współwłaścicielem jest kolega z Samoobrony, radny Zygmunt Wierzowiecki. Według oświadczenia majątkowego starosta zarabia tam wręcz grosze. W Chodczu jest jednak tajemnicą poliszynela, że wielu rolników, zwłaszcza z Cett, Łani i Łaniąt nadal nie może się obejść bez jego usług. Niektórzy dzwonią na jego prywatną komórkę, nawet gdy przebywa w starostwie.

- Kilka razy sam byłem świadkiem, jak w przerwie sesji odbierał telefon, bo komuś cieliła się krowa, czy zaniemogła maciora - oświadcza jeden z radnych. - Mówił, że teraz nie może przyjechać i udzielał porad. Potwierdzę to nawet przez sądem.
Jakby tego było mało, starosta ma jeszcze na głowie 40-hektarowe gospodarstwo, gdzie hoduje bydło, uprawia rzepak i zboże.

Geodetom puszczają nerwy

Według urzędników, także radnych, pan starosta najczęściej nie przyjeżdża do pracy wcześniej niż o godz. 10.00. Ale bywa i tak, że nie przyjeżdża wcale. Opuszcza swój posterunek różnie, czasami o godz.14.00, czasami już o 13.00. Radni nie kryją, że jak pojawi się na posiedzeniu komisji, to jest święto. Ale opuszcza też na zebrania zarządu powiatu, którego jest przecież szefem.

Są jednak chlubne wyjątki. Od 30 sierpnia do 9 września tego roku starosta przebywał na lekarskim zwolnieniu. Tymczasem na niedzielę, 6 września zaplanowano powiatowe dożynki. Ambrożewicz uznał, że służba jest ważniejsza niż zdrowie i nie może zawieść swego elektoratu. Stawił się więc, wygłosił długie przemówienie, dzielił chleb, wręczał nagrody. Dziś stwierdza, że jego absencja byłaby dużym nietaktem. A poza tym lekarz napisał mu na zwolnieniu, że "może chodzić".

Największa awantura wybuchła gdy Ambrożewicz nie przyjechał na spotkanie geodetów z całego powiatu, których wcześniej sam zaprosił do starostwa. Tego dnia wcale nie pojawił się w urzędzie. Naczelnik wydziału geodezji ubłagała wicestarostę Kazimierza Kacę by zapobiegł kompromitacji i zastąpił szefa. Ale geodezję nadzoruje starosta i jego zastępca nie był w stanie odpowiedzieć na wszystkie trudne pytania. Było ich wiele.

Do dziś w wydziale geodezji brakuje na przykład dwóch pracowników. Konkurs na te stanowiska rozstrzygnięto już ponad dwa miesiące temu. Ale starosta nie może jakoś znaleźć czasu, by załatwić formalności związane z zatrudnieniem osób, które go wygrały. A polityka kadrowa to wyłącznie jego kompetencje. Zlekceważeni geodeci nie kryli wzburzenia.

Piwo spijał sekretarz

Podobnych kwiatków jest znacznie więcej. Co roku do 10 stycznia prawo obliguje starostów do inwentaryzacji powiatowych aktywów i pasywów. W tym roku Ambrożewicz powołał komisję złożoną z 4 naczelników wydziałów. Gremialnie odmówili. Chociaż bowiem na papierze zarządzenie nosiło datę 30 grudnia, zainteresowani dostali je w lutym. Mogli jedynie antydatować protokół komisji, tak by zmieścić się w terminie do 10 stycznia. Ale tego nikt nie chciał zaryzykować.
Podobnych kwiatków jest znacznie więcej. Co roku do 10 stycznia prawo obliguje starostów do inwentaryzacji powiatowych aktywów i pasywów. W tym roku Ambrożewicz powołał komisję złożoną z 4 naczelników wydziałów. Gremialnie odmówili. Chociaż bowiem na papierze zarządzenie nosiło datę 30 grudnia, zainteresowani dostali je w lutym. Mogli jedynie antydatować protokół komisji, tak by zmieścić się w terminie do 10 stycznia. Ale tego nikt nie chciał zaryzykować.

Dopiero we wrześniu starosta wydał instrukcję o zarządzaniu systemem do przetwarzania danych osobowych. Faktycznie powinna ona obowiązywać już od... 2004 roku. Ambrożewicz zrzuca teraz winę na swego poprzednika.

Ale czemu sam nic robił przez blisko trzy lata? Sprawą zainteresowali nawet funkcjonariusze ABW, którzy niedawno odwiedzili starostwo. Za wszystko musiał się tłumaczyć sekretarz powiatu. Obecnie wchodzi bowiem centralny system ewidencji pojazdów i jest groźba, że dane te mogą interesować samochodowe gangi.

Na ostatniej sesji szef komisji budżetowej Andrzej Spychalski zapytał starostę dlaczego, w przeciwieństwie do pracowników, do tej pory nie zrewaloryzowano pensji naczelnikom wydziałów? Uchwała budżetowa nakazywała zrobić to od 1 stycznia. Ambrożewicz oświadczył, że jak się komu nie podoba, to... może odejść.

Staroście nie starcza też czasu, by podpisać dokumenty o przyznaniu na kolejny rok dodatku specjalnego dla zastępcy, skarbnika i sekretarza urzędu. Nie dostają go od dwóch miesięcy. Podobnie nie może też rozpatrzyć wniosku Powiatowej Rady Zatrudnienia o premię dla dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy, która od lat cieszy się we Włocławku zasłużoną reputacją. Nieoficjalnie mówi się, że Ambrożewicz odgrywa się w ten sposób na kolicjantach, że nie chcą mu dać podwyżki.

Samorządowi liderzy nie chcą jednak ze mną rozmawiać. Jak twierdzą, z lojalności do starosty. A może nie chcą, by ta trudna koalicja z "Samoobroną" się rozpadła.

Ja się tłumaczyć nie muszę...

Od minionego tygodnia pracownicy urzędu nie mogą wyjść z szoku. Co się stało, że starosta przychodzi do pracy na godz. 7. 30 i wychodzi razem ze wszystkimi. Podpisał już dokumenty o rewaloryzacji pensji naczelników, o dodatkach dla zastępcy, sekretarza i skarbnika, może będzie też premia dla dyrektora Urzędu Pracy.

Przez cały ubiegły czwartek usiłowałem skontaktować się ze starostą i umówić na rozmowę. W piątek próbuję ponownie.

- Przykro mi, ale pan starosta nie chce podjąć rozmowy - słyszę w końcu od jego sekretarki. Nieodwołanie? - Z tego wynika, że tak - oświadcza urzędniczka. Przez dwa dni usiłuje też dodzwonić się na służbową komórkę starosty, ale nikt nie odbiera.

Zdobywam więc numer prywatnej komórki Ambrożewicza, tej samej na którą dzwonią m.in. rolnicy korzystający z jego porad weterynaryjnych. Odbiera już po trzecim sygnale. Czy to tylko moje mylne wrażenie, że mnie unika? Ależ skąd!. Rad nie rad, starosta umawia się na spotkanie.

Po pierwszych pytaniach atmosfera robi się coraz chłodniejsza. - Już informowano mnie, że szykuje pan na mnie artykuł - nie kryje starosta. Pytam, czy to dlatego od paru dni zaczyna pracę o godz. 7.30? Przecież wcześniej spędzał w urzędzie zaledwie parę godzin.

Ambrożewicz podkreśla, że ma nienormowany czas pracy, przychodzi do starostwa wtedy, gdy jest taka potrzeba, bo załatwia też wiele spraw poza urzędem, łącznie z sobotami i niedzielami. Ale na razie to on jest tu szefem i nie ma obowiązku się przed nikim tłumaczyć. Także przed prasą.

Lekarz na urzędzie

Ambrożewicz zapewnia, że jego praca w Czerniewicach i firmie "SAJ-WIZ" jest zgodna z prawem i nie łamie żadnych ustawowych zakazów. - Jestem lekarzem weterynarii, muszę mieć kontakt z zawodem, bo groziłaby mi utrata prawa do jego wykonywania. Nie wykonuję tych obowiązków w godzinach pracy, więc nie ma tu żadnego problemu - twierdzi starosta.

Gospodarstwo rolne? Tak prowadzi, czy to jakieś przestępstwo? Nie można jednak zaprzeczyć, że na barkach starosty ciąży mnóstwo obowiązków. Czy jest w stanie wszystkim podołać? - Ma pan prawo się zastanawiać, ale to ja pracuję i to mój pracodawca mnie ocenia - ripostuje mój rozmówca.

W żadnej z wyliczonych tu spraw starosta nie ma sobie nic do zarzucenia. Spotkanie z geodetami? To przecież pani naczelnik wydziału je zwołała, on tylko podpisywał zaproszenia...w jej imieniu. Nie było żadnego oburzenia geodetów, a braki kadrowe w wydziale to tylko moje domniemania. Po co więc ogłaszano konkurs? Bo... była taka potrzeba.

W kwestii tegorocznej inwentaryzacji w powiecie starosta odsyła mnie do skarbnika i głównej księgowej. To ich sprawa. Na dalsze pytania oświadcza, że jak sprecyzuję je na piśmie to mi odpowie.

Waloryzacja płac naczelników, dodatek dla wicestarosty, skarbnika? Ambrożewicz oświadcza, że na pewno nie jest to odwet za odmowę przyznania mu podwyżki. Przecież on o nią nie występował, ale zarząd powiatu. Przekonuje, że teraz, w dobie kryzysu, trzeba oszczędzać. Czy ja wiem ile zarabiają podlegli mu naczelnicy?

Jak zarobić na urlopie

Od początku kadencji starosta przebywał na urlopie zaledwie kilka dni. Gdyby teraz chciał z niego skorzystać musiałby pożegnać urząd na blisko trzy miesiące. Zarząd powiatu wiele już razy monitował w tej sprawie, pismo do starosty wysłał też szef rady.

Urzędnicy szepczą po kątach, że ich szef łamie własne, wydane w tym roku zarządzenie. Surowo nakazuje w nim wszystkim pracownikom starostwa, by do marca wykorzystali zaległe urlopy. Pytam Ambrożewicza, dlaczego naraża powiatowy budżet na koszty? Nawet jeśli będzie musiał wykorzystać urlop za 2007 rok, bo inaczej się przedawni, to przecież na koniec kadencji trzeba mu będzie wypłacić ekiwalent za trzy lata. Bagatela, jakieś 30 tysięcy złotych.

Starosta uchyla się od odpowiedzi na to pytanie. Przekonuje, jak bardzo obciążony jest pracą w urzędzie. Ponosi odpowiedzialność za wiele spraw, a liczne procedury wymagają jego osobistego udziału, więc jego obecność jest konieczna. Na pewno nie pójdzie na urlop pod presją mediów, bo przyszedł redaktor i się o to pyta.

Gwoli prawdy trzeba przyznać, że od minionego tygodnia panu staroście niespodziewanie przybyło obowiązków. Wszystko przez sekretarza powiatu Piotra Chrzanowskiego, który w starostwie uchodzi za tytana pracy. I nagle dostał lekarskie zwolnienie, a także skierowanie do szpitala.

Wtajemniczeni nie kryją, że powodem była wizyta sekretarki starosty. Położyła mu na biurku jakieś 8 wystosowanych do jej szefa zaproszeń. Wraz z poleceniem, by sekretarz go zastąpił. Trzy z nich dotyczyły na 18 października. Wszystkie uroczystości miały się odbyć w odległych miejscach i... prawie w tym samym czasie.

Na każdym zaproszeniu starosta osobiście zadekretował polecenie osobistego udziału sekretarza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska