Gdy zwykli zjadacze chleba wstają do pracy, oni kładą się spać. To się nazywa życie po studencku. Żacy w klubie studenckim w Gdańsku chętnie uczestniczą w rozbieranych imprezach.
Ściągają ciuchy razem ze striptizerkami. Gdy striptizerki wchodzą na scenę, dołączają do nich podpruci żacy i - gdy one zdejmują bieliznę - oni pozbywają się kolejnych części garderoby. Niejedne majtki lądują na podłodze. Ponoć robią to, aby dostać flaszkę wódki.
Studenci z innych miast im dorównują. Nikogo już raczej nie dziwi, że studentki, zazwyczaj z małych miasteczek, z ubogich rodzin, szukają sponsorów, którzy w zamian za seks albo przynajmniej pokazywanie się w towarzystwie z taką laską, opłacą im czesne, kupią fatałaszki, kosmetyki, zabiorą na wakacje. Ale żeby rozbierać się za wódkę?
Przyczyny są dwie: albo brakuje im kasy i są tak zdesperowani zdobyciem alkoholu, że nie cofną się przed niczym, albo traktują to jako dobrą zabawę. Co wybieracie?
Czytaj e-wydanie »