Jeszcze przed powołaniem straży gminnej jej przeciwnicy zbierali podpisy tych, którzy mają podobne do nich zdanie. Łącznie zebrano prawie 600 podpisów. Wszystkie listy, łącznie z podpisami, trafiły na biurko wójta gminy Michała Skałeckiego.
Wójt znał więc z imienia i nazwiska tych, którzy podali się za przeciwników powołania straży. Teraz w gminie chodzą słuchy, że z tej wiedzy zrobił wątpliwie etyczny użytek, kontaktując się z autorami.
- To oburzające - mówi Czytelniczka. - Przy świątecznym stole usłyszałam, że wójt skontaktował się z moim krewnym, żądając odpowiedzi, dlaczego podpisał tę listę. To skandaliczne zachowanie. Widać, że nasza władza traktuje wyborców przedmiotowo, żądając, by mieszkańcy wytłumaczyli się ze swoich poglądów. Arogancja władzy sięga wyżyn. Gdzie tu demokracja, skoro wójt dzwoni, telefonuje i indaguje. To dla mnie nic innego, jak zastraszanie. Wójt powinien się wreszcie zastanowić, co robi.
Wójt nie wypiera się, że rozmawiał z mieszkańcami. Mówi jednak, że o podpisaniu listy rozmawiał jedynie z dwiema osobami, które widuje w różnych okolicznościach. - Zapytałem po prostu, czy podpisując je, były świadome, co robią. Chciałem się dowiedzieć, czy osoby, które nakłaniały je do podpisania, poinformowały, o jaką petycję chodzi - mówi.
Zdaniem wójta inicjatorzy akcji dezinformowali, bo straż gminna wcale nie ma być jednostką restrykcyjną, tylko dbającą, by przestrzegano prawo. - Jeżeli mieszkańcy postępują odpowiedzialnie i np. nie wyrzucają śmieci do lasu, to nie będą mieć kłopotów - podkreśla.
Czytaj e-wydanie »