Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cud w Sokółce - długa droga do formalnego uznania

Rozmawiał Roman Laudański
Kościół w Sokółce - To tutaj podobno doszło do cudu - hostia zamieniła się w ludzkie serce.
Kościół w Sokółce - To tutaj podobno doszło do cudu - hostia zamieniła się w ludzkie serce. fot. D. Biziuk/ wspolczesna.pl
W kościele w Sokółce, w hostii znaleziono fragmenty mięśnia sercowego Czy to cud? Rozmowa z księdzem Kazimierzem Sową, dyrektorem kanału Religia.tv
Wydarzenie w Sokółce może spełnić rolę odbudowy wrażliwości na rzeczywistą obecność Jezusa pod postacią chleba i wina
Wydarzenie w Sokółce może spełnić rolę odbudowy wrażliwości na rzeczywistą obecność Jezusa pod postacią chleba i wina fot. nadesłane

Wydarzenie w Sokółce może spełnić rolę odbudowy wrażliwości na rzeczywistą obecność Jezusa pod postacią chleba i wina
(fot. fot. nadesłane)

- Mówią, że ksiądz za cudami to nie bardzo...
- Uważam, że cuda są bardzo ważnym elementem wpływającym na wiarę człowieka. Gdybym jednak chciał budować całą wiarę tylko na cudach, to byłaby ona zawieszona w próżni. Dla mnie największym cudem, jaki można sobie wyobrazić, jest to, że Bóg objawił się człowiekowi i nieustannie daje mu szansę na pogłębienie wiary. Ten cud dokonuje się w sercach i życiu wielu ludzi. Także i w moim, najczęściej bez nadzwyczajnego wkroczenia Pana Boga. A to, że nie jestem zanadto "cudowierny", nie oznacza, że neguję cud, jako znak bożego działania i wkroczenia bożej obecności w życie człowieka czy większych społeczności.

- Co ma myśleć szeregowy katolik, np. o cudzie - takiej nazwy już się używa - w Sokółce, gdzie w hostii znaleziono fragmenty mięśnia sercowego?
- Jeśli już używamy stwierdzenia cud, to wymaga on potwierdzenia. Wydarzenie z Sokółki znajduje się dopiero na początku drogi do formalnego uznania. Nie ma co łudzić ludzi, że taka decyzja pojawi się za pół roku, rok, dwa. Być może za 20 lub jeszcze więcej lat.

- Kościół jest bardzo sceptyczny w stosunku do cudów.
- Oficjalne uznanie następuje po długim okresie, kiedy wyklucza się działalność człowieka i ewentualną chęć wypromowania jakiegoś miejsca. Dlatego w stosunku do cudów Kościół zachowuje pewien dystans dając zawsze więcej miejsca badaniom naukowym potwierdzającym jakieś zjawisko. Wydarzenie w Sokółce może spełnić rolę odbudowy wrażliwości na rzeczywistą obecność Jezusa pod postacią chleba i wina. Może po tym nasza wiara stanie się bardziej żywa? Wierzymy, że Chrystus jest obecny pod postacią chleba i wina w prawdziwym ciele i krwi, ale być może wielu ludzi potrzebuje takiego podkreślenia? Kiedy na temat cudu eucharystycznego mówiłem w jednym z programów telewizyjnych i stwierdziłem, iż ostatni potwierdzony cud zdarzył się 200-250 lat temu, jedna z telewidzek przesłała mi ksero artykułu na temat podobnego zjawiska, które miało miejsce w połowie lat 90. w Buenos Aires. Widać, że niektórzy ludzie śledzą te historie, bo one pomagają wzmocnić ich wiarę.

- Całkiem spora część wiernych ma też potrzebę namacalnego uczestniczenia w cudach?
- Człowiek, który przemodli pewne zjawiska, których sam doświadczył w cudownych miejscach, pogłębia swoją wiarę. Nie ma w tym niczego złego. Natomiast często "cud" ma charakter emocjonalny, ulotny. Dlatego też władze kościelne nie za bardzo spieszą się z potwierdzaniem różnych zjawisk, nawet tak znanych, jak w Medjugorie.

- Tam jest dość dziwna sytuacja.
- Nie uznaje tego miejsca Kościół, a odwiedziło je kilkadziesiąt tysięcy księży, kilku kardynałów, kilkunastu biskupów i około 30 mln wiernych! A gdyby Kościół powiedział dziś: uznajemy Medjugorie - czy ci, którzy mieliby zupełnie inne zdanie na ten temat, byliby gorszymi katolikami? Nic podobnego! Tak samo, jak pielgrzymujący tam ludzie, którzy są w pełni przekonani, że mogą pogłębić tam swoją wiarę. Miejsca, takie jak Medjugorie, mają też swoją dynamikę. W ciągu 30 lat było silnym zjawiskiem religijnym, ale to też się zmienia. Nie śledzę tego dokładnie, ale mam wrażenie, że jego sława słabnie.

- Są też cuda, z którymi Kościół ma pewien kłopot.
- Wiążą się one z "objawieniami", które są na granicy lub poza ortodoksją katolicką. Wypuszczenie człowieka doświadczającego prywatnego objawienia i pozwolenie mu, by czynił cudownym miejsce - jak na przykład w Oławie, to ryzykowna gra. Bardzo łatwo wypaczyć religijną wrażliwość i prawomyślność, której Kościół musi bronić. Gdyby tego nie robił, mielibyśmy tylu papieży, ilu księży uwierzyłoby w dane objawienie. Dlatego dystans Kościoła i przestrzeganie wiernych jest wskazany i konieczny.

- Chyba możemy nawet mówić o ortodoksji Kościoła w stosunku do miejsc, które nie zostały uznane za objawienia. Były takie i u nas w Okoninie pod Grudziądzem czy w Radominie.
- Powiedzmy to inaczej. Np. ostatnie objawienie maryjne na ziemiach polskich zatwierdzone przez Watykan miał miejsce w Gietrzwałdzie i to w powie XIX wieku. Ale zatwierdzenie urzędowe przez Kościół przyszło w II połowie XX wieku. Długo badano, czy to miejsce żyje, co "mówi" ludziom. Kościół bardzo często tak postępuje. Mówi: dobrze, jeśli przy okazji prywatnych objawień nie głosi się żadnej herezji, jest dynamika życia duchownego tego miejsca, rozwoju sanktuarium i różnych dzieł miłosierdzia. Po pewnym czasie - choć nie zawsze - następuje akceptacja.

- Hubert Czachowski, autor książki "Cuda, wizjonerzy i pielgrzymi", pytał: czym różni się uznawany odcisk stopy Matki Boskiej w Licheniu od nieuznawanego odcisku stopy Maryi w Rudzie pod Sieradzem? Nie każdy pielgrzym to rozumie.
- Kilka miesięcy temu miałem okazję oglądać australijski reportaż pt.: "Kiedy Madonna płacze?". Przedstawiono tam kilkanaście przypadków płaczących wizerunków Matki Bożej z całego świata. W pierwszym odruchu pomyślałem - świetne, kupimy go i pokażemy w naszym kanale. Później jednak doszedłem do wniosku, że emisja tego filmu bez dyskusji teologicznej wywoła więcej zamieszania. Autor zestawił słynne objawienie płaczącej Matki Boskiej w Syrakuzach z prywatnym objawieniem w australijskim Perth, zakwestionowane zresztą przez lokalnego biskupa. Także inne, zupełnie nieznane objawienia. Było to w duchu: każdy ma prawo do swojej płaczącej Matki Boskiej. Boję się takich sytuacji. Bo co: każdy ma prawo do Matki Boskiej na szybie w swoim mieszkaniu? Na korze drzewa w parku?! I odcisku stopy blisko siebie?! Nie sądzę. Może to moja mała wiara, ale czy Pan Bóg chciał tyko i wyłącznie w taki sposób do nas przemawiać?

- A po co miałby "przemawiać" w cudach? Wszystko zostało już powiedziane w Starym i Nowym Testamencie?
- Odwołam się do św. Bonawentury, wielkiego uczonego z czasów średniowiecza. Napisał: wiara szuka zrozumienia. Zrozumienia, które nasz umysł potrafi sobie przyswoić. Kiedyś, dzięki cudom, człowiek rozumiał prawdy wiary. Czymś niesamowitym jest uwierzyć, że w kawałku chleba i w winie jest rzeczywista obecność ciała i krwi Chrystusa. To wręcz sposób bardzo fizycznego doświadczania obecności Boga.

- Dzisiejszy człowiek tego potrzebuje?
- Nie zawsze i nie każdy, choć miejsca i cuda są i będą. Nie każdy cud oddziałuje w identyczny sposób na chrześcijanina.

- Czekają nas lata obfitujące w cuda czy raczej będzie to zjawisko falowało?
- Chyba czeka nas "falowanie" tych zjawisk. W historii Kościoła pierwszy szczyt cudów dotyczył wczesnego średniowiecza, a drugi - reformacji. I to miało uzasadnienie. Wtedy cały chrześcijański świat toczył między sobą ogromny spór. Zawsze inwazja herezji wzmaga chęć pokazania, że prawda jest "po naszej stronie". Nie można się też dziwić temu, że w okresie sporów i wojen religijnych katolicy potrzebowali także namacalnego argumentu dla swojej wiary. Wtedy też wrażliwość na cuda była większa. Jeden z najsłynniejszych cudów zdarzył się w połowie XIII wieku w Bolzano. Ksiądz Paweł z Pragi, zakonnik wątpiący w obecność Chrystusa, przekazał papieżowi Urbanowi IV krwawiącą hostię, a ten nie tylko to uznał, ale niemal natychmiast ustanowił święto Bożego Ciała. Może i było to nieco proste wzmocnienie wiary? Cuda eucharystyczne pojawiały się również w tych regionach, gdzie mieliśmy do czynienia z ostrym konfliktem między katolikami a protestantami - w Holandii, Francji, Niemczech, Austrii i północnych Włoszech. Mniej ich w Polsce, Węgrzech czy w Hiszpanii.

- My mamy "urodzaj" przede wszystkim na Maryje. Na szybach, drzewach czy kominach. Z czego to wynika?
- Jesteśmy narodem bardzo maryjnym. W Polsce do Chrystusa dochodzi się przez Matkę Bożą, nigdy poza nią lub obok niej.

- Zdarzyło mi się uczestniczyć w mszy hiszpańskiego księdza, który uzdrawiał ludzi. Mamy Jasną Górę, pozostawione tam laski, kule i wota. Czy to jest miejsce cudów?
- Największym miejscem cudów są relacje człowieka z Panem Bogiem. Są także szczególne miejsca, wybrane. To niewątpliwie Jasna Góra. Wystarczy przejść przez kaplice, popatrzeć na ściany i człowiek już wie, że to były setki i tysiące ludzi, którzy zawdzięczają nadzwyczajnemu działaniu łaski bożej swoje szczęście, odnalezienie zdrowia czy rozwiązanie problemu. Ilekroć jestem w Częstochowie i patrzę na te ściany, to nie wierzę, że ktoś zostawił kule tylko po to, by po wyjściu z kaplicy szukać pomocy u kogoś innego. Wierzę, że tam często i mocno następowało to działanie.

- A może łatwiej przyjmować cuda Jana Pawła II?
- Papież był przykładem tego, że Bóg dokonał cudu w życiu naszego pokolenia. Przez niego tysiące Polaków doświadczają różnych łask. Oczywiście, są tacy, którzy szczególnie zostali wybrani. Rozmawiałem z ludźmi pracującymi przy procesie beatyfikacyjnym. Nie zawsze mogą mówić wszystko, ale czasem powiedzą coś o wstrząsających zeznaniach i świadectwach, które człowiek wierzący zawsze będzie sobie tłumaczył ingerencją Pana Boga...

- ...a człowiek niewierzący?
- Powie: tu się wydarzyło coś dziwnego. I postawi trzy kropki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska