- Jeśli nasi dłużnicy pozwaliby nas do sądu, pozostałoby nam tylko jedno: wejść na salę i uznać ich roszczenia. Te pieniądze po prostu im się należą - mówi sędzia Wojciech Gołębiewski, wiceprezes Sądu Rejonowego we Włocławku. Niewielki, 45-etatowy włocławski sąd ma zaległości sięgające już miliona złotych. Pieniędzy nie ma dosłownie.
Obrońcy z urzędu
nie otrzymali jeszcze należnych im świadczeń za cały ubiegły rok, od lipca nie płaci się kuratorom społecznym, od września - ławnikom, na zapłacenie za wykonane usługi czekają biegli. W styczniu ministerstwo przekazało taką kwotę pieniędzy, która z trudem wystarczyła na zapłacenie pensji. Nie ma pieniędzy na bieżące opłacanie należności za energię elektryczną, wodę, telefony ani na przeprowadzanie niezbędnych remontów. Tymczasem
pilnej naprawy wymaga
na przykład dach budynku w Aleksandrowie Kujawskim, gdzie mieszczą się roki sądowe podległe Sądowi Rejonowemu we Włocławku.
Największe zaległości są wobec adwokatów, z urzędu broniących swoich klientów. Za cały ubiegły rok sąd nie zapłacił im ani grosza. Zaległości wobec kuratorów piętrzą się od lipca, od września nie płaci się ławnikom, którzy - choć z nazwy społeczni - mają prawo do niewielkich wynagrodzeń. Wśród ławników jest wielu emerytów czy rencistów, dla których świadczenia z sądu są dość istotnym elementem ich comiesięcznych wynagrodzeń. Wszyscy jednak czekają cierpliwie na lepsze czasy. - Tak trudnej sytuacji finansowej nie pamiętam - mówi prezes Wojciech Gołębiewski. - Znając problemy budżetu państwa trudno wierzyć, że ulegnie ona nagłej i zdecydowanej poprawie.
Ławnik w wydziale karnym Sądu Rejonowego we Włocławku (nazwisko i adres znane redakcji): - Za jedno posiedzenie otrzymuję około 40 złotych. Nie miałem wielu spraw, za miesiące wakacyjne mi zapłacono, jednak wciąż czekam na ponad 400 złotych, które powinienem otrzymać z sądu. Jestem rencistą i nie kryję, że te pieniądze bardzo by mi się przydały.
