Rozmowa z Pawłem Strąkiem, piłkarzem Zawiszy.
- Jakie uczucia towarzyszą oczekiwaniom na ostatni mecz z Polonią Bytom? Nerwy?
- Nerwy nie są dobrym doradcą. Jestem spokojny i patrzę z optymizmem w przyszłość. Jest pełna wiara, że wygramy i osiągniemy swój cel jakim jest awans. Znamy swoją wartość i wiemy, że jest blisko, ale trzeba zrobić ostatni krok.
- Jest duży niedosyt, że nie udało się "klepnąć" awansu w meczu przeciwko Flocie?
- Nie można mówić o niedosycie i rozpamiętywać tego meczu. To już jest historia. Oczywiście fajnie by było świętować u siebie, ale rywal się nam ostro postawił. Dały się nam we znaki dwa ciężkie ostatnie mecze. Najpierw derby z Olimpią Grudziądz, a potem wyjazd do Niecieczy. Mecz z Termaliką kosztował nas wiele sił. To zwycięstwo trzeba było wybiegać. Nie bez znaczenia była długa podróż, chyba najdłuższa w tej rundzie. Całą noc wracaliśmy do Bydgoszczy. Pewnie gdzieś w meczu z Flotą nawarstwiło się zmęczenie i nie byliśmy tym zespołem, co w poprzednich spotkaniach. Jednak należą się nam słowa uznania, ponieważ przegrywaliśmy, a udało się nie tylko wyrównać, ale i wyjść na prowadzenie. Szkoda, że go nie utrzymaliśmy. Chociaż trzeba stwierdzić, że remis był sprawiedliwy.
- Jak gra się z presją, że nie ma miejsca na potknięcie?
- Presja zawsze towarzyszy jeśli chce się coś osiągnąć w sporcie i trzeba sobie z nią radzić. Ważna jest koncentracja. Trzeba zrobić tak, żeby presja nie przeszkadzała w pokazywaniu swoich umiejętności.
- Powraca w rozmowach temat kiepskiego października i kwietnia.
- Miesiąc temu byliśmy w całkiem innym miejscu i pewnie nikt nie wierzył, że przed ostatnią kolejką będziemy liderem. Jak przed sezonem ktoś by mi powiedział, że będziemy mieli 63 punkty i to inni będą musieli oglądać się na nas, brałbym to w ciemno. Nie rozmawiamy o sprawach przeszłych. Wolimy skupić się na tym co przed nami. Jednak przyznaję, że nie jest fajnie, gdy dajesz z siebie wszystko, a i tak nie jesteś pewny czy to coś da, bo rywal ma nad tobą przewagę punktów.
- Jak wielka jest motywacja, by wygrać ligę i znowu zmierzyć się Legią, Lechem, Wisłą czy Górnikiem?
- Indywidualnie nie muszę nic nikomu udowadniać, ale nie jestem piłkarzem spełnionym, bo wtedy zakończyłbym karierę. Chciałbym, by Zawisza awansował. Byłby nowością w ekstraklasie i dobrym towarem do pokazania. W Bydgoszczy jest świetny klimat do piłki, duże zainteresowanie kibiców. Ludziom należy się, żeby zagościła tutaj ekstraklasa. Już podczas meczu z Flotą dało się wyczuć coś szczególnego.
- Panu udało się dwa razy poczuć smak awansu. Czy sytuacja Zawiszy jest podobna do tego kiedy zdobywał pan awans z Orlenem i Górnikiem?
- Uczucie awansu jest nie do opisania. Ciężko pracuje się przez cały rok, by coś takiego przeżyć. W Płocku już wcześniej mieliśmy zapewniony awans, więc ostatnie kolejki były spokojne. Z Górnikiem była podobna sytuacja jak w Zawiszy. Też walczyliśmy do końca o awans.
- A zdarzało się panu przeżywać taką gorycz jak przed rokiem w Gliwicach?
- To był pierwszy raz i mam nadzieję, że już nigdy nic takiego nie będę musiał przeżywać. To nie jest miłe uczucie, gdy całoroczna praca idzie w niwecz. Wtedy pojechaliśmy na Śląsk i wracaliśmy z niczym. Teraz wierzę, że będziemy świętować.