W Belwerderze Witold Jankowski-Burczyk spotkał trzech kolegów, z którymi siedział w Raciborzu, Strzelcach Opolskich i Kłodzku. Z jednym z nich przebywał w celi w Kłodzku. - Dowiedziałem się, że internowani w stanie wojennym koledzy spotykają się co roku - mówi Jankowski-Burczyk. - Z pewnością na przyszłoroczne spotkanie się wybiorę.
Czerszczanin zaczął swą kartę opozycyjną już w 1968 r. w Gdańsku. Nie był studentem, ale pracował w Stoczni Gdańskiej jako spawacz. Podczas tamtejszego protestu w 1970 r. był szeregowym strajkującym. A "w nagrodę" otrzymał skierowanie do pracy w kopalni Katowice-Janów. Na szczęście w szybie pracował krótko, ale osiedlił się z rodziną na Śląsku na dłużej. Często zmieniał miejsca pracy. Kolejnym przystankiem była Huta Baildon. Był uczestnikiem protestów radomskich z 1976 r.
Gdy pracował w Fabryce Samochodów Małolitrażowych w Tychach, został wybrany na wiceprzewodniczącego NSZZ "Solidarność" na wydziale PL13, gdzie pracowało 850 osób.
Z racji zawodu fotografa redagował też tygodnik "Ciernie", a później brał udział w uroczystościach odsłonięcia pomniku stoczniowców. Był też organizatorem strajku w FSM Tychy. - 23 grudnia 1981 r. o siódmej rano usłyszałem pukanie - opowiada. - Zapukali do mnie w ordynarny sposób. Zobaczyłem jednego cywila i dwóch milicjantów. Pytali mnie o o różne detale, nazwiska, ale niczego ode mnie nie usłyszeli.
21 stycznia 1982 r. w sądzie wojewódzkim w Katowicach odbyła się rozprawa karna z dekretu i stanie wojennym. Prokurator zażądał dla Jankowskiego-Burczyka siedmiu lat. Sąd skazał go jednak na 36 miesięcy, pozbawienie praw publicznych na trzy lata i zwrot kosztów procesu.
Jankowski-Burczyk szczególnie niechętnie wspomina pobyt w Strzelcach Opolskich, gdzie szykany były na porządku dziennym. Teraz pamiątkami z tego okresu są m.in. drewniany krzyżyk i modlitewnik z podpisami osadzonych z nim kolegów. Do jedzenia podrzucano im m.in. robaki, myszy i tym podobne. Po proteście połączonym z głodówką zostali przeniesieni do Kłodzka, gdzie były już o wiele lepsze warunki.
Czerszczanin zwraca uwagę, że jego rodzina, gdy on siedział za kratkami, nie była pozostawiona sama sobie. Przychodziły paczki żywnościowe z Amnesty International, a koledzy z fabryki w Tychach robili co miesiąc składkę dla jego bliskich. Na wolność wyszedł 9 kwietnia 1983 r., a do Stanów Zjednoczonych wyleciał 5 listopada 1983 r. Nie miał wyboru, bo nigdzie nie mógł znaleźć pracy, był śledzony przez tajniaków. - W obawie o zdrowie i życie rodziny zdecydowałem się na polityczne wygnanie - mówi. - Wyjechałem z 40 dolarami.
Po pół roku znalazł pierwszą pracę, ze względu na wyuczony zawód fotografa pracował w redakcjach i drukarniach.
Do Polski wrócił w 2004 r. - Wróciłem, bo jestem patriotą, bo jestem Polakiem, bo muszę być w ojczyźnie - mówi Jankowski.
CZERSK Dostał order, bo jest patriotą
ANNA KLAMAN

Witold Jankowski-Burczyk otrzymuje order z rąk Jacka Sasina, zastępcy szefa kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego
Witold Jankowski-Burczyk odebrał w Belwerderze Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Odznaczenie dla czerszczanina wiele znaczy. Przez lata zmagał się z władzą PRL-u, za co spotkały go szykany i 18 miesięcy więzienia.