Przypomnijmy, w zdewastowanym mieszkaniu po poprzednim lokatorze pękła rura, co dla sąsiadów z dołu oznaczało zalanie. Woda bez problemu przesiąkła przez sufit, bo stary drewniany dom jest w fatalnym stanie technicznym. Rodzinie Gornowiczów zalało kuchnię i pokój. Zaraz po zdarzeniu Krystyna Gornowicz relacjonowała "Pomorskiej", że zamokły im wszystkie wersalki, kołdry i domowe sprzęty. - Gdy wynieśliśmy dywan, z podłogi zebraliśmy jeszcze trzy wiadra wody - mówiła.
Maciej Janikowski, dyrektor Administracji Zasobów Komunalnych, mówi, że współczuje rodzinie i stara się jej ulżyć w nieszczęściu. - Dlatego zaproponowałem im przeniesienie się do lokalu na Kolejowej - mówi. - Zaznaczam, że to miała być jednak przeprowadzka doraźna. Zdawałem sobie sprawę, że mieszkanie ma braki, ale moglibyśmy szybko najważniejsze usunąć. Piec moglibyśmy naprawić w pół godziny.
Janikowski odnosi się też do kwestii tego, że gdy doszło do nieszczęścia, z AZK nikt nie mógł od razu przyjechać. Pisaliśmy, że pierwsi byli burmistrzowie, a dyrektor pojawił się jako ostatni. - Byłem akurat w Chojnicach - tłumaczy się Janikowski. - A ekipa remontowa pracowała w innych miejscach. Jeden z pracowników był poza Czerskiem.
Dyrektor zaznacza, że jedyne, co można było zrobić, gdy do awarii doszło, to odciąć wodę. - Zrobił to od razu Andrzej Kulesza z Zakładu Usług Komunalnych - informuje. Niestety, woda, która z rury wypłynęła, już w mieszkaniu była. Nie można już było jej zatrzymać ze względu na strop.