Spis treści
Emerytka z Bydgoszczy niedawno wyprowadziła się z gminnej kamienicy w Śródmieściu. - Nigdy nie miałam własnego mieszkania. Zawsze zajmowałam komunalne, czyli należące do miasta - przyznaje seniorka. - Nasza kamienica nadaje się do kapitalnego remontu. Oprócz mojego mieszkania, w budynku znajduje się jeszcze siedem innych. Jakoś na początku 2024 roku my wszyscy, czyli najemcy, dostaliśmy pisma z Administracji Domów Miejskich. To o tym, że będziemy musieli się wyprowadzić. Nieoficjalnie wiemy, że budynek zostanie wystawiony na sprzedaż. Gminie nie opłaci się go remontować, zresztą to grube dziesiątki tysięcy by kosztowało, a bez tego pewnie za rok, może dwa, groziłby zawaleniem. Nawet znalazł się kupiec chętny na ruinę.
Mieszkanie od miasta
Miasto zaczęło szukać innych mieszkań dla osób, które miały zostać wykwaterowane. - Przyjęłam pierwszą propozycję, którą pracownicy ADM mi pokazali - dodaje kobieta. - To nadal kawalerka, ale nie w centrum, tylko oddalonym o 18 kilometrów Fordonie. Lokal był w stanie do wprowadzenia. Trochę ponad miesiąc później już mieszkałam pod nowym adresem. Sześć kolejnych rodzin z naszej starej kamienicy też zgodziło się przyjąć mieszkania zastępcze z ADM.
Została sąsiadka, która obejrzała trzy mieszkania w ciągu dwóch miesięcy, lecz żadne jej się nie spodobało. - Ona zajmuje niecałe 30 metrów na najwyższym piętrze, oczywiście bez windy - wskazuje nasza rozmówczyni. - Jej lokal posiada dwa małe okna, piecowe ogrzewanie, prowizoryczną łazienkę, wydzieloną z części kuchni oraz widok od strony podwórka na mury drugiej kamienicy. Administracja dalej szuka dla sąsiadki podobnego metrażu, chociaż nieco lepszych warunków.
Warunki mieszkaniowe
Sąsiadka stawia warunki odnośnie warunków, a jakże, mieszkaniowych. - Ona chce dostać większe mieszkanie, na 1. piętrze i z ładnym widokiem na ulicę - wymienia nasza rozmówczyni. - Zapowiada, że na inne się nie zgodzi.
Inni bydgoszczanie nie kryją oburzenia. - Tacy ludzie organizują koncerty życzeń, które ma spełnić gmina. Stają się roszczeniowi. Najemcy nie są właścicielami mieszkań. Mają je za darmo i nie zaciągają, ani nie spłacają kredytów hipotecznych prawie do końca życia, jak większość przeciętnie zarabiających Polaków. Ci z mieszkań komunalnych oraz socjalnych płacą jedynie czynsz i opłacają media. Zajmują gminne lokale, a po takie ustawiła się kolejka.
A propos tej kolejki: pod koniec 2024 roku w Bydgoszczy na liście osób uprawnionych do najmu na czas nieoznaczony widniało 159 nazwisk, a na liście osób, które mogą podpisać umowy o najem socjalny, czyli o obniżonym standardzie - 41. Dla porównania: w Toruniu na mieszkanie komunalne czeka ponad 300 osób. Minie przeważnie kilka albo kilkanaście lat, aż ludzie z listy otrzymają ofertę mieszkania. Obecni lokatorzy są przyzwyczajeni do brania, a ciągle grymaszą, chociaż inni na ich miejscu przyjęliby te mieszkania z pocałowaniem ręki - słychać komentarze.
Mieszkanie komunalne i mieszkanie socjalne
Miasto próbuje radzić sobie z opornymi najemcami. - Po pierwszym szoku, wywołanym informacją o konieczności opuszczenia zajmowanego lokalu, najemcy przyjmują to do wiadomości i w większości współpracują - mówi Magdalena Marszałek, rzecznik ADM w Bydgoszczy. - Oczywiście zdarzają się przypadki, w których najemcy próbują ugrać na tej sytuacji więcej i np. wnioskować o drugi lokal dla chociażby córki lub syna, brata czy siostry lub mieć wygórowane oczekiwania względem metrażu, liczby pokoi, ich ustawności itp.
Panie rzecznik podkreśla: - Takie roszczenia, jeżeli nie mają racjonalnego uzasadnienia ani umocowania w przepisach, nie zostają spełnione.
Jeszcze pojawia się aspekt pustostanów, które powinny zostać doprowadzone do stanu do wprowadzenia i zajęliby je uprawnieni oczekujący. Widać jednak błędne koło. Przykładowo: we Włocławku istnieje ponad 100 pustostanów, czekających na kapitalne albo prawie całkowite remonty. Miasta nie stać na przeprowadzenie tych robót, więc uprawnieni do otrzymania mieszkania z zasobów gminy tak samo czekają, nawet latami.
