Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czeski zamek Frydlant. Zdobędziesz go jadąc ze Świeradowa - Zdroju

Marek Weckwerth
Marek Weckwerth
Co robić w górach, gdy aura nie sprzyja już wędrówkom, gdy mgła przykrywa widok? Można zwiedzić ciekawe zabytki, miasta, zamki... Dlatego zapraszam w mury czeskiego zamku Frydlant.

To rzut kamieniem od polskiego Świeradowa - Zdroju albo, jadąc z przeciwnej strony, z Bogatyni. Frydlant leży na skraju Gór Izerskich (Sudety), w swoistym worku wcinającym się w terytorium PR, nazywanym Cyplem Frydlanckim. Zatem najkrótsza droga ze Świeradowa do Bogatyni wiedzie przez Frydlant.

Tamtejszy zamek wznosi się na wysokiej bazaltowej skale nad rzeką Smedą, po polsku zwaną Witką, bo krótki jej odcinek znajduje się w granicach naszego kraju. Teraz niewiele w niej wody, ale w sierpniu 2010 roku wylała, praktycznie odcinając miasto od świata. Spośród 8-tysięczej populacji ewakuowano 2 tys. osób.

Zamczysko zbudowane zostało w XIII wieku, podobno na wieść o zbliżających się zagonach mongolskich. Jeśli tak, to musiała to być jeszcze niewielka strażnica, potem sukcesywnie rozbudowywana. Pewne jest zaś, że strzegła ważnych szlaków handlowych z Czech na Łużyce i Śląsk.

Pierwszym odnotowanym w kronikach właścicielem był możny ród Ronovci, ale w roku 1278 król Przemysł Ottokar II odebrał mu zamek (mówi się, że z powodu zdrady) i sprzedał Rudolfowi von Biberstein.
Dziś można podziwiać okazałe zamczysko, renesansowe, które jest efektem przebudowy z surowej, gotyckiej na piękniejszą i wygodniejszą rezydencję magnacką.

Budowla przechodziła różne dziejowe perypetie, przechodziła z rąk do rąk i ostatecznie - wraz z zakończeniem II wojny światowej - została odebrana prywatnym właścicielom (Clam-Gallasom) na rzecz skarbu państwa.

Co ciekawe podczas ostatniej wojny skalna warownia nie została splądrowana przez obce wojska, nie została spalona, a zatem jej oryginalne wyposażenie ocalało i teraz można je podziwiać. To m.in. kolekcje obrazów, broni, porcelany, mebli, ubiorów.

Ale ten podziw tonuje nieco fakt, że wnętrz nie można fotografować, nawet bez flasza. Przewodniczka przestrzega, że nie wolno wyjmować nawet telefonu komórkowego (bo przecież tym też można robić zdjęcia) i że w razie złamania zakazu wyprosi z zamku. Wyjątkiem jest możliwość fotografowania kuchni.

Zamiast więc reklamy o perle architektury obronnej, w świat idzie fama o trudnych do wytłumaczenia obostrzeniach.
Niemniej zabytek warto zwiedzić. Auto można zostawić na płatnym parkingu w pobliżu (10 zł). Wstęp kosztuje 180 koron czeskich. Grupy polskie obsługiwane są w naszym języku.

Turyści lgną jak niedźwiedź do miodu do słynnego zamku, ale ciekawe jest także Stare Miasto.
W jego sercu wznosi się ratusz oddany do użytku w roku 1663. Wcześniej na jego miejscu stał budynek drewniany usadowiony na kamiennych fundamentach. Ten jednak, jak wiele innych budowli, pochłonął w roku 1634 pożar. Miasto plądrowały także wojska uczestniczące w wojnie trzydziestoletniej (1618 - 1648). Niemniej dziś zachwycają na Starówce rzędy zabytkowych kamienic.
Oglądać można także pomnik Albrechta Wallensteina, jednego z wodzów podczas wojny trzydziestoletniej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska