Pan Czesław zafascynował się fotografią jako młody chłopak. Czytał wszystko, co na ten temat wpadło mu do ręki. - Nauczycielem i wzorem był dla mnie pan Czarnecki, który miał swój zakład przy ul. Chełmińskiej i pani Gardzielewska, jego córka - opowiada. - Założyli koło Polskiego Towarzystwa Fotograficznego. Należałem do niego. Bardzo mnie to wciągnęło. I mimo że miałem robotę urzędnika w energetyce, poszedłem do zakładu spółdzielni "Zjednoczenie" na pomocnika. Ale ten padł i zostałem bezrobotnym.
Wtedy pan Czesław zdecydował się otworzyć własną firmę. Dostał z przydziału, jak mówi, mały kącik i zaczął tam gospodarować od zera. Czasami bywało bardzo ciężko. - Drugi raz już był w to nie wszedł, ale wówczas byłem zafascynowany fotografią - wyjaśnia.
Lampa wybuchała
Ciągle ma sentyment do zdjęć czarno-białych. - Bo one mają duszę - tłumaczy.
Zaczynał od prostych tanich aparatów radzieckich - Fedów, Zorek. - Lubiłem Reflektę, to była lustrzanka i niej pracowało się już przyjemniej - wspomina.
Ale najwięcej problemów sprawiało oświetlenie. Najpierw pan Czesław wykorzystywał magnezję, czyli proszek, który się podpalało. Lampa wybuchała i dokładnie w tym momencie należało otworzyć migawkę. Potem używał żarówek, które jednak przepalały się przy każdym zdjęciu. Gorącą żarówkę szybko wykręcał przez chusteczkę i wyrzucał, równie szybko wkręcając nową.
- Nie wspominam tych czasów dobrze, ale muszę przyznać, że biurokracja była o wiele mniejsza - uważa.
Urząd skarbowy nie istniał, zastępował go wydział finansowy, który mieścił się w obecnym urzędzie marszałkowskim. Opowiada: - Raz na rok było się wzywanym przed oblicze pana kierownika. Siedział on, przedstawiciel cechu rzemiosł i urzędniczka. Mówili: "Proszę pana, my panu na ten rok dajemy podatek taki i taki". "O Jezu, nie wyrobię" - odpowiadałem. "No to w takim razie taki". "Oj, też będzie ciężko" - mówiłem. Za trzecim razem już wypadało przyjąć proponowaną stawkę.
Współpracował z "Pomorską"
Zakład pana Czesława był niewielki, więc artysta skupiał się głównie na fotografii reportażowej. Publikował w lokalnej prasie, m.in. "Gazecie Pomorskiej".
- Bardzo miło wspominam współpracę z panem Adamem Felskim. Redakcja mieściła się przy ul. Szerokiej. Zajmowała pierwsze piętro. Byłem tam częstym gościem, ponieważ w Toruniu nie pracował żaden etatowy fotoreporter. Stąd miałem okazję uczestniczyć w różnych wydarzeniach.
Efekty pracy pana Czesława to tysiące negatywów. Przekazał je Bibliotece Uniwersyteckiej. Znany z poczucia humoru, żartuje: - Nie chciałem zabierać ich ze sobą do grobu.
Jego zbiór to dokumentacja 50 lat z życia Torunia: uroczystości kościelne i państwowe, otwarcia zakładów np. Elany czy nieistniejącej już fabryki kleju kostnego.
- Znajdowała się na Przedmieściu Bydgoskim. Jej otwarcie było wielką fetą z ówczesnymi władzami. Klej robiło się tam z kości, więc leżała ich sterta, a między nimi biegały szczury. Panie z delegacji wzdrygały się. A jeden z inżynierów, który nas oprowadzał stwierdził: "Niech się panie tak nie zrażają. Z tego powstaną piękne szminki" - uśmiecha się.
Pracował też społecznie
Pan Czesław wspomina też inaugurację linii tramwajowej nr 3, która szła na Wrzosy. - Było mi smutno, gdy fotografowałem zdejmowanie tych szyn - mówi.
Fotografował także m.in. pierwszy komputer w Toruniu, znajdujący się przy ul. Bema w zakładzie energetycznym. - Wielką maszynę, chyba z cztery metry długości; na szpulach. Aby się do niej zbliżyć musiałem ubrać biały fartuch - wyjaśnia.
Uwiecznił także jeden z pierwszych telewizorów w Toruniu i pierwszy samochód marki Warszawa, który służył za taksówkę. - Jego właściciel nazywał się chyba Wachowski, albo Wachowiak. Mieszkał przy ul. Wodociągowej. Pamiętam, jak powiedział do mnie: "Teraz będę mógł w końcu wozić nowożeńców".
Pan Czesław wielokrotnie pracował społecznie. Dostał wiele cennych wyróżnień, m.in. Thorunium od prezydenta miasta, od Jana Pawła II, którego zresztą również fotografował - krzyż Pro Ecclesia et Pontifice, ma też medal diecezji toruńskiej, medale za działalność kulturalną, wszystkie możliwe odznaczenia cechowe, a w 2000 roku został uznany za rzemieślnika stulecia. Jest również posiadaczem Krzyża Kawalerskiego Odrodzenia Polski i Złotego Krzyża Zasługi.
Od 60 lat jest żonaty. Ma trójkę dzieci. Pałeczkę po nim przejęła córka z zięciem, którzy od ponad 20 lat prowadzą zakład przy ul. Kopernika.
Dochował się też ponad 30 innych uczniów.
Czytaj e-wydanie »