Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Człowiek urodzony za późno. Pamięci Romualda Koperskiego

Maciej Karczewski
nadesłane
W wieku 64 lat odszedł Romuald Koperski - człowiek wielu pasji. Podróżnik, przewodnik po Syberii, pisarz, pianista, fotografik, rekordzista świata.

Romka poznałem 30 lat temu, na kilkanaście dni przed jego pierwszą samochodową ekspedycją na Syberię. Młody, energiczny facet, zdobywający serce słuchacza po kilku zdaniach, zarażający pasją swoich planów, nie robiący sobie niczego z trudności i wyzwań.

Pod rodzinnym domem w gdańskiej Oliwie, pokazywał mi z dumą swojego przerobionego starego Landrovera, dodatkowo zamontowane elementy, ekstra zbiorniki na paliwo, kompasy, kosze na koła i opony. Ruszał z Gdańska do Nowego Jorku, przez Rosję i całą dziką Syberię. Był muzykiem, dlatego wszyscy – nie wyłączając jego mamy, pukaliśmy się w głowę, słuchając jego planów na wyprawę przez krainę znaną nam tylko z książek i atlasów. Romek nie bał się niczego, celował tylko w trudne rzeczy, kręciło go tylko to, co niezdobyte, dzikie, to czego nikt nie dokonał. Miałem wtedy 19 lat, w godziną stał się moim idolem. Facetem, który ma cel i do niego dąży. Syberię autem z demobilu przejechał, dotarł do USA i napisał swoją pierwszą książkę. Przeczytałem ją w dwa wieczory… Ten luźny język, tak inny niż w literaturze znanej ze szkoły, opisy miejsc i ludzi, pełne zwady i humoru. Pisał świetnie.

Na kolejną ekspedycję wybrał Lenę, jedną z wielkich syberyjskich rzek.

Postanowił ją przepłynąć w gumowym pontonie z grudziądzkiego Stomilu… wariat, myśleli wszyscy, a Romek to zrobił. Prawie przypłacił to życiem, tylko boskiemu cudowi i nadludzkim zdolnościom gdańskich chirurgów zawdzięczał, że nie stracił nogi. Połamany i więziony w rosyjskiej bazie wojskowej, daleko za kołem podbiegunowym, prawie nieprzytomny dotarł szczęśliwie w końcu do Gdańska. Znowu pomagali mu zwykli ludzie, których potrafił sobie zjednywać jak nikt. I kolejna książka przeczytana w jedną chyba noc. Stał się znany, rozpoczął prelekcje i spotkania autorskie w całej Polsce. Porywał ludzi po kilku zdaniach.

Pamiętam te tłumy w toruńskim Dworze Artusa na jego spotkaniach, nie można było w Sali Wielkiej wbić szpilki. Opowiadał, pokazywał slajdy, żartował a potem grał na fortepianie. Muzyka rosyjska, jazzowe standardy cudownie łączone ze słowem, odwagą i marzeniami każdego z nas o dziczy i Syberii.

Romek był rekordzistą Guinnessa - zagrał najdłuższy koncert fortepianowy! Ponad sto godzin w gdyńskim centrum handlowym, sprawiło że trafił do księgi rekordów. Opowiadał potem przy ognisku, śmiejąc się do łez, o kelnerach w niektórych knajpkach, którym pokazywał kartę rekordzisty, tłumacząc , że takiej osobistości, zawsze przysługuje jeden kufel Guinnessa za free.. wierzyli.

Syberyjskich ekspedycji zorganizował całą masę, jeździł ze stacjami telewizyjnymi, politykami, biznesmenami. Kiedy zaczął latać, już jako pilot wymyślał coraz to nowe i trudniejsze przeloty nad dziką syberyjską tajgą.

Kiedy spotykaliśmy się na herbatę w toruńskim Aeroklubie, zawsze piloci i mechanicy słuchali go z uwagą. Szacunek i sympatia, to dwie rzeczy, które wzbudzał zawsze. Kiedy więc zaproponował mi wspólny wyjazd na Syberię, by pomagać naszym rodakom, daleko od Ojczyzny, nie wahałem się ani chwili.

Wspólnie namówiliśmy jeszcze duet okulistów i optometrystów i zaczęła się akcja Okulary dla Syberii. Był z niej dumny, bo dawaliśmy ludziom coś wymiernego, coś czego potrzebowali i co zostawało tam na długo po naszym powrocie. Pamiętam, kiedy podczas jednej z nich, mieliśmy (mówiąc delikatnie), problemy z rosyjskim KGB, oficer który nas przesłuchiwał, po kilku zdaniach, traktował go z równym szacunkiem, jak ksiądz z tamtejszej polskiej parafii. Budził respekt tym, czego dokonywał. Potem postawił na nogi większość znanych mu ludzi ze świata polityki, aby zaprosić dzieciaki z Syberii na wakacje do Polski. Nikt mu nie potrafił odmówić, zabierał młodzież do parlamentu, do ministerstw, na rejsy po gdańskim porcie. Te dzieci często, nie tylko nie widziały samolotu czy morza, często pierwszy raz były w mieście... To co robił było zwyczajnie bezcenne.

Dwa razy mierzył się z oceanem, raz przeszkodziły mu pogoda i bezduszność japońskich urzędników, musiał przerwać rejs. Za to po trzech latach wrócił na ocean, tym razem atlantycki i przepłynął go maleńką łupinką z parą wioseł i dryfkotwą. Pokonał go, głównie głową i nadludzką siłą woli. Był najtwardszym romantykiem jakiego znam.

Jakiś czas temu rozkochał się w Bieszczadach, oczywiście przyjaciół zdobył tam natychmiast, tak jak wszędzie, ludzie kochali go za to jaki był, myślał o tym by tam się ulokować na dłużej. Jednym z ostatnich zrealizowanych pomysłów Romka, był przelot śladem polskich pilotów z Warszawy do Tokio i z powrotem. Wiele godzin pracy wielu ludzi, sprawiło że stary poczciwy Antek, poleciał i wrócił cały do kraju. Miał jeszcze setki pomysłów i planów… nie zdążył. Odszedł pokonany przez chorobę.

Wspaniały, zwykły człowiek o wielu niezwykłych umiejętnościach i pasjach. Wielki filantrop, pomagający setkom ludzi, sam żyjący bardzo skromnie. Pilot, podróżnik, pisarz, muzyk, ostatnio hodowca psów, ale przede wszystkim – dumny z polskości facet o wielkim sercu. Prawdziwy człowiek oświecenia, urodzony za późno i żyjący zbyt krótko…

Żegnaj Romku, to zaszczyt, że pozwoliłeś mi choć odrobinę życia spędzić obok Ciebie. Do zobaczenia kiedyś, po tamtej stronie chmur…

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska