
Tak ma wyglądać sala koncertowa na Jordankach
(fot. Projekt pracowni Menis Arquitectos)
Otwarcie kopert w przetargu na wyłonienie wykonawcy sali koncertowej zaskoczyło wielu torunian i władze miasta. Po pierwsze dlatego, że ceny zaproponowane przez wykonawców znacznie odbiegają od funduszy zaplanowanych na pierwszy etap inwestycji. Hiszpańska firma Al-desa Construcciones zażądała za zadanie 179 mln zł, a konsorcjum firm Mostostal Warszawa i Acciona Infraestructuras - 184 mln zł. Tymczasem miasto na wybudowanie kompleksu zaplanowało 138,9 mln zł. Po drugie, do końcowego etapu konkursu na budowę sali zaproszono 11 wykonawców, a udział w postępowaniu wzięły zaledwie dwa przedsiębiorstwa. Po trzecie, zaproponowane ceny są do siebie zbliżone.
Czytaj też: Przetarg na salę koncertową w Toruniu unieważniony. Budowa stoi pod znakiem zapytania
Wynik postępowania może wskazywać, że miasto, na czele z projektantem, źle oszacowało koszty budowy obiektu lub specyfikacja zamówienia została przygotowana z błędami. Przypomnijmy, że unieważniony przetarg uwzględniał część prac na Jordankach. W pierwszym etapie miasto chce bowiem postawić mury i wykończyć elewację budynku. Osobno ma być rozpisany przetarg na wykończenie obiektu, w tym na zakup i podwieszenie ruchomego sufitu w jednej z sal. Miasto przygotowało na pierwszą część 139 mln zł, a wydaje się, że wykonawcy zaproponowali cenę za całą budowę. Czy to możliwe?
- Nie wydaje mi się, by wykonawcy pomylili się w tej kwestii - mówi Grzegorz Grabowski, pełnomocnik prezydenta ds. inwestycji na Jordankach. - Mieliśmy ok. 600 zapytań do tego zamówienia. Dziwię się więc, że tylko dwie firmy wystartowały w przetargu. Przeanalizujemy zakres zadania i sprawdzimy specyfikację oferty, czy jest ona poprawnie wykonana.
Prezydent zapowiada, że w trybie pilnym w magistracie ponownie zostanie rozpatrzony terminarz nowego przetargu i harmonogram prac, a także możliwość ograniczenia zakresu budowy.
- Wynik przetargu wskazuje na to, że wykonawcy realnie spojrzeli na koszt tej inwestycji - uważa Waldemar Przybyszewski, przewodniczący klubu PO. - Nie wydaje mi się, by w kolejnym przetargu wykonawcy zaproponowali znacznie niższe ceny. Dlatego już teraz powinniśmy zadać sobie pytanie czy Toruń stać na to, by wyłożyć kilkadziesiąt milionów więcej na salę niż planowano? Kolejne pytanie, które się nasuwa: czy miasto jest wiarygodnym partnerem dla przedsiębiorców?
Przybyszewski wskazuje, że prezydent powinien rozpocząć dyskusję na temat tej inwestycji w obliczu kryzysu finansów miasta.
- Powinniśmy też ustalić hierarchię ważności przedsięwzięć, które trzeba wykonać, a które można odłożyć na później - zaznacza Przybyszewski.
Z kolei przewodniczący PiS sugeruje, że magistrat powinien zapytać także mieszkańców Torunia o głos w tej sprawie. - Władze miasta mają twardy orzech do zgryzienia - mówi Jacek Kowalski. - Być może w drodze konsultacji z mieszkańcami powinniśmy zastanowić się, czy dokładać pieniądze do budowy sali czy może odłożyć tę inwestycję na później, np. na kolejny okres programowania unijnego.
Przypomnijmy, że kosztorys projektanta sali opiewał początkowo na 120 mln zł. Ta suma wciąż rosła. W zeszłym roku przewidywano, że pochłonie 175 mln zł, w tym mówiło się już o sumie 197 mln zł za całe zadanie. Przetarg pokazał, że budowa obiektu może pochłonąć znacznie ponad 200 mln zł. Gdyby tak się stało możemy stracić 56 mln zł z Unii Europejskiej, gdyż wartość projektów znajdujących się na liście indykatywnej RPO nie może przekroczyć 200 mln zł. Takich pieniędzy nie ujrzymy też, jeśli procedura przetargowa opóźni start budowy. Termin jej zakończenia to połowa 2015 r.
Najlepsze artykuły za jednym kliknięciem. Zarejestruj się w systemie PIANO już dziś!
