Dziś kończy się rok szkolny i zaczynają się wakacje. To cisza przed burzą? We wrześniu czeka nas strajk w szkołach?
Na razie trudno to jednoznacznie stwierdzić. Nie wiemy, czy sytuacja nauczycieli się poprawi. Na razie nic na to nie wskazuje. Rząd nadal nie traktuje nas poważnie.
Nowy minister edukacji Dariusz Piontkowski tego nie zmieni?
Na pewno nie jest on ministrem nadziei. To właściwie pewne, że będzie kontynuował politykę prowadzoną przez Annę Zalewską, chyba z jeszcze większym naciskiem na kontrolę nauczycieli i szkół. To przykre, że rząd nie ma do nas zaufania. Z jednej strony mówi o powołaniu i misji, z drugiej – nie ufa nam, że działamy dla dobra dzieci. To smutne, że polska szkoła zamiast stawać się szkołą otwartą, kreatywną, zwraca się w stronę szkoły XIX-wiecznej, której reguły nie sprzyjają rozwijaniu kompetencji miękkich, o których dziś tyle się mówi. Jednak nie przesądzamy efektów działań pana ministra. Jak to się mówi, po owocach go poznamy, choć prawdę mówiąc wygląda na to, że te owoce będą kwaśne.
CZYTAJ TAKŻE:Dentysta w każdej szkole? Prezydent podpisał ustawę a szkoły mają problem
Nie wróży to dobrze kontaktom nauczycieli z ministerstwem, a szkoda, bo już ostatni rok przebiegł pod znakiem protestów środowiska oświatowego. Zaczęło się w grudniu od „belferskiej grypy”, a skończyło na trzech tygodniach strajku w kwietniu.
To pokazuje, jak dużo czasu miała strona rządząca, aby porozumieć się z nauczycielami, wyciągnąć do nich rękę. Tak się jednak nie stało. Kolokwialnie można by powiedzieć, że rząd poszedł z nami na wojnę. Nie znalazł w sobie tyle dobrej woli, żeby postawić oświatę na miejscu, na które zasługuje. Wręcz przeciwnie, dał nam do zrozumienia, że nie jest ona warta uwagi. Każdym gestem, słowem pokazywano, że oświata, nauczyciele są dla budżetu państwa złem koniecznym.

Strajk przyniósł nauczycielom jakieś korzyści?
Przede wszystkim udowodniliśmy sobie, że jako grupa zawodowa potrafimy się zjednoczyć, że umiemy znaleźć nić porozumienia nawet, jeśli bardzo się różnimy. Od lat osiemdziesiątych nie było takiej jedności w środowisku. Dzięki strajkowi inaczej spojrzeli na nas rodzice i uczniowie. Wielu z nich rozumiało naszą troskę o oświatę, co pomogło nam przetrwać najtrudniejszy emocjonalnie okres – czas egzaminów. Wtedy jednak też rząd nie szukał z nami porozumienia, lecz sposobów na to, jak najskuteczniej walczyć. Zobaczyliśmy, że można złamać wszystkie zasady, aby postawić na swoim. Choć od kwietniowego protestu minęło już trochę czasu, sytuacja wciąż jest napięta.
Napięcie jest też w uczniach i ich rodzicach, którzy z niepokojem czekają na wyniki rekrutacji do szkół średnich i branżowych. MEN wielokrotnie podkreślało, że choć mamy podwójny rocznik, wszyscy absolwenci znajdą miejsca w szkołach.
To, że znajdą, jest oczywiste, ponieważ gmina musi im je zapewnić. Czy trafią do wymarzonej szkoły, to już inna sprawa. Skutki przyjęcia do szkół podwójnego rocznika absolwentów poznamy we wrześniu, październiku. Wtedy okaże się, jak zorganizowane są zajęcia, do której trwają lekcje i na ile są przeładowane pierwsze klasy w niektórych placówkach. Łatwo jest chwalić się rekrutacją, gdy mamy czerwiec i nabór do szkół dopiero na dobre się zaczyna.
Beata Szydło: - Strona związkowa odrzuciła nasze propozycje.
