Te pytania pojawią się coraz częściej i nie bez powodu. Wprawdzie PiS jest partią wyjątkowo silnie ściśle scentralizowaną i opartą na autorytecie jednego przywódcy, ale niespodziewana, nawet dla samego Jarosława Kaczyńskiego, kariera premiera Kazimierza Marcinkiewicza musi budzić takie spekulacje. Tym bardziej że skłonność ugrupowań prawicowych do podziałów leży w polskiej tradycji. Powodem spekulacji są też naturalne różnice zdań, które muszą pojawiać się w procesie rządzenia. Jarosław Kaczyński nie ma doświadczeń w sprawowaniu władzy wykonawczej, a więc z natury rzeczy ma inny ogląd spraw niż premier, który z materią rządzenia zmaga się codziennie i poznaje coraz więcej ograniczeń.
Nie jest też tajemnicą, że PiS jest ugrupowaniem, które powstało ze sfederowania kilku środowisk, z których dwa są najbardziej znaczące - dawne Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe oraz Porozumienie Centrum. Nie jest też tajemnicą, że najbardziej zaufanymi ludźmi prezesa PiS są jego najwierniejsi, czyli działacze PC, którzy trwali przy nim bez względu na polityczną pogodę. Nie jest tajemnicą, że do ZChN Kaczyński przez długie lata odnosił się z wielką podejrzliwością, by przypomnieć jego słynne zdanie, że najkrótsza droga do dechrystianizacji Polski prowadzi przez ZChN. Jest więc sporo powodów do spekulacji i kto wie, czy w przyszłości, gdy pozycja prezesa PiS osłabnie, Prawo i Sprawiedliwość się nie podzieli. Na razie jednak fakt, że premier tak szybko zbudował sobie własną pozycję świadczy o tym, że nie chciał być "zderzakiem", który można w dowolnym momencie odrzucić, ale politykiem, który zostawszy trochę z przypadku szefem rządu chciał być politykiem, z którym trzeba się liczyć. Decydujący głos ma jednak Jarosław Kaczyński, czego dowodem niemożność usunięcia z rządu Krzysztofa Jurgiela, ministra rolnictwa, być może najsłabszego z dotychczasowych czy mianowanie na szefa resortu skarbu Wojciecha Jasińskiego. Obaj są ludźmi Kaczyńskiego i premier nie ma żadnej możliwości samodzielnego ruchu.
Nieco inna sytuacja panuje w Platformie Obywatelskiej. Po dwóch wyborczych porażkach i nieutworzeniu koalicji z PiS kierownictwo musiało się znaleźć w ogniu krytyki. Można nawet uznać, że tej krytyki, zważywszy na okoliczności, nie było za wiele. Zadecydował o tym bardzo dobry wynik Donalda Tuska w wyborach prezydenckich, co sprawiło, że nie pojawiła się dla niego żadna alternatywa. Czas jednak mija i dawne wyniki bledną. Dają natomiast o sobie znać kłopoty związane z przebywaniem w opozycji. To nie tylko zawód, że się nie jest u władzy, to także trudność znalezienia się w opozycji, gdy tak długo mówiło się o koalicji, a stwierdzenie "nasi przyjaciele z PiS" weszło już do powszechnego obiegu. To także kłopot związany z tym, że Kaczyński jest liderem wyrazistym, mającym swoją zdecydowanie nakreśloną wizję przemian, a Platforma ciągle próbuje znaleźć takie pole, by się różnić jednocześnie nie odżegnując się od tej części programu naprawy państwa, który łączył ją z PiS. Zapewne efektem tego jest brak reakcji tam, gdzie byłaby ona potrzebna, jak choćby po ubiegłotygodniowym wystąpieniu sejmowym Jarosława Kaczyńskiego, które prosiło się o replikę, o przedstawienie wizji zmian, która byłaby PO bliska. Platforma i Tusk ten moment wyraźnie przespali i pokazali się jako partia, która nie ma stanowiska wobec momentami nawet brutalnie zarysowanego programu PiS. Nauka opozycyjności dopiero się więc zaczyna, zwłaszcza że PiS prowadzony przez Kaczyńskiego jest adwersarzem wymagającym.
Czysta polityka
Janina Paradowska
Autorka jest publicystką tygodnika "Polityka"
Czy Prawo i Sprawiedliwość się podzieli? Czy w Platformie Obywatelskiej nastąpi zmiana liderów?