Pan Łukasz z Torunia dziesięć lat temu zapisał się na studia w wyższej uczelni w Warszawie. Czesne wynosiło 450 zł miesięcznie. Nauki jednak nie podjął i po półroku skreślono go z listy studentów. Koniec sprawy? Bynajmniej! W lipcu zajmował się nią sąd. Pana Łukasza uratowało przedawnienie roszczenia o czesne.
- To nie są sytuacje wyjątkowe. Najwięcej pozwów mieliśmy z UMK i nigdy nie były to sprawy przedawnione. Widać, że na uniwersytecie pilnują terminów - mówi sędzia Stanisław Sadowski, przewodniczący X Wydziału Cywilnego Sądu Rejonowego w Toruniu.
Studentów za zaległe czesne ściga też Kolegium Jagiellońskie.
- Natomiast z Wyższej Szkoły Bankowej nie mieliśmy dotąd żadnego pozwu - dodaje sędzia Sadowski.
W X Wydziale Cywilnym Sądu Rejonowego w Toruniu w lipcu zajmowano się sprawą pana Łukasza.
Mężczyzna dziesięć lat temu zamierzał studiować na pewnej wyższej uczelni technicznej w Warszawie. Nauka była płatna.2 sierpnia 2006 pan Łukasz podpisał z uczelnią umowę na usługę edukacyjną. Zobowiązał się w niej m.in. do terminowego opłacania czesnego. W umowie przewidziano możliwość jej wypowiedzenia ze skutkiem na koniec semestru, w którym nastąpiło wypowiedzenie.
Pan Łukasz, jak podnosił w sądzie, nigdy de facto studentem uczelni nie został. Nie złożył ślubowania, nie uczestniczył w żadnych zajęciach, nie podszedł do egzaminów. Co jednak istotne przy tej okazji - nigdy też formalnie nie wypowiedział umowy.
Uczelnia traktowała go jako swego studenta do lutego 2007. Potem skreśliła go z listy. Zaległe czesne jednak podliczyła i wierzytelność przekazała firmie windykacyjnej. Pana Łukasza wezwano do zapłaty w 2011. Nie zapłacił. Odczekano i pozwano mężczyznę.
Zobacz również: Zarobki w sklepach sieciowych po podwyżkach. Najnowsze stawki [zdjęcia]
Prowadząca sprawę sędzia Maria Żuchowska zaznaczyła, że fakt nieuczestniczenia studenta w zajęciach nie jest tu najistotniejszy: - Prawdą jest, że pozwany nie złożył ślubowania i nie przystąpił do zajęć, jednak nie zwalniało go to z umowy zawartej z uczelnią. Można wyobrazić sobie sytuację, że student nie podpisze aktu ślubowania, ale będzie uczęszczał na zajęcia lub że nawet nie będzie uczęszczał na zajęcia, ale przystąpi do egzaminów. Oczywistym byłoby, że w takich przypadkach student musiałby uiścić czesne, mimo niezachowania wszelkich formalności. Umowa zatem, w ocenie sądu, była wiążąca dla pozwanego i zobowiązywała go do zapłaty czesnego, nawet gdy nie przystąpił on do studiów.
Takiego stanowiska sądu nie poparłby raczej prawnik Marcin Chałupka, ekspert ds. szkolnictwa wyższego.
- Jeśli student nie dopełni formy rezygnacji przewidzianej regulaminem studiów, nie znaczy jeszcze, że nastąpiło spełnienie świadczenia, za jakie uczelni powinien zapłacić. Samo posiadanie statusu studenta takim świadczeniem nie jest - mówił na łamach „Gazety Prawnej” w 2013 r.
Mimo wszystko wyrokiem sądu pan Łukasz nie musi nic spłacać.
W sukurs przyszła nowelizacja ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym z 2014 roku. Mówi ona, że roszczenia uczelni z tytułu umów edukacyjnych przedawniają się po 3 latach. Taki termin przedawnienia określa także dla umów zawartych przed wejściem w życie nowelizacji.
- Sąd oddala powództwo jako przedawnione - orzekła sędzia Żuchowska i pan Łukasz może spać spokojnie.
Choć wyrok jest nieprawomocny, trudno się spodziewać, by nie utrzymał się przy apelacji.