Jego rodzice to Michalina i Antoni Fronczek. Mama pochodziła z rodziny zubożałej szlachty z Mazowsza. Swojego przyszłego męża poznała w Bydgoszczy. Tutaj też zamieszkali po ślubie, w domu przy ulicy Jackowskiego. - Całe życie poświęciła wychowaniu dzieci. Rzekłbym, była kapłanką domowego ogniska. W domu panował matriarchat w najlepszym tego słowa znaczeniu.
Tata sędzią był
Ojciec pana Zbigniewa urodził się w województwie kieleckim, w rodzinie chłopskiej. - Skończył prawo na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Potem wrócił do Bydgoszczy i pracował w tutejszym sądzie jako asesor - opowiada radny.
W 1934 roku pan Antoni ożenił się z panią Michaliną. Urodził im się syn, to pan Zbigniew i córka Janina. - Tata był oficerem rezerwy. Brał udział w kampanii wrześniowej. Wzięty do niewoli spędził drugą wojnę światową w oflagu niemieckim. Po okupacji wrócił do naszego miasta i pracował jako sędzia. Był przewodniczącym Wydziału Karnego i wiceprezesem Sądu Apelacyjnego w Bydgoszczy. Za to, że nie chciał wydawać wyroków politycznych, został odsunięty od obowiązków.
Doktor Fronczek sporo informacji ma też o dziadkach ze strony mamy. Nazywali się Teodora i Konstanty Siemiątkowscy. Pochodzili z Mazowsza. Babcia zajmowała się domem i wychowywaniem piątki dzieci. Kiedy jednak rodzina na parę lat wyjechała do USA za chlebem, tak samo, jak dziadek, ciężko pracowała, żeby zarobić na utrzymanie gromadki. - Dziadek po pierwszej wojnie światowej sprzedał swój majątek wykupując obligacje państwowe, pomagając tym samym odbudować nasz kraj - mówi Zbigniew Fronczek.
Ułoży drzewo
O rodzicach taty, Mariannie i Dionizym Fronczek, wie mało. - Postaram się jednak zgromadzić o nich wiadomości, a potem ułożę drzewo genealogiczne - _zapowiada. - _To będzie pierwsze takie drzewo w naszej rodzinie.
Zegar z duszą
Kolekcjonuje pamiątki z dalekich podróży. 20 lat temu, będąc w Afryce, kupił instrument strunowy zbudowany z drzewa sandałowego. Jeszcze starszy jest stojący zegar z pozytywką kupiony na Kaukazie 35 lat temu. - Spędziłem tam miesiąc miodowy z żoną Marią, a przy okazji kupiliśmy pamiątkę, która do dziś odmierza upływający czas w naszym domu. Zachował się też ponad 100-letni porcelanowy serwis do kawy po pani Janinie, teściowej doktora.
Fot. Wojciech Wieszok