Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dorota: Nie mam już pretensji do rodziców, ale szacunku też dla nich nie mam

Katarzyna Piojda
Jak miałam kilkanaście lat, chciałam pomóc rodzicom-alkoholikom. Potem policja mnie z domu zabrała. Przestałam martwić się o nich. To ich życie, daleko ode mnie.
Jak miałam kilkanaście lat, chciałam pomóc rodzicom-alkoholikom. Potem policja mnie z domu zabrała. Przestałam martwić się o nich. To ich życie, daleko ode mnie. Andrzej Muszyński
Dorota jest dorosła. Ma swoją rodzinę - męża, dziecko. Prowadzi normalne życie. Ale dzieciństwa normalnego nie miała. Skończyła 11 lat, gdy trafiła do pogotowia opiekuńczego.

- Najgorsza była rozłąka z najmłodszym bratem, 10 lat młodszym ode mnie - mówi dziewczyna. - On został w domu, z mamą, tatą i rodzeństwem. Tylko mnie wzięli do placówki. Najstarsza byłam. Rozłąki by nie było, gdyby w domu było dobrze. Tak normalnie. Wódka - Tata pił, odkąd pamiętam - opowiada Dorota. - Mama się załamała. Jego picie ją do tego doprowadziło. Też zaczęła pić.

Zanim wpadła w nałóg, była śliczna, zadbana, czysta. Wódka matkę zniszczyła. - Mama zupełnie przestała dbać o siebie. Wygląda, jak wrak człowieka. Rodzice kłócili się, a gdy tata próbował bić mamę, ona zawsze była silniejsza.

Młoda kobieta uśmiecha się, bo przypomina sobie scenki: podpity tata próbuje doskoczyć do mamy. Ona tylko się odwraca i jednym ruchem obezwładnia męża. Mąż od razu jest cicho. Przez parę godzin. Ale za parę godzin, jak sobie znowu wypije, jest to samo. - Na nas mama i tata nigdy nie podnosili ręki. Nie byli agresywni. Tu o to pijaństwo się rozchodziło - dodaje kobieta.

Dorocie nawet podobało się w domu dziecka. - Wychowawcy byli mili, troskliwi. Tam było wielu wychowanków, ale wychowawcy znajdowali czas na każdego z nas.Można było z taką ciocią (czyli wychowawczynią) pogadać na każdy temat. O tym, co było w domu rodzinnym - też.

Dziadkowie próbowali zaradzić. Przyjeżdżali, robili zakupy, sprzątali. Czasem lekcje z wnukami zrobili. To jednak nie pomogło. Rodzice nie chcieli sobie dać pomóc. Rodzeństwo Doroty podzieliło jej los i trafiło do placówki. Tak zdecydował sąd. - Byłam zła na rodziców, że doprowadzili do rozwalenia naszej rodziny, ale cieszyłam się, że młodsze rodzeństwo jest przy mnie - opowiada młoda bydgoszczanka.

Na rodziców była zła, ale kilka razy jednak uciekła do nich nocą. Wolała uciec, niż całą noc płakać do poduszki. Nie mogła zasnąć. Gdy do pokoju wchodziła wychowawczyni, żeby zobaczyć, czy podopieczni śpią, Dorota udawała, że śpi. Dom dziecka stał blisko domu rodzinnego, na tym samym osiedlu, i dlatego uciekała. Żeby pobyć z rodzicami. Gdy wchodziła do mieszkania, widziała ich pijanych. Potem przestała uciekać do mamy i taty, bo nie chciała patrzeć, jak się staczają.

Przeczytaj także: To były ostatnie święta Dorotki i Pawełka w domu dziecka. "O jeny! Naprawdę będziemy mieli mamę i tatę?"

Ojciec czasem odwiedzał swoje dzieci w placówce. - Mimo tego, że pił, był na swój sposób wrażliwy. Mama była raz zobaczyć, jak mają w placówce. No, góra dwa razy. Dyrekcja domu dziecka chciała lepiej dla Doroty i czwórki jej rodzeństwa.

- Trafiliśmy do rodziny zastępczej - kontynuuje młoda kobieta. - Na początku było dobrze, fajnie. Ale jedynie na początku. - "Ciocia" rozkazywała nam i zakazywała - mówi bez ogródek Dorota. - Nie znosiła słowa sprzeciwu.

Było, jak w bajce, ale tej bajce o Kopciuszku. - Tam macocha o swoje dziecko dbała, a obcym dzieciom, mieszkającym pod jej dachem, kazała pracować w domu, sprzątać. - U nas było podobnie. "Ciocia" budziła nas o szóstej rano, żebyśmy sprzątali w swoich pokojach. Wtedy jej dziecko, to biologiczne, smacznie spało. Ono nie musiało sprzątać. Tylko my. Dorota przypomina sobie na przykład, jak "ciocia" kazała rodzeństwu myć podłogę. - Najmłodszy brat miał wtedy cztery latka. Też miał myć podłogę. Zrobiłam to za niego i potem opiekunka okrzyczała mnie, że go wyręczyłam.

Podobne sytuacje się powtarzały. - Każdy z zewnątrz widział, że coś nie gra - uważa teraz Dorota. - Gdyby przyszli opiekunowie z domu dziecka do tej rodziny zastępczej, to widzieliby, co się dzieje. Bo w placówce rodzeństwo przebywało krótko, ale było spokojne. Otworzyło się przed wychowawcami. Czuło się bezpiecznie. - A w nowym, niby zwykłym, domu, przeżywaliśmy traumę - zaznacza Dorota.

Miała kilkanaście lat i nie zastanawiała się, czy decyzję sądu można zmienić i komu zależało na tym, żeby rodzeństwo zamieszkało u innych ludzi. Chciała iść na policję. Pomyślała sobie jednak, że funkcjonariusze jej nie uwierzą, a tylko pojawią się przez to następne kłopoty w domu. Teraz takie pytania młoda kobieta sobie zadaje, ale odpowiedzi nie znajduje. Po kilku latach, gdy skończyła 18 lat, wyfrunęła z rodzinnego gniazdka.

- Pierwsza, bo przecież najstarsza jestem - mówi bydgoszczanka. Rodzina Gmina pomogła jej załatwić mieszkanie. Wyuczyła się zawodu. Ma pracę. I rodzinę. Utrzymywała stały kontakt z rodzeństwem. Przynajmniej raz na dwa tygodnie się widywali. Ona odwiedzała te dzieciaki. Potem kolejno jej siostry i bracia opuszczali rodzinę zastępczą. Najmłodszy brat niedawno z tego gniazda wyfrunął. - I dobrze - kwituje Dorota. - Trzymamy się razem, chociaż mieszkamy osobno. Dzisiaj dziewczyna nie ma żalu do rodziców. - Dziecko inaczej patrzy na "te" sprawy. Gdy dorosłam, też zmieniłam nastawienie - dodaje. - Było, minęło. Młoda kobieta rzadko widuje się z rodzicami. - Dawno temu pękła między nami więź. Nie ma emocji, uczuć. Niczego już nie ma - zaznacza Dorota.

A szacunek dla rodziców? - Też go nie mam - odpowiada po chwili namysłu. Ma za to nadzieję, że nie powtórzy błędów mamy i taty. - Na razie idzie mi dobrze - uśmiecha się kobieta. - Moim braciom i siostrom też żyje się jakoś normalnie.

Natalia Lejbman, wicedyrektor Bydgoskiego Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych, mówi, że wychowankom domów dziecka w życiu dorosłym nie jest łatwo. - To młodzi ludzie wstępujący czasem może zbyt wcześnie na drogę dorosłości - twierdzi. - Są pełni nadziei, że wszystko się ułoży, ale tej nadziei towarzyszy często lęk przed nieznanym, w pełni odpowiedzialnym życiem. W przypadku Doroty lęku nie ma. Jest pełna odpowiedzialność. Za siebie, za rodzeństwo, za swoją nową rodzinę.

PS. Imię bohaterki zostało zmienione.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska