Poszło o dotację z urzędu pracy na etat dla bezrobotnego, która wpadła w anoreksję i schudła z ponad 19 do 8 tys. zł. A w koncercie życzeń przedsiębiorców wystąpili pan dyrektor urzędu pracy oraz jego podwładne z pokojów 207 i 210.
Dotacje z urzędu pracy. Niektórzy przedsiębiorcy czują się oszukani
Pani Zofia, zadbana kobieta po pięćdziesiątce, mieszkała przez kilka lat w pięknym Kazimierzu nad Wisłą. Do Grudziądza wezwały ją m.in. sprawy osobiste. 12 lat temu postanowiła otworzyć tu własny biznes. Prowadzi Autoryzowaną Stację Landi Renzo Auto Gaz. Firma montuje instalacje gazowe w samochodach benzynowych. Ma oddział w Kwidzynie. Żochowska twierdzi, że nie miała problemów w interesach i z urzędnikami aż do chwili, gdy na jej drodze stanął PUP.
Latem tego roku wystąpiła o dotację na "wyposażenie i doposażenie stanowiska pracy": - Nigdy wcześniej nie zwracałam się o pomoc finansową. Jednak skoro państwo chce finansować takie przedsięwzięcia, dlaczego nie skorzystać i przy okazji dać zajęcie mieszkańcowi Grudziądza, gdzie bezrobocie jest największe w regionie? Spróbowałam i... czuję się oszukana.
W lipcu po raz pierwszy poszła do urzędu pracy, gdzie omówiono z nią wstępne zasady przyznania dotacji. Wyszła podbudowana nadzieją, że dostanie ponad 19 tys. zł. - Poprosiłam mechaników o szczegółowy wykaz niezbędnych rzeczy. W efekcie powstała lista 37 pozycji - wspomina. - Były tutaj zawarte dane dotyczące nowego stanowiska pracy, łącznie z pomieszczeniem socjalnym, WC.
Zobacz także: Dotacje z urzędu pracy. Młodzi ludzie nie mogą doczekać się pieniędzy
Opowiada, że to urzędniczka doradziła, by skrócić rozwlekły plan zakupów z 37 pozycji do 9 słów, tak zwanych kluczy. "Nie ma potrzeby bawić się w detale i opisywać wszystkich wierteł" - tak mi dosłownie powiedziała pani w PUP. - Poprawiłam wniosek zgodnie z jej sugestiami.
W tym dokumencie znalazły się więc m.in. następujące słowa-klucze: analizator spalin, stół mechaniczny z nadbudową, podnośnik, szafki narzędziowe czy elektronarzędzia itd. - Znikły zbędne, według PUP, szczegóły dotyczące choćby rodzaju narzędzi, takich jak: klucze płasko-oczkowe, nasadowe, giętkie i tym podobne - twierdzi właścicielka firmy (oczywiście nie należy mylić tych kluczy ze słowami-kluczami!). - Urzędniczka uznała, że w słowie elektronarzędzia mieszczą się i narzędzia, i elektryczne urządzenia. We wniosku zabrakło też dokładnego opisu stanowiska pracy. Omówiono je ze mną słownie, czyli bez potwierdzenia na papierze. Wniosek został zaakceptowany w pięć dni, szalałam ze szczęścia! - petentka urzędu pracy była zachwycona.
Umowę z PUP w Grudziądzu pani Zofia podpisała w sierpniu. Zaraz po tym urząd przysłał do jej warsztatu pierwszego bezrobotnego, kandydata na montera instalacji gazowych. - Przyjechał pijany na rowerze, dzierżył w ręce druk z pośredniaka. Miał 60 lat i ostatnio pracował jako mechanik 30 lat temu. Trudno zatrudnić kogoś takiego, nie chciałam, by moja firma wyleciała w powietrze! - szefowa warsztatu łapie się za głowę. - Na szczęście chodziło mu tylko o pieczątkę, że niby szuka roboty.
Sama znalazła mechanika
Właścicielka firmy sama znalazła mechanika, Mariusza Kitowskiego. Poprosiła, by zarejestrował się w pośredniaku, tak było w umowie, przeszkoliła go na własny koszt. Zatrudniła na dwa lata, jak życzył sobie urząd pracy. Ale najgorsze było dopiero przed nią. Urzędnicy zaczęli odrzucać faktury, za które zapłaciła z własnej kieszeni. Bo do wtedy ani złotówka z urzędu pracy na jej firmowe konto nie wpłynęła.
W umowie z PUP jest napisane m.in.: "Prezydent (Grudziądza - przyp. red.) zobowiązuje się do refundacji faktycznie poniesionych kosztów na wyposażenie i doposażenie stanowiska pracy". A urzędnicy odrzucili np. fakturę (1492 zł) na klucze nasadowe Gearlock, klucze płasko-oczkowe, imadło, prostownik czy lampa warsztatowa.
To, według właścicielki firmy, niezbędne przedmioty w jej warsztacie i w większości uznane wcześniej przez pracowników pośredniaka jako elektronarzędzia, więc skreślone z szczegółowej listy. Sprzęt kupiony, zapłacony przez nią gotówką.
Urzędnicy zakwestionowali też zakup skanera (600 zł), bez którego mechanik nie zbliży się do auta naszpikowanego elektroniką. Dlaczego? - Bo dostawca zaproponował mi, bym zapłaciła dopiero po teście sprzętu, to jest po 30 dniach. I tym samym przekroczyłam ponoć o sześć dni termin wskazany przez PUP, choć w umowie nie jest to precyzyjnie wskazane - opowiada szefowa warsztatu.
W skróconym wniosku zabrakło też dokładnego opisu stanowiska pracy, więc nie uznano, np. wykonania głębokiego kanału (jest faktura za tę usługę na 1920 zł). Co ciekawe, nie odrzucono zaś bloczków betonowych do jego wykonania.
Prace remontowe w Stacji Landi Renzo Auto Gaz:
Następny punkt umowy: "Przedsiębiorca musi zapewnić pracownikowi odpowiednie warunki BHP i przeciwpożarowe" I co z tego wynika? - Zakwestionowano faktury na znaki typu: "Wyjście ewakuacyjne" i również gaśnice śniegowe, proszkowe. Odrzucono wszystkie związane z wykonaniem WC. W Grudziądzu mam toaletę, ale otworzyłam oddział firmy w Kwidzynie, w którym nie było takiego zaplecza. I co teraz? Mówię do mojego mechanika żartem: "Nie ma WC, będziesz sikać pod murkiem" - komentuje szefowa.
Zobacz zdjęcia, jak powstawało to stanowisko pracy!
- Zakwestionowano 60 proc. moich faktur - denerwuje się pani Zofia. - W efekcie dotacja zmalała z 19 do 8 tys. zł. Wszystko przez nieprofesjonalnie skrócony wniosek przez niedoświadczonych pracowników! Poszłam wyjaśnić tę sprawę do dyrektora urzędu pracy. Usłyszałam, że to nie koncert życzeń, a także, że mogę oddać sprawę do sądu. Tak więc na pewno spotkamy się w sądzie! Czekając na swoją audiencję u pana dyrektora, widziałam smutne sceny z udziałem przedsiębiorców, także odsyłanych z kwitkiem. Upokorzonych. Pamiętam mężczyznę, który zapożyczył się w banku i u rodziny, by kupić specjalistyczny samochód. Taki jeżdżący warsztat elektryczny, ściągnął go z Niemiec, zapłacił cło, a jego dotacja schudła z 19 do - pożal się Boże - do 2 tysięcy złotych. Człowiek zdruzgotany, załamany. Inny krzyczał, że jest bankrutem, bo obcięto mu dotację do 6 tys. zł, a też się zapożyczył.
Dotacje z urzędu pracy. Oto cała prawda o nich - mówi Zofia Hasse-Żochowska:
Dotacje z urzędu pracy. Będzie kontrola!
PUP w Grudziądzu zaznacza, że sprawą Żochowskiej zajmował się doświadczony urzędnik. Szczegółowe wyjaśnienie przyszło od prezydenta Grudziądza:
- Ta pani przyszła do urzędu z niekompletnym wnioskiem i otrzymała niezbędne informacje uważa Magdalena Jaworska-Nizioł z biura prezydenta. - Później dostarczyła fakturę na przykład na zakup skanera. Jednak nie było możliwości uwzględnienia tego zakupu w ramach refundacji, z uwagi na zapłatę po terminie, jak wymagają tego przepisy. Nie zaliczono również niektórych narzędzi, gdyż nie są to elektronarzędzia. Usługa budowlana (kanał - przyp. red.) nie jest przedmiotem umowy, bo mowa w niej o podnośniku. A skoro petentka wnioskowała o możliwość zakupu materiałów remontowo-budowlanych, uznano zakup bloczków. Poinformowała urzędnika, że jest na rynku od 10 lat, a taki pracodawca musi przecież posiadać WC.
Zasady, którymi kierują się urzędnicy z grudziądzkiego pośredniaka, budzą jednak wątpliwości. Dlatego przyczyniliśmy się do tego, że zostanie tam przeprowadzona kontrola.
- Musimy wyjaśnić zarzuty stawiane przez Zofię Żochowską i ocenić pracę PUP w Grudziądzu - informuje Beata Sulima, zastępca dyrektora Wydziału Polityki Społecznej Urzędu Wojewódzkiego w Bydgoszczy, któremu podlegają wszystkie regionalne pośredniaki.
