
- Naszym przekleństwem nie jest jednak Wisła ani żadna inna rzeka, tylko zachemowskie rury - mówi pani Bogumiła Rudol.

Gdy woda wreszcie opadała, przyszła pora na szacowanie strat. Państwu Rudol ciężko jest jeszcze określić, ile wynoszą. Skala zniszczeń jest przytłaczająca.

- Rozumiejąc trudną sytuację poszkodowanych rodzin, pomagamy na tyle, na ile jesteśmy w stanie i najlepiej jak potrafimy - zapewnia Sylwia Przytulska, rzeczniczka Grupy Ciech, która jest właścicielem Zachemu.

- W naszej kotłowni cały czas stoi jeszcze woda. Straciliśmy wszystkie meble i sprzęt. Trzeba będzie na nowo otynkować dom, zrywać podłogę i nie wiadomo, co jeszcze. Same prace budowlane będą bardzo kosztowne - dodaje.