Siła wody, która zalała dom państwa Rudol w Łęgnowie była ogromna. Dziś ze zgrozą wspominają to, co już pobieżnie opisywaliśmy w poniedziałek. - Wszystko wydarzyło się w samym środku nocy - wspomina rodzina. - Obudził nas przeraźliwy huk. Woda uderzyła na nas z taką siłą, że niosła ze sobą ogromne głazy narzutowe, które runęły na ścianę domu - opowiadają.
Przeczytaj również: Inowrocław: Nowy blok, a woda kapie z sufitu na głowy. Na wszystkich piętrach
Wody przybywało dosłownie z sekundy na sekundę. Rurą, która biegnie obok domu państwa Rudol, każdej minuty przelewają się tysiące litrów. Co gorsza, wyciek spowodował spadek ciśnienia. Pracownicy zakładów, nie wiedząc jeszcze, co go spowodowało, zwiększali przepływ wody. Minęło ponad pół godziny, zanim udało się zakręcić wszystkie zawory. W tym czasie budynek dosłownie tonął w hektolitrach wody i szlamu. Mało brakowało, a mogło dojść do tragedii.
- Boję się nawet myśleć, co by było, gdyby nasze wnuczęta spały w swoim pokoju - przyznaje pani Bogumiła. - Wyjątkowo tej nocy nie było w domu ich rodziców, więc zabraliśmy je do swojej części budynku, która nie została tak doszczętnie zalana - opowiada.
Czytaj też: Aleksandrów: tę rozpadającą się ruinę nazywają "Belwederem". To żart? [zdjęcia]
Przedstawiciele Zachemu zapewniają, że robią wszystko, co w ich mocy, by pomóc państwu Rudol. - Rozumiejąc trudną sytuację poszkodowanych rodzin, pomagamy na tyle, na ile jesteśmy w stanie i najlepiej jak potrafimy - zapewnia Sylwia Przytulska, rzeczniczka Grupy Ciech, która jest właścicielem Zachemu. - Od samego początku awarii dokładamy wszelkich starań, aby osoby pokrzywdzone w jej wyniku czuły się bezpiecznie.
Więcej dziś w papierowym wydaniu "Gazety Pomorskiej". Zapraszamy również do zakupu e-wydania. Możesz ściągnąć też naszą gazetę na iPada.
Czytaj e-wydanie »