Projekt Polskiej Akcji Humanitarnej dotyczył tzw. pomocy rozwojowej. Przeszkoleni wolontariusze mieli przekazywać wiedzę dalej i uczyć m.in. w szkołach, jak kraje bogate mogą pomagać tym biedniejszym. Budżet projektu wynosi 17 tys. zł, dostali cztery.- Ta kwota nie pokryłaby nawet kosztów dojazdu i noclegu trenerów - wyjaśnia Ariel Zieliński z toruńskiego oddziału PAH. - Musielibyśmy zrezygnować albo z zaproszenia ekspertów albo z materiałów szkoleniowych.
Druga fundacja - Pracowania Zrównoważonego Rozwoju, która rezygnuje z dotacji, chciała przeprowadzić trzydniowe warsztaty dla organizacji pozarządowych z wiejskich gmin woj. kujawsko-pomorskiego. Małe, lokalne fundacje i stowarzyszenia miały nauczyć się autoprezentacji i tego jak zrobić dobry plakat czy ulotkę. Eksperci mieli też pokazać im, jak mogą rozmawiać z wójtem, mediami, sponsorami.
- Ale po obcięciu dotacji moglibyśmy zrobić tylko jeden warsztat dla 15 osób, a zgodnie z projektem miał być dla 60 osób - wyjaśnia Krzysztof Ślebioda z fundacji Pracowania Zrównoważonego Rozwoju. - Koszt przygotowania materiałów, praca grafika, księgowej, promocja, byłby niewspółmiernie wysoki do rezultatów.
Śliski teren
Projekty dotyczące lokalnej społeczności realizowane są w karkołomny sposób. Bo albo - ze względu na niskie dofinansowanie - są dramatycznie ograniczane. Albo nie są dofinansowane w ogóle. To prowadzi do tego, że fundacje i stowarzyszenia rezygnują z działalności. I przestają np. pomagać osobom niepełnosprawnym. - Mówiąc kolokwialnie, "ta działka w tym województwie jest śliska" i wiąże się z dużymi zagrożeniami - wyjaśnia Dariusz Konstanty Mokosa, z Fundacji Wschodnio-Europejskie Centrum Rehabilitacji w Ciechocinku.
- To są pieniądze publiczne i nie zgadzamy się by były nierozsądnie wydawane - twierdzą zgodnie przedstawiciele pozarządówki. Jednocześnie dowodzą, że wiedzą co zrobić żeby było lepiej i przedstawiają swoje postulaty.
Bez wróżenia z fusów
Przede wszystkim, wskazują na konieczność poprawy procedur. - Są dowody, że fundusze rozdzielane były z "klucza partyjnego", który naruszał zasadę transparentności - przekonuje Mokosa.
Domagają się więc, by kryteria według których podejmowane są decyzje były jawne i przejrzyste. Proponują także by samorząd organizował dwa rodzaje konkursów. Pierwszy o mikrogranty, dla wniosków do 3 tys. zł. Bez wymogu wkład własnego, z uproszczonymi procedurami i z dofinansowaniem w wysokości 100 proc. kwoty, o która ubiegają się organizacje.
Warto rozmawiać
Drugi konkurs ma być priorytetowym. Wsparcie miałyby otrzymać tylko najlepsze projekty, zaś dofinansowanie - nie niższe niż 75 proc. kwoty wnioskowanej. Chcą także organizowania kwartalnych debat zarządu województwa z organizacjami pozarządowymi.
- To są sensowne postulaty i i możliwe do realizacji - odpowiada Ewa Głodowska-Morawska, pełnomocniczka zarządu ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi. - I staną się zaczątkiem prac nad projektem wieloletniego programu współpracy.
Dyskusję nad postulatami urząd podejmie na spotkaniach z pozarządówką. Pierwsze z z nich ma się odbyć w kwietniu w Toruniu.
Propozycje popiera także Lucyna Andrysiak, radna sejmiku i szefowa Związku Harcerstwa Polskiego. Na najbliższej sesji rady złoży interpelację w tej sprawie. - Nie wszystkie postulaty da się spełnić od razu, bo wymagają kosztów. Ważniejsze jest jednak to, aby mieszkańcy naszego regionu włączyli w działanie w sektorze pozarządowym.
Rzeczniczka prasowa urzędu marszałkowskiego, Beata Krzemińska, wyjaśnia, że nie ma złotego środka, jeśli pieniędzy jest mniej niż ubiegających się o nie. - Weźmiemy pod uwag te postulaty, które poprze najwięcej organizacji. Chcemy rozmawiać i dlatego zapraszamy na kwietniowe spotkanie w tej sprawie - zachęca.
