Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwie godziny w skórze deliryka

Magdalena Janowska magdalena [email protected]
Główny bohater Jerzy - w tej roli Robert Więckiewicz - jest pisarzem i alkoholikiem lub jak kto woli alkoholikiem i pisarzem.
Główny bohater Jerzy - w tej roli Robert Więckiewicz - jest pisarzem i alkoholikiem lub jak kto woli alkoholikiem i pisarzem. nadesłane
Smarzowski do perfekcji doprowadził styl, który stworzył. Ale tak skupił się na formie, że treść może pozostawiać niedosyt.

Nowy film Wojciecha Smarzowskiego "Pod Mocnym Aniołem" to adaptacja nagrodzonej Literacką Nagrodą Nike książki Jerzego Pilcha. Główny bohater Jerzy (w tej roli Robert Więckiewicz), jest pisarzem i alkoholikiem lub - jak kto woli - alkoholikiem i pisarzem, który sam nie potrafi stwierdzić, czy pisze w przerwach picia czy też pije w przerwach pisania. Ale jednego może być pewny: po kolejnym alkoholowym ciągu, który zaprowadzi go na samo dno, wyląduje na oddziale deliryków. Nikt już nawet nie liczy, ile razy Jerzy został tam postawiony na nogi i ile razy wracał po kolejnej nieudanej próbie zerwania z nałogiem. Trudno zresztą mówić o próbie, jeśli pierwsze kroki z odwyku Jerzy kieruje do ulubionego baru "Pod Mocnym Aniołem".

Zobacz także: Więckiewicz jako Hitler i Nergal jako Ribbentrop śpiewają "Sen o Warszawie" Niemena... [wideo]
Zderzenie finezyjnego stylu Pilcha z brutalną estetyką Smarzowskiego od początku zapowiadało się ciekawie, choć reżyser przyznał, że po pierwszej lekturze uznał książkę za zupełnie niefilmową. Na adaptację zdecydował się dopiero po latach, kiedy znalazł do niej klucz, a ten klucz to czas. W filmie Smarzowskiego nic nie dzieje się linearnie i chronologicznie. Opowieść jest poszatkowana i poszarpana: sen miesza się z jawą, wspomnienia z teraźniejszością, rzeczywistość z pijackim widem. Nawet przestrzenie się przenikają - Jerzy przez drzwi na oddziale deliryków wchodzi prosto do swojego krakowskiego mieszkania. Pewne sekwencje scen uparcie się powtarzają, tworząc pętlę - tak samo jak pijackie ciągi i odwyki głównego bohatera. Widz dzieli zresztą jego alkoholową dezorientację: nie wiemy, co dzieje się naprawdę, tracimy poczucie czasu i rachubę szpitalnych pobytów. Bywa też, że trudno nam rozpoznać, kto jest kim - część ról Smarzowski obsadza bowiem podwójnie: Andrzej Grabowski gra dwóch różnych lekarzy, Marian Dziędziel jest i jednym z pacjentów, i starym Kubicą - dziadkiem Jerzego.
Smarzowski jak nikt w polskim kinie potrafi przedstawić to, co brzydkie, brudne, śmierdzące, ohydne. Jego filmy przesiąknięte są krwią, potem i odorem przetrawionego alkoholu. Widzowie, którzy mieli już do czynienia z tym reżyserem, mogli więc spodziewać się, że i stan delirium tremens Smarzowski ukaże z właściwą sobie brutalnością. Tak jest w istocie, twórca nie szczędzi publiczności widoku wymiocin, śliny, moczu i kału, które oblepiają niekontrolujących swojej fizjologii alkoholików. W filmie przeważają naturalistyczne sceny głodu alkoholowego, pijackiego upadku i zabójczego kaca i jak zwykle u Smarzowskiego są to obrazy tak sugestywne, że można by przysiąc, że na widowni kina poczuło się zapach gorzkiej żołądkowej. To zasługa zdjęć, charakterystycznego pociętego i dynamicznego montażu i dobrego aktorstwa sprawdzonej wcześniej ekipy. W filmie nie ma słabych ról - obok niezawodnego Więckiewicza w roli głównej, możemy oglądać wiele epizodów-perełek, m.in. w wykonaniu Arkadiusza Jakubika czy Kingi Preis.

Smarzowski w "Pod Mocnym Aniołem" osiągnął mistrzostwo swojego stylu, do perfekcji doprowadził "smarzowszczyznę", którą stworzył, problem w tym, że... jednocześnie stał się jej więźniem. Dlaczego? Bo doskonaląc formę, zaniedbał treść, fizjologia wyparła psychologię, a styl - fabułę. Reżyser pokazał "płyciznę pijanego ciała", o której pisze Pilch, ale nie oddał "głębi pijanej duszy", która cechuje bohatera książki. Pisarz uchwycił ten rozdźwięk i dramat, reżyser - nie. Film wstrząsa obrazami, ale nie porusza jakąś głębszą prawdą czy choćby błyskotliwością opowieści. Stąd niedosyt i zmęczenie, które odczuwa się po seansie. Smarzowski wprawdzie zawsze w swoich filmach robił widzom test na wytrzymałość, dotąd jednak im to wynagradzał: w "Róży" wciągającą historią, w "Drogówce" - sensacyjną akcją, w "Domu złym" - zagadką. Tym razem każe nam na dwie godziny wejść w skórę deliryka, tyle że gdy pojawią się napisy końcowe, zostaje nam tylko kac i wątpliwości, czy cała ta impreza była warta takiego bólu głowy.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na pomorska.pl Gazeta Pomorska