Sprawę tę bada też Urząd Nadzoru Ubezpieczeń Zdrowotnych. Jego rzecznik powiedział "Pomorskiej", że uczestniczący w szkoleniu urzędnicy kas chorych wezwani zostali na wtorek do Warszawy w celu złożenia wyjaśnień.
Zastępca na urlopie
Jak się dowiedzieliśmy, w RPA był też zastępca dyrektora Kujawsko-Pomorskiej Regionalnej Kasy Chorych, Wiesław Kiełbasiński. Wczoraj powiedział nam, że wyjazd był w całości finansowany przez firmę z Kolonii, GVG- Towarzystwo Nauk i Kształtowania Stosunków Ubezpieczeniowych, działające od lat w Niemczech. Był to już czwarty wyjazd urzędników kas, organizowany w ramach cyklu szkoleń. Dyrektor Kiełbasiński wcześniej uczestniczył w wyjeździe do Belgii. Nie chciał komentować zarzutów dotyczących tej sprawy.
Jeszcze w piątek dyrektor K-PRCh, Ryszard Ziętek nie potrafił nam odpowiedzieć, czy jego zastępca uczestniczy w afrykańskim szkoleniu. Oświadczył jedynie, że Kiełbasiński jest przez cały tydzień na urlopie.
Słoń nie atrakcja
Dyrektorzy polskich kas chorych poznawali w RPA system opieki zdrowotnej w tym kraju - tłumaczyli z kolei wczoraj na konferencji prasowej szefowie podlaskiej kasy. Jeden z nich, wicedyrektor Tomasz Koronkiewicz, pytany o atrakcje turystyczne, odpowiedział: "Słonia to ja widziałem w ZOO w Warszawie". Według Koronkiewicza nie wszyscy dyrektorzy kas, którzy pojechali do RPA, wzięli urlopy. Z jego informacji wynika, że w RPA było ok. 30 osób z kierownictw kas, w tym 8 dyrektorów naczelnych.
Z informacji "Gazety Pomorskiej" wynika, że do Afryki pojechali też szefowie i członkowie rad nadzorczych kas a jeden z nich nawet zabrał ze sobą... córkę.
W sobotę o swoim pobycie w RPA mówił zastępca głównego inspektora sanitarnego, Seweryn Jurgielaniec. Jego zdaniem, zamieszanie wokół tego wyjazdu wynika ze "zwykłej, polskiej bezinteresownej zawiści".
