Po blisko półrocznej przerwie dzieci wróciły do szkół. Mają mierzoną temperaturę, muszą dezynfekować ręce, nosić maseczki na przerwach i zachowywać 1,5 metrowy dystans. Nauczyciele wskazują, że część obostrzeń jest trudna do zrealizowania. - Uczniowie przyszli dziś do szkoły w maskach, dezynfekują ręce. Nie buntują się na procedury. Ale zachowanie dystansu jest niemożliwe, nigdzie się chyba tego nie da przestrzegać – mówi pani Magdalena, nauczycielka jednej z toruńskich szkół średnich.
Podobnego zdania jest pani Edyta, nauczycielka w podstawówce. - Nawet jeśli rodzice będą wyposażać dzieci w maseczki, to za chwilę je zgubią. Jest też zasada, by nie pożyczać rzeczy. Nauczyciel może upomnieć, ale nie jest w stanie upilnować całej grupy – zaznacza.
Polecamy
Powrót do szkół cieszy nauczycieli i rodziców, którym ciężko było godzić pracę z pomocą w nauce. Wśród dzieci zdania są podzielone.
Weronika, uczennica III klasy szkoły średniej, nie miała problemu z nauką w domu, ale woli być w grupie. - Lepiej uczy się w szkole, gdy jest bezpośredni kontakt z nauczycielem. Duże znaczenie ma też przebywanie ze znajomymi, mam wtedy więcej energii – mówi Weronika.
Dzieci pani Elżbiety bardzo cieszyły się, że poszły na normalne lekcje. Ona także, bo zdalne nauczanie było trudnym czasem dla rodziny. - Sprawdzanie co jest do zrobienia, odsyłanie zadań na czas, czasami zawodził sprzęt, brakowało internetu - nie chcę do tego wracać. Rozważam edukację domową, jeśli znów będzie zdalne nauczanie – mówi mama czwórki dzieci. - Dobrze, że dzieci wróciły do szkoły. Choć dziś mój syn wrócił sfrustrowany, bo zapomniał piórnika i nikt nie mógł mu nic pożyczyć, więc nie miał nawet jak pisać.
Z rozpoczęcia zajęć cieszą się też uczniowie pani Edyty. Inne zdanie mają jej własne dzieci. Cała trójka wolała naukę zdalną. - Dobrze im było uczyć się w domu. Nie są zadowolone z powrotu. Spotykały się z rówieśnikami, więc nie miały do czego tęsknić – mówi kobieta. - Najstarszy syn z II klasy technikum, dobrze dawał sobie radę. Szło mu lepiej niż przy nauce stacjonarnej.
Polecamy
- Cieszymy się, że wróciliśmy. Na razie jest niepewność, bo nie wiemy co nas czeka, w jakim kierunku wszystko się rozwinie. Mam nadzieję, że jak najdłużej wytrwamy w stacjonarnym nauczaniu – mówi pani Magdalena, nauczycielka. - Nie obawiam się o swoje bezpieczeństwo, choć ryzyko zawsze istnieje. W wakacje jeździliśmy w różne miejsca, byłam w takim tłumie, że chyba dawno powinnam być chora.
- Starsze nauczycielki lekkie obawy jednak mają. Dało się to odczuć na radach, miały dużo więcej pytań o bezpieczeństwo – dodaje pani Edyta, która sama nie obawia się zachorowania.
O opinię na temat obecnej sytuacji zapytaliśmy Jerzego Wiśniewskiego, szefa oświatowej Solidarności w Toruniu. - W moim przekonaniu dwa miesiące wakacji zostały przez rządzących zmarnowane. Miała być uruchomiona platforma do zdalnego nauczania. To się wiąże z kosztami, ale jeśli jest sytuacja nadzwyczajna, to może trzeba zrezygnować z innych wydatków i znaleźć środki na wyposażenie nauczycieli w sprzęt służbowy - zaznacza Wiśniewski. - Szkoły były zamykane przy 400 zachorowaniach dziennie, dochodzimy do tysiąca. Jeśli mamy dwukrotną liczbę zachorowań, to najdalej w ciągu miesiąca okaże się, że wracamy do zdalnego nauczania.
Marta Humienna, prezes oddziału ZNP w Toruniu zaznacza, że choć nauczanie zdalne było ogromnym wyzwaniem, nauczyciele poradzili sobie świetnie. - Szkoły są przygotowane organizacyjnie, tylko pytanie na jak długo wystarczy maseczek, płynów? Jesteśmy pełni obaw na ile pandemia się rozwinie i jak długo wytrzymamy w systemie stacjonarnym. Ale jeśli będzie potrzeba, nauczyciele bez problemu podejmą zdalne nauczanie, bo udowodnili, że potrafią to robić – mówi Humienna.
